Houston, żaden problem

Scenarzyści Starward nie narobili Lemowi wstydu, przeciwnie, gra sprawnie spina się z literackim pierwowzorem, a to już coś. Słabiej jest na froncie samej rozgrywki, która ogranicza się
Gdzie jest nasze miejsce we wszechświecie? Tutaj, na Ziemi – słyszymy odpowiedź, która może się wydać się rozczarowująca dla osób marzących o podboju kosmosu. Ale nie chodzi o to, żeby nie odrywać podeszew od podłogi, tylko o ewaluację tego, kim jesteśmy. A Stanisław Lem raz po raz, także na stronach filozofującego "Niezwyciężonego", zdawał się mówić, że nie jesteśmy ani ostatnim ogniwem ewolucyjnego łańcucha, ani gatunkiem dominującym i nie wszystko, co czyjeś, jest nasze.



Nie inny komunikat płynie z debiutanckiej gry studia Starward Industries, opartej na prozie mistrza twardego science fiction. Nawołuje on do pokory wobec ogromu bezkresnego kosmosu, którego tajemnic nie zgłębimy, choćbyśmy stanęli na głowie. I chyba uświadomienie sobie tej godzącej w ludzką pychę prawdy jest swoistym celem podróży Yasny, kosmonautki i naukowczyni, która ląduje na planecie Regis III. Nie chodzi jednak o to, żeby rezygnować z dążeń i wyzbyć się ambicji, lecz o niejaką akceptację niemożności poznania istoty rzeczy większych niż ludzkość.



Gra nie próbuje polemizować z dziełem Lema, bynajmniej. Opowiadając historię dziejącą się gdzieś obok fabuły książki, powtarza raczej za nim głośno i dobitnie. Może nawet aż za bardzo, bo pod koniec wyłuszcza nam się słowami Yasny wszystkie niuanse i ewentualne zawiłości, jakby nie dowierzając, że samo to, czego gracz doświadczył przez tych kilka godzin rozgrywki, wystarczy, aby popchnąć go do wyciągnięcia własnych konkluzji. Szczęśliwie badaczka cierpiąca na amnezję, rozpaczliwie szukająca na opustoszałej planecie towarzyszy z ekspedycji naukowej, która zaliczyła twarde lądowanie, to postać znakomicie napisana. Jej entuzjazm i ciekawość udzielają się od razu, chociaż niekiedy cierpi na nadmierne gadulstwo. Nie musi jednak nawijać wyłącznie do siebie, bo po naprawie radia ma kontakt z innym członkiem załogi, astrogatorem Novikiem, z którym czasem zdarza się jej pociąć, ale przede wszystkim oboje, jak to naukowcy, starają się przeanalizować kłopotliwą sytuację.



Kto czytał "Niezwyciężonego", ten zna odpowiedzi na fundamentalne dla fabuły pytania: czemu na Regis III nie ma żadnych widocznych na pierwszy rzut oka form życia i co czeka na Yasnę na końcu tej drogi? Nie ujmuje to jednak grze narracyjnej biegłości. Jakkolwiek by było, to jej główny element i atrakcja, bo mamy do czynienia z symulatorem chodzenia, gdzie sama interakcja z otoczeniem ograniczona jest sztywnymi ramami scenariusza i pełni funkcje podrzędną wobec opowiadanej historii. Scenarzyści Starward nie narobili Lemowi wstydu, przeciwnie, gra sprawnie spina się z literackim pierwowzorem, a to już coś. Słabiej jest na froncie samej rozgrywki, która ogranicza się praktycznie do podążania jak po sznurku (choć czasem przyjemnie zasupłanym) z miejsca na miejsce. Brak tu łamigłówek, sekwencji akcji z prawdziwego zdarzenia czy chwil, kiedy zaciąć się można na dłużej z innego powodu niż bezowocne poszukiwanie jakiegoś przedmiotu czy ścieżki (trudno przewidzieć, po której skale będziemy mogli wejść, a po której nie; zależy to wyłącznie od deweloperskiego widzimisię) albo konieczności powtarzania sekwencji dialogowej przy ponownym wgrywaniu gry; punkty kontrolne rozmieszczone są niekiedy zbyt rzadko. Innymi słowy, nie sposób zrobić tutaj czegokolwiek nie tak, bo każdy kolejny element, jaki spotkamy na swojej drodze, naprowadzi nas na kolejny. I tak z puntu do punktu, od startu do mety. Ale trzeba oddać studiu, że rozgrywka, mimo prościutkiej mechaniki wymagającej operowania niemal wyłącznie gałkami pada i przyciskiem akcji, jest ciągle urozmaicana.



Bo choć są to narzędzia czysto narracyjne, to znajdziemy z czasem gadżety umożliwiające nam prowadzenie faktycznych prac badawczych na Regis III. Doczekamy się nawet łazika, który znacznie przyśpieszy poruszanie się po powierzchni; nasza kosmonautka męczy się po chwili sprintu, co jest satysfakcjonujące z uwagi na obcość owej planety oraz jej majestat. Graficznie i projektowo "Invincible" skrojone zostało na modłę z dzisiejszej perspektywy retrofuturystyczną i przywołuje skojarzenia z okładkami pulpowych czasopism, publikujących groszowe opowiadania fantastycznonaukowe. Udało się też nieco rozrzedzić gęstość fabuły "Niezwyciężonego", żeby móc dostosować ją do przyjętej konwencji. "The Invincible", z jej świetnie napisaną bohaterką i mądrze wykreowanym światem i zdarzeniami, potyka się tam, gdzie potykają się inne symulatory chodzenia, których czas już chyba słusznie minął. Otóż ogranicza samo granie kosztem doświadczenia czysto narracyjnego. Ale może i ta pewna niedzisiejszość omawianego tytułu pasuje tu jak ulał, wszak to ni mniej, ni więcej, jak hołd dla ponadczasowym klasyka.
1 10
Moja ocena:
7
Krytyk filmowy i tłumacz literatury. Publikuje regularnie tu i tam, w mediach polskich i zagranicznych, a nieregularnie wszędzie indziej. Czyta komiksy, lubi kino akcji i horrory, tłumaczy rzeczy... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones