Niedogotowany Makarov

Trudno zrozumieć, co poszło nie tak przy tworzeniu tej odsłony serii. Jak Activision mogło tak zmasakrować swojego chłopca, który co roku przynosił mu grube miliony dolarów? Być może to kwestia
W życiu są takie rzeczy, które można uznać za stałe. Jak na przykład świąteczna reklama Coca Coli z rubasznym Mikołajem, na którą czekaliśmy za dzieciaka. Z podobną ekscytacją miliony graczy na całym świecie wyczekiwały co roku najnowszej odsłony z serii "Call of Duty”. W tym roku jednak, po raz pierwszy od lat, metaforyczna ciężarówka zboczyła z trasy i wpadła w koleiny, czego efektem jest " Call of Duty Modern Warfare III". To gra, która dopuszcza się grzechów niewybaczalnych.

Zaznaczam, że niniejsza recenzja opisuje kampanię dla pojedynczego gracza. W momencie pisania tego tekstu tryb sieciowy nie jest jeszcze dostępny, więc to opinia dla graczy, którzy kupują CODa dla fabuły albo też zawsze widzieli w niej interesujący dodatek do głównego dania, czyli trybu multiplayer. 

Przygoda zaczyna się typowo dla serii. Mamy tu skradanie się po średniowiecznej twierdzy z użyciem noktowizorów aż po tango w akompaniamencie strzałów i wybuchów, wieńczące odbicie znanego fanom serii Makarova , który na marginesie wygląda w tej odsłonie jak Ben Shapiro (pozdrawiam mojego redakcyjnego kolegę, Michała Walkiewicza, który wpadł na to porównanie). W pierwszej misji dostajemy też możliwość wyboru opcji dialogowej. Jego potencjał jako nowej mechaniki w grze został jednak brutalnie zmarnowany; po raz pierwszy w historii gry otrzymaliśmy bowiem kampanię, która idzie po linii najmniejszego oporu. 

Widać to najlepiej w drugiej misji, kiedy to zostajemy wrzuceni do portu ze sporym otwartym terenem. Naszym zadaniem jest najzwyczajniej w świecie przejście od punktu A do B, a następnie – zgadliście! – do punktu C. Po drodze musimy wybijać głupich jak but przeciwników. Nie wiem, co się stało ze sztuczną inteligencją wrogów w tej części, ale otwarte przestrzenie zdecydowanie jej nie służą. Podczas rozgrywania każdej misji z rozległą mapą, w której nie jesteśmy prowadzeni za rączkę, po każdym spotkaniu z przeciwnikami miałem flashbacki z tegorocznego "Redfalla". I niestety, ta druga misja w porcie nie jest tu wypadkiem przy pracy – jest ich w samej kampanii więcej. 

To, że mamy tu do czynienia z niezbyt inteligentną sztuczną inteligencją i uproszczonymi mapami, da się jeszcze wybaczyć (część misji rozgrywanych jest na mapie z "Call of Duty Warzone"), ale tego, że kampania jest koszmarnie nudna, już nie. Pierwszy raz w historii serii bohaterowie są tak nijacy, że ich śmierć nawet nas nie porusza – próżno tu więc szukać takich emocji jak w oryginalnych odsłonach z serii "Modern Warfare" Nawet kontrowersyjna misja "No Russian", która znalazła się w tegorocznej części, została przemielona na coś w rodzaju interaktywnej cutscenki – brakuje jej impetu i jakiegokolwiek charakteru. Podejrzewam, że większość graczy, którzy znają oryginał, nawet nie zorientuje się, które to było zadanie w całej kampanii. Grę można ukończyć w niespełna trzy godziny, a na końcu czeka nas rozczarowujący finał – co, patrząc na całokształt, nawet nie dziwi.

Trudno zrozumieć, co poszło nie tak przy tworzeniu tej odsłony serii. Jak Activision mogło tak zmasakrować swojego chłopca, który co roku przynosił mu grube miliony dolarów? Być może to kwestia umowy z PlayStation, zobowiązującej wydawcę do wypuszczenia jeszcze jednej pełnoprawnej odsłony z serii "Call of Duty". Możliwe, że studio wydało na szybko coś, co miało być jedynie dodatkiem do "Modern Warfare II" (tegoroczna odsłona na PS5 nie ma platynowego pucharka i widnieje jako DLC). W ten sposób powstał swoisty Frankenstein, w którym jedynie tryb multiplayer zadowoli fanów. Cała reszta nie ma serca.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones