Recenzja filmu

Zabij i żyj (2018)
Colin Minihan
Hannah Emily Anderson

"There's a Demon inside..."

Wyższy budżet czuć tutaj w każdym aspekcie, ale i jego wysokość nie byłaby do końca uzasadniona bez samoświadomości warsztatu, którego opanowanie przejawia się nie tylko w gramatyce filmowego
Reżyserską działalność Colina Minihana śledzę właściwie od samego początku, i o ile pierwsze dwa filmy ("Extraterrestrial", "Krew na piasku") były amatorskimi, choć zrealizowanymi z sercem b-klasowymi produkcjami, o tyle trzeci tytuł stanowi niespodziewany zwrot w tejże skromnej i niedługiej gatunkowej eskapadzie filmowca. Wyższy budżet czuć tutaj w każdym aspekcie, ale i jego wysokość nie byłaby do końca uzasadniona bez samoświadomości warsztatu, którego opanowanie przejawia się nie tylko w gramatyce filmowego języka, intrydze i emocjonującej fabule, ale również w najdrobniejszych niuansach wysublimowanej formy.
"What Keeps You Alive" opowiada historię dwóch żon - Jules (Brittany Allen) i Jackie (Hannah Emily Anderson), które wybieraj się na weekend do domku nad jeziorem w celu celebracji pierwszej rocznicy ślubu. Pod złudną, miłosną fasadą skrywa się jednak mnóstwo mroku, który - niczym grom z jasnego nieba - zalewa ciemnością sielski, zielony krajobraz... 

Już pierwsza scena ustanawia odpowiednią perspektywę - jako widzowie od razu wskakujemy w buty Jules - to z nią się utożsamiamy i jej kibicujemy. Dramat kobiety, skonfrontowanej z ujawniającymi się symptomami psychozy jej żony, jest o tyle większy, że wydarzenia rozgrywają się w odciętym od świata miejscu, a punkt zwrotny fabuły następuje w podobnych okolicznościach i w równie niespodziewanym momencie, co w ubiegłorocznym "Revenge" Coralie Fargeat. A więc jest nieprzewidywalnie i szokująco. Co warto zaznaczyć - film Minihana jest jednak w porównaniu do feministycznego kina Francuzki pozbawiony znamion pastiszu czy postmodernistycznego zacięcia. Jest też przez to bardziej urealistyczniony, wszystkie przyczynowo-skutkowe mieszczą się w ramach przyjętego prawdopodobieństwa, choć i tak na niektóre fabularne decyzje należy spojrzeć z przymrużeniem oka, by czerpać większą satysfakcję z seansu.
Reżyserowi udało się oddać konflikt poprzez znakomitą grę aktorską (głównie mimiczną i cielesną) oraz liczne niuanse fabularne. Z kolejnymi kwadransami staje się jasne, że morderczy plan Jackie przemyślany został w najdrobniejszych szczegółach. Zdobyte podczas polowań z ojcem doświadczenie,  dało antagonistce umiejętność posługiwania się bronią palną, wiedzę w zakresie podstaw kryminalistyki, a zwłaszcza - na temat zacierana śladów zbrodni. Brak empatii i zdolność dostosowywania się do społecznego otoczenia, pomaga jej ponadto skrzętnie podtrzymywać ułudę szczęśliwej współmałżonki i osoby zrównoważonej. Wszystko to działa oczywiście na niekorzyść Jules, która niczym zbłąkana owieczka, będzie zmuszona zrobić wszystko, aby uwolnić się z sideł złego wilka. 

Satysfakcję z seansu podtrzymuje - jak wspomniane zostało wcześniej - strona audio-wizualna.  Leśne krajobrazy spowija gęsta mgła, kamera w rękach Davida Schuurmana wyodrębnia postaci z kadru i zmienia punkty widzenia, dynamizując akcję. Jednej ze scen, kiedy ekranowa przemoc ilustrowana jest muzyką klasyczną, nie powstydziłby się sam Kubrick. Zresztą cały soundtrack (autorstwa samej Brittany Allen!) zasługuje na pochwałę - dźwięki odpowiednio nastrajają, dynamizują fabularne zwroty lub zasiewają grozę, w zależności od sytuacji. Istotna jest piosenka śpiewana przez Jackie w jednej z pierwszych sekwencji, której słowa zdają się być zapowiedzią tego, co przez następne półtorej godziny widz będzie oglądał na ekranie. To tylko kolejny dowód na reżyserskie opanowanie filmowej materii w przeżywającym ostatnimi czasy swoisty renesans kinie grozy. 
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones