Walcząc z rutyną

Twój ojciec poświęcał się treningom i widział w Tobie potencjał. Niestety pewnego dnia ginie na Twoich oczach zabity przez tajemniczego jegomościa. Poprzysięgasz zemstę…
"Punch Club" - recenzja
Jeśli oglądaliście filmy o sztukach walki, to doskonale wiecie, że nic tak nie motywuje do treningu jak zemsta. Nie inaczej jest i w "Punch Club". Twój ojciec poświęcał się treningom i widział w Tobie potencjał. Niestety pewnego dnia ginie na Twoich oczach zabity przez tajemniczego jegomościa. Poprzysięgasz zemstę…



Mijają lata. Jesteś młodym, wysportowanym człowiekiem, który liznął już coś tam ze sztuki oklepywania pysków. Nie oszukujmy się jednak, do bycia wyjadaczem dużo Ci brakuje. Przypadkowe spotkanie z pewnym człowiekiem po przegranej ulicznej walce zmieni Twoje życie i pozwoli dokonać wyczekanej zemsty. Zanim to jednak nastąpi, jest ryzyko, że padniesz z nudów.

"Punch Club" to swoisty symulator boksera. Naszym celem (oprócz dopadnięcia "tego złego") jest zostanie mistrzem walk. Dlatego też musimy nabierać tężyzny fizycznej, trenować i walczyć. Nie można jednak zapomnieć o odpoczynku, jedzeniu i pracy. Poukładanie tego wszystkiego w dobrze funkcjonujący plan dnia to niemałe wyzwanie. Do tego jeszcze rozpoczynamy pewne tajemnicze śledztwo, a także… No dobra, nasz adept nudzić się nie będzie.



Gra wykorzystuje mechaniki znane z innych gatunków. Mamy tutaj elementy RPG – bohater gry opisany jest statystykami, rozwija się i nabywa nowe umiejętności wraz z doświadczeniem. Prowadzimy też dialogi z napotkanymi postaciami, czasami wykonujemy jakieś zadania. Na przykład w pewnym momencie próbujemy poderwać siostrę naszego sparing partnera.

Protagonista został opisany łącznie siedmioma parametrami. Cztery z nich opisują jego stan: poziom zdrowia, głodu, energii i zadowolenia. Żeby być najbardziej efektywnym, trzeba te wskaźniki utrzymywać na jak najwyższym poziomie. Kolejne trzy statystyki pokazują nasz poziom wysportowania w obszarach siły, zręczności i wytrzymałości. Choć wygląda to nieskomplikowanie, to znalezienie złotego środka w utrzymaniu wszystkich parametrów na wysokim pułapie jest nie lada wyzwaniem. 



Jest też coś z "Simsów". Głodnego nakarmić, znudzonego zabawić, zmęczonego wyspać, spłukanego wysłać do pracy. Ale przede wszystkim trenować, trenować, trenować! Każdego dnia nasze nierozwijane umiejętności trochę spadają, dlatego jest to aspekt, którego nie możemy zaniedbywać.

Ciągły rozwój jest kluczem do wygrywania walk. Wpierw dostaniemy naszą szansę w amatorskiej lidze bokserskiej. Jeśli jednak spodziewacie się, że po wejściu na ring będziecie aktywnie uczestniczyć w starciu, to jesteście w błędzie. Przed potyczką ustalacie jedynie ciosy, z jakich będzie korzystać bohater, a resztę obejrzycie z perspektywy widza.



Wbrew pozorom jest to bardzo dobrze przemyślana mechanika. Warto chwilę poświęcić na analizę przeciwnika, żeby dobrać taki wachlarz ciosów, który będzie najskuteczniej oddziaływać na jego słabe strony. Choć na początku do naszej dyspozycji będziemy mieć bardzo ograniczoną liczbę umiejętności oraz slotów na ich umieszczenie, z czasem możemy pokusić się o coraz większą finezję. To w świetny sposób oddaje postęp, jaki robi nasz bohater. Warto też pamiętać o tym, że nie mamy szans na stanie się wszechstronnym wojownikiem – trzeba silniej rozwijać jedną z dróg, ale też nie odpuszczać całkowicie pozostałych ścieżek.

Każdy, kto kiedykolwiek uprawiał sport, wie, że z czasem w życie wkrada się automatyzm. Jest ona nieodzownym elementem rozwoju, może być też przyczynkiem do znudzenia i porzucenia danej dyscypliny. W "Punch Club" też niestety na dłuższą metę dotyka nas ta rutyna. Choć dość szybko dostajemy możliwość brania udziału w mniej lub bardziej legalnych walkach, to jednak w pewnym momencie większość czynności wykonujemy bardzo mechanicznie, dążąc do tego, żeby jak najszybciej trafić na ring. A kiedy w końcu przechodzimy na zawodowstwo tempo gry znacznie przyspiesza i w ciągu kilku godzin prowadzi nas do średnio zadowalającego finału. Mimo to "Punch Club" dzięki możliwości obrania różnych ścieżek rozwoju pozwala bawić się nam dłużej i nie jest to gra na raz, acz wymaga ona dawkowania, abyśmy zbyt szybko nie padli ze znudzenia.



Dużo frajdy sprawia odnajdywanie w grze wielu odniesień do szeroko pojętej popkultury. Zwróćcie uwagę na przedmioty znajdujące się w niektórych miejscach, plakaty, stereotypowo nakreślone postacie. Bez problemu zauważycie też nawiązania do "Podziemnego kręgu" czy filmów z Jean Claudem Van Dammem, "Wojowniczych Żółwi Ninja" czy "Street Fightera" albo "Mortal Kombat". Klimat dobrze budowany jest dopracowaną pixel-artową oprawą graficzną. Gorzej wypada przy tym mała liczba motywów muzycznych, które po kilku godzinach zaczynają nużyć.

"Punch Club" zawitał do tej pory na prawie wszystkie dostępne platformy do grania, ze smartfonami włącznie. Niedawno zadebiutował na Nintendo Switch i właśnie tę wersję miałem okazję sprawdzać. Konwersja jest poprawna, działa bez zarzutu – trudno mieć do niej jakiekolwiek uwagi.

Przy "Punch Club" bawiłem się dość dobrze, acz po intensywnym graniu w pewnym momencie wpadłem w pułapkę rutyny. Po odłożeniu tytułu na kilka dni i wracaniu do niego na krótsze sesje frajda z codziennych treningów i kolejnych bójek wróciła. Myślę, że jest to dobra metoda na kontakt z tą pozycją.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones