Godzina mroku

Do końca zimy jeszcze długa droga, za oknem wciąż bywa mroźno, a pogoda nie zachęca do wynurzeń. I tu cała na biało, razem z drzwiami wchodzi nowa-stara "Persona", która z wielką ochotą wypełni
Gdy rok temu recenzowałam remaster trzeciej części "Persony", po cichutku liczyłam, że prędzej czy później Atlus obudzi się z głębokiego snu i wreszcie zdecyduje się na odświeżenie tej tartarusowej epopei. Faktyczna zapowiedź remake’u polała moje serce hektolitrami miodu, ale z tyłu głowy wciąż pozostawała obawa, że efekt końcowy pozostawi wiele do życzenia. Wiadomo,  kiedyś były czasy, teraz nie ma czasów i może lepiej nie ruszać pewnych rzeczy. Dziś z wielką ulgą mogę stwierdzić, że twórcy sprostali zadaniu i zdecydowanie nie mają się czego wstydzić. 



Godzina mroku ponownie wybije na zegarach grupy studentów walczących o przetrwanie w liceum Gekkoukan. Uczniowie drugiej i trzeciej klasy pomimo początkowych niesnasek i pozornego niedopasowania wraz z upływem roku szkolnego nauczą się na sobie polegać, a następnie przy udziale pozostałych, nieraz nietypowych towarzyszy, stawią czoła sączącej się dookoła apatii. "Persona 3 Reload" nie zmienia mrocznego tonu pierwowzoru, toteż umieszczone na samym początku gry ostrzeżenia dotyczące poruszania trudnych czy niekomfortowych tematów niespecjalnie mnie zdziwiły. Ot, znak czasów i większej świadomości potencjalnych odbiorców. 



Wypełniony demonami Tartarus nadal będzie stanowił wyzwanie dla młodzieży stawiającej pierwsze kroki w oswajaniu ze swoimi Personami. Jeden z problemów oryginału polegał na tym, że każdorazowa eksploracja lochów powodowała wyczerpanie drużyny. W najgorszym przypadku okazywało się, że eksploatowana przez nas postać była niezdolna do walki przez kilka dni. Do tego protagonista chorował oraz bywał przemęczony, a to przekładało się na jego zdolności bojowe. Remake kompletnie rezygnuje z tego systemu, co owocuje niemalże niczym nieskrępowaną możliwością biegania po Tartarusie.



Częściową konsekwencją powyższego jest liczba aktywności dostępnych w szkolnym życiu. Choroba powodowała, że częściej korzystaliśmy z usług higienistki, która za pomocą wariacji mentolowego syropu leczącego wszystkie choroby podbijała nasze statystyki. Teraz motywacja do odwiedzania szkolnego szamana spadła do zera. Nic jednak straconego, bo na brak nudy nie możemy narzekać, zawsze bowiem znajdzie się ktoś, kto będzie potrzebował naszej pomocy.



Moja ulubiona składowa Person, czyli zacieśnianie więzi z przedstawicielami Arkan Tarota ponownie wypełniła mi długie godziny na kombinowaniu, jak ułożyć kalendarz w optymalny sposób. Tak dużo osób, a tak mało czasu, by dogadać się ze wszystkimi. Zwłaszcza że nie wszyscy od razu ulegną naszemu czarowi, a rozpracowanie wielu Arkan wymagać będzie sporego zaangażowania. Miłym zaskoczeniem był fakt, że niektóre dialogi odrobinę zmieniono. W rezultacie, nawet jeśli całość relacji wyglądała tak samo jak w oryginale, to drobne niuanse w pojedynczych spotkaniach sprawiały, że nie miałam poczucia przeżuwania tego samego, nieświeżego kotleta. 



Na amatorów dodatkowych wrażeń czekają też aktywności z członkami naszej drużyny. Poza klasycznymi posiadówkami przy wspólnej nauce czy wypadami do kina poświęcimy się również sadzeniu pomidorków, gotowaniu i innym osobliwym wydarzeniom. Wieczorami popracujemy w kawiarni, poddamy się wyzwaniom szefa kuchni i zagramy na automatach. Krótko mówiąc, uciech sto, wrażeń moc, a każdy dzień może zostać rozegrany na kilka różnych sposobów.

"Persona 3 Reload" to nie zwykłe odświeżenie tekstur. Gra jest pełnoprawnym remakiem z kompletnie nowym silnikiem graficznym zachwycającym od pierwszych sekund. Grafika niesamowicie cieszy oczy. I choć oryginał znam na wylot, to remake na każdym kroku zaskakiwał mnie estetycznymi widoczkami. Duża w tym zasługa przeniesienia gry w 3D i niejako nadania postaciom bardziej realnego wyglądu. W tym wszystkim wspaniale prezentują się też nowe umiejętności bohaterów, tzw. system teurgii, który zapewnia nowe, potężne ciosy w sytuacji, gdy emocje bohaterów sięgają zenitu.

Warto też wspomnieć o pierwszym w historii serii tłumaczeniu gry na język polski. Pierwsze przecieki już dawno temu informowały o takim obrocie spraw, ale zobaczyć znaczy uwierzyć. Przyznam, że lata ogrywania Shin Megami Tensei po angielsku doprowadziły do tego, że na rodzimą lokalizację patrzyłam z lekką rezerwą i obawą, że niektóre wymiany zdań mogą brzmieć, delikatnie mówiąc, dyskusyjnie. Na szczęście, eksperyment można zaliczyć do całkiem udanych. Pacjent żyje i choć czasem pokasłuje, to ma się nad wyraz dobrze. Miejscami czuć odrobinę drewienka, a w niektórych momentach zdarzają się literówki – na przykład Persona Arkany Sprawiedliwości określana jest mianem "Zwierzchniości" zamiast "Zwierzchności". Swoją drogą, bardzo ładnie wybrnięto z tłumaczenia nazw niektórych Person – chociażby Sandman został Piaskunem, a popularny Slime – Śluzem. Dziwi natomiast brak tłumaczenia plansz kończących walki, w których prezentowane są poszczególne postacie.

Dla tych, którzy po cichu liczyli na obecność damskiej protagonistki, mam przykrą wiadomość. Niestety, nie uświadczymy jej w tym remake’u. Fani "Persony 3 FES" również mogą poczuć się zawiedzeni, bo choć gra zawiera elementy tejże edycji, to nie odzwierciedla jej w stu procentach. Kto wie, może i tu doczekamy się "royalowej" wersji i w ramach wyciągania monetek od mangoentuzjastów Atlus zaoferuje nam wszystkie aspekty opowieści z wyspy Tatsumi.

Do końca zimy jeszcze długa droga, za oknem wciąż bywa mroźno, a pogoda nie zachęca do wynurzeń. I tu cała na biało, razem z drzwiami wchodzi nowa-stara "Persona", która z wielką ochotą wypełni Wam te niesympatyczne, wypełnione pluchą dni (i noce). Chyba nie muszę pisać, że to pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów dobrych jrpg-ów?
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones