Recenzja gry

Metro: Last Light (2013)
Andrew Prokhorov
Christopher Lee Parson

Stalker w metrze

W 2005 roku na półki księgarń trafia książka pt. "Metro 2033" debiutującego rosyjskiego pisarza Dimitrja Głuchowskiego. Niespodziewanie odnosi sukces, co powoduje, że powstają jej kolejne części.
W 2005 roku na półki księgarń trafia książka pt. "Metro 2033" debiutującego rosyjskiego pisarza Dimitrja Głuchowskiego. Niespodziewanie odnosi sukces, co powoduje, że powstają jej kolejne części. Mija pięć lat i na światło dzienne wychodzi gra "Metro 2033" stojąca przez trudnym zadaniem przeniesienia klimatu książki.

Ukraińskie firma 4A Games stawia temu czoła. Krytycy i gracze chwalili rewolucyjną grafikę i znakomite oddanie klimatu panującego w rosyjskim metrze. Pojawiają się także słowa krytyki w związku z optymalizacją gry i kulejącym systemem strzelania. Mimo to ogólna ocena była pozytywna i napawała optymizmem.

"Metro: Last Light
jest sequelem gry "Metro 2033". Jednak zachowano tylko uniwersum książki, bowiem fabularnie trudno doszukać się podobieństw. Czy mimo tych zmian klimat wciąż jest rewelacyjny?

Główny wątek jest bezpośrednią kontynuacją poprzedniej odsłony gry. Artem po swoich osiągnięciach awansował do najwyższej rangi wojskowej w metrze. Został stalkerem i dołączył do elitarnego Zakonu Spartan. Niestety, nie wiedzie spokojnego życia. Jego przyjaciel Chan zauważa w ogrodzie botanicznym jedynego ocalałego cienia, a nasz bohater rusza na pełną przerażających  niebezpieczeństw  wyprawę – poszukiwanie (zdobywając przy tym odpowiedzi na ważne pytania). Przemierza nie tylko ciemne zakamarki metra, ale również powierzchnie skażonego świata. Tym samym próbuje zapobiec zagładzie walczących między sobą ocalałych ludzi. Fabuła "Metro: Last Light" jest lepsza niż w pierwowzorze. Co prawda nie tak rewelacyjna jak m.in. w tegorocznym "BioShock Infinite", ale to dobry element, który wspólnie z klimatem tworzy spójną całość.

Rdzeń rozgrywki w grze "Metro: Last Light" jest podobny do tego z poprzedniej części. Naszym głównym ekwipunkiem i jednym ze znaków rozpoznawczych tej serii są maska i filtr powietrza. Gdy jesteśmy pod ziemią, niezbyt często się przydają, a na naszym zegarku pokazuje się rzeczywisty czas rozgrywki. Natomiast kiedy musimy udać się na powierzchnię, ich posiadanie jest obowiązkowe (na czasomierzu elektronicznym pokazuje się nieustannie upływający czas). Maska ulega zniszczeniu, a warunki otoczenia wpływają na jej wygląd w znaczący sposób. Gracz teraz musi otrzeć z niej krew, błoto lub deszcz (co dodaje sporo realizmu). Nie zapomniano także o latarce i noktowizorze.

Asortyment broni, jakie będziemy posiadać, w porównaniu z pierwszą częścią jest trochę bardziej rozbudowany. Nie brakuje sklepów, w których  można kupić oręż (za główną walutę, jaką jest amunicja wojskowa). Wszystkie bronie posiadają teraz szybsze przeładowanie i lepszą jakość. Z jednej strony ma na to jakiś wpływ na awans do wyższej rangi naszego protagonisty, z drugiej  jest to ukłon w stronę nowych graczy.

Zmienił się też system przechodzenia poszczególnych etapów. W "Metro 2033" dominował bardziej survivalowy klimat zmuszający nas do walki o przetrwanie. Teraz jest inaczej – gra skłania nas bardziej do skradania się niż ryzykowania walki z przeważającą liczbą przeciwników. Mówiąc o oponentach trzeba powiedzieć, że tym razem mamy znacznie więcej wrogów z ludzkiej rasy (mniejsza liczba mutantów), którzy nie grzeszą inteligencją.

Do rozgrywki w "Metro: Last Light" mam ambiwalentne odczucia. To jeden krok do przodu, ale też jeden wstecz. Poprawiono błędy z pierwowzoru związane z optymalizacją i systemem strzelania. Zachowano także wybory moralne, ale niestety zgubiono gdzieś klimat grozy z poprzedniej odsłony.

Oprawa wizualna jest jedną z najlepszych w tym roku (pokonując nawet grę "Crysis 3"). Nie tylko tekstury mają tu znaczenie. Ważny jest artyzm wykonania – tutaj projektanci i graficy z 4A Games nie zawiedli. Gra świateł, animacja postaci, doskonałe bogate w szczegóły poziomy to elementy, dzięki którym zyskuje klimat otaczającego nas świata. W ślad za rewelacyjną grafiką poszło także udźwiękowienie. Przemierzając metro, usłyszymy różne charakterystyczne dźwięki zarówno otoczenia, jak i naszego oręża. Dubbing angielski i rosyjski to bardzo wysoki poziom (szkoda, że nie wszystkie dialogi zostały przetłumaczone). Warto wspomnieć o przyzwoitej muzyce, która potrafi przyśpieszyć puls i umiejętnie zwiększyć doznania.

Finalna ocena gry "Metro: Last Light" jest niemal bardzo dobra. Gra wciąż posiada swój unikatowy klimat i fenomenalną oprawę audiowizualną świata przedstawionego. Fabuła z dwoma zakończeniami jest ciekawym rozwiązaniem, choć nie powala na kolana (brak zapadających w pamięci postaci). Rozgrywka jest wciągająca, ale nie ustrzegła się kilku błędów technicznych i straciła gdzieś tą specyficzną atmosferę kompletnego zaszczucia. Jednak w dobie shooterów kładących nacisk tylko na rozgrywkę "Metro: Last Light" pozostaje światełkiem w tunelu. Polecam.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Ukraińcy z 4A Games nie biorą jeńców. Doskonale czują atmosferę uniwersum wykreowanego przez Dmitrija... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones