Detektyw z duchem na ramieniu

"Master Detective Archives: Rain Code" przypomniało mi najmilsze chwile związane z serią "Danganronpa". Chore poczucie humoru, nietuzinkowe rozwiązania i nieoczywiste zagadki są tym, co
Duchowy spadkobierca Danganronpy? Recenzja "Master Detective Archives"
"Danganronpy" raczej nie trzeba nikomu przedstawiać. Groteskowe opowieści o uczniach czyhających na okazję, by skrócić swoich kolegów o głowę, doczekały się potężnej rzeszy fanów na całym świecie. Pomimo fantastycznych ocen, formuła zdawała się powoli wyczerpywać, a i odejście jednego z twórców ze Spike Chunsoftu nie wieściło dobrze potencjalnym nowym projektom. Na szczęście, Kazutaka Kodaka postanowił jeszcze raz przybić piąteczkę ze swoim byłym pracodawcą i wraz z nowym zespołem przygotował dla graczy tytuł, który w niczym nie ustępuje szaleństwom morderczego miśka.



"Master Detective Archives: Rain Code" porzuca szkolne, wypełnione krzykliwymi kolorami lokacje na rzecz pogrążonego w wiecznym deszczu, neonowego Kanai Ward. To smutne, mroczne miejsce rządzone jest żelazną ręką korporacji Amaterasu i jej działem ochrony. Peacekeeperzy, pełniący de facto rolę służb porządkowych, niespecjalnie przejmują się działaniem zgodnie z literą prawa. Podejrzanych osądzają błyskawicznie, nie bacząc na to, czy pomówione osoby są winne zarzucanych im czynów. Jedyną siłą zdolną stawić jakikolwiek opór tyranom jest World Detective Organization. Młodzi detektywi skupieni w wydziale agencji w Kanai Ward robią, co mogą, by prawość znów wzięła górę na ulicach dręczonego miasta, używając do tego nadzwyczajnych umiejętności zwanych Forte.



By podkręcić jeszcze atmosferę, okazuje się, że prowadzona przez nas postać Yumy Kokoheada związana jest z nawiedzającą go boginią śmierci. Złośliwa i szydząca z chłopaka kostucha poprowadzi go przez kolejne śledztwa, niejednokrotnie służąc dobrą radą i enigmatycznymi wskazówkami dotyczącymi dziejących się w mieście wydarzeń. Dodajmy do tego fakt, że Yuma cierpi na amnezję, nie ma pojęcia, dlaczego znalazł się w tym migoczącym neonami mieście. Zagadką pozostają również jego umiejętności i ścieżka, którą powinien podążać.



Produkcja Too Kyo Games podąża tą samą surrealistyczną drogą, co gry z serii "Danganronpa". Jest wypełniona po brzegi czarnym humorem, niekonwencjonalnymi rozwiązaniami i absurdalnymi sytuacjami, które wielokrotnie wręcz zwalają z nóg. Nie zabrakło też elementów typowego fanserwisu. Towarzysząca nam boginka na co dzień przybiera formę bezkształtnego gluta, jednak po przeniesieniu się do wymiaru duchowego, okrasza ekran swoimi niewątpliwymi wdziękami, a twórcy bez większego zażenowania prezentują na ekranie coraz bardziej kłopotliwe kadry z jej udziałem. Wszystko to sprawia, że po raz kolejny musimy szykować się na nieprzewidywalną jazdę bez trzymanki.



Nasze zdolności dedukcji sprawdzimy w wymagających i nieoczywistych sprawach, zlecanych przez uciemiężonych mieszkańców miasta. Już w prologu staniemy przed, na pierwszy rzut oka, niemożliwą do rozwiązania zagadką, której stawką będzie życie naszego bohatera. Pociąg pędzi przed siebie jak szalony, wszyscy pasażerowie nie żyją, a my jesteśmy głównym podejrzanym. Korporacji Amaterasu nie zależy na naszym sukcesie, zegar tyka, a nad nami wisi widmo niechybnej zguby. Na szczęście, zbieranie wskazówek i eksploracja są tu znacznie ułatwione względem gier Spike Chunsoft. Do większości z nich prowadzą znaczniki na mapie, lokacje są mocno ograniczone, natomiast gra wyraźnie komunikuje moment, w którym nie pozostało nam już nic do odkrycia.



Prawdziwym mięskiem jest jednak wspomniany przeze mnie wyżej świat duchowy, swoisty pałac umysłu, w którym dane nam będzie przy pomocy różnych minigier dotrzeć do prawdy i wskazać tożsamość osoby odpowiedzialnej za morderstwo. Mystery Labyrinth jest pełen okrutnych zagrożeń czekających na opuszczenie gardy przez Yumę. Mijane korytarze pełne są dziwnych, groteskowych tworów niczym z obrazów Salvadora Dalego. Zapadnie, toczące się głazy i szaleńcze jazdy kolejką to tylko ułamek wrażeń, które przygotowali dla nas twórcy. Staniemy również w szranki z demonicznymi wersjami podejrzanych bądź przedstawicieli korporacji. Ci, podobnie jak w "Danganronpowych" procesach, bombardować nas będą argumentami i swoimi wersjami wydarzeń. Wszystko po to, by zbić nas z tropu i uniemożliwić dotarcie do prawdy. Gra sprawdzi naszą zdolność dedukcji i zweryfikuje pamięć. Nieuważny krok lub błędnie połączone fakty w normalnych okolicznościach zakończyłyby się zgonem protagonisty. Tu natomiast twórcy pozostawili nam duży margines błędu. Przekładają się na to zróżnicowane poziomy trudności, dzięki którym nie od razu poniesiemy konsekwencje naszego nierozgarniętego toku myślenia. Yuma zdobywa punkty doświadczenia, a co za tym idzie, zyskuje zdolności, które przydadzą się w starciach z labiryntami. Zwiększenie poziomu wytrzymałości czy odrzucenie na starcie kilku błędnych wskazówek stanowić będą niezaprzeczalnego asa w rękawie.



Z pomocą przyjdą też zaprzyjaźnieni detektywi, których umiejętności specjalne (tzw. Forte) okażą się niezastąpioną pomocą. Przykładowo – nasze szanse na rozwiązanie jednej ze spraw byłyby bliskie zeru, gdyby nie napalony Desuhiko, który uskuteczniając nieśmiałe próby podrywu, opanował zdolność błyskawicznej zmiany tożsamości. Tym magicznym sposobem dwóch młodzieńców bez problemu dostaje się do żeńskiej szkoły, by rozwikłać kolejny problem tuszowany przez Amaterasu. Detektywi są przywiązani do konkretnych spraw, przez co gra ogranicza przypadkowość wyboru i kluczenie w zaułkach, które z góry skazane są na porażkę.



O ile rozgrywce nie mogę niczego zarzucić, o tyle wydajność na Switchu pozostawia miejscami wiele do życzenia. Ekrany ładowania zdają się trwać w nieskończoność, a regularne spadki klatkażu potrafią nieraz mocno wytrącić z równowagi. Zwłaszcza gdy od tego zależy zbicie błędnego argumentu. Od czasu do czasu gubią się też tekstury, ale w szerszej perspektywie nie ma to większego przełożenia na radość czerpaną z gry.



"Master Detective Archives: Rain Code" przypomniało mi najmilsze chwile związane z serią "Danganronpa". Chore poczucie humoru, nietuzinkowe rozwiązania i nieoczywiste zagadki są tym, co zwichrowane umysły lubią najbardziej. Nowa produkcja Too Kyo Games ma duży potencjał na zyskanie równie szerokiego grona odbiorców, co wariacje z udziałem Monokumy.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones