Recenzja filmu

Wilkołacze sny (2014)
Jonas Alexander Arnby
Sonia Suhl
Lars Mikkelsen

Skandynawski sen

Uprawa ambiwalentnego, zaangażowanego socjalnie art house'u przyniosła zadowalające plony.
Marie ma dziewiętnaście lat i mieszka z rodzicami w nadmorskiej osadzie, której mieszkańcy zajmują się połowem i oprawą ryb. Kontakt z ojcem i matką ma dla dziewczyny charakter bezemocjonalny; praca w zakładzie przetwórstwa rybnego zmusza ją do konfrontacji z wieśniaczkami, niewidzącymi świata pod fabryką. Codzienność nastolatki wypełniona jest obezwładniającą melancholią. Pewnego dnia na piersi bohaterki pojawia się tajemnicze znamię. Od tego momentu ciało oraz mentalność Marie przejdą szereg zmian, a ona sama nabierze iście zwierzęcej natury.


"Wilkołacze sny" to film o byciu innym w najbardziej niesprzyjających odmienności warunkach. Gatunkowo objęty został w ramy dramatycznego horroru, stylistycznie czerpie z europejskiego kina artystycznego (niekiedy przypomina "Metalhead", innym razem "Poza szatanem"). Co więcej, cechuje się mocno feministycznymi impulsami. Uprawa ambiwalentnego, zaangażowanego socjalnie art house'u na ziemiach duńskich przyniosła zadowalające plony; debiut fabularny kopenhażanina Jonasa Alexandra Arnby'ego przez rodaków wyróżniony został dwiema nagrodami Roberta, jednym Bodilem oraz wieloma nominacjami. Polacy goszczący obecnie na ekranach kin obraz postanowili zmieszać z błotem.

Dzieło Jonasa Arnby'ego doskonale sprawdza się jako artystyczna pochwała inności i próba celuloidowej walki o prawa mniejszości. Marie, początkowo zahukana, niepewna siebie, pod wpływem zagadkowej przemiany staje się wolną od okowów uległości, silną kobietą. Nie daje się stłamsić, zamiast korzyć się przed płcią brzydszą zachęca swojego adoratora do uprawiania dzikiego seksu. Początkująca aktorka Sonia Suhl nadała swej postaci cechy emancypacyjne, prowadząc do stopniowego wyzwolenia tak Marie, jak i tkwiących w niej tytułowych instynktów. Arnby i scenarzysta Rasmus Birch w swym aktywizmie posuwają się jeszcze dalej. Z główną bohaterką utożsamiać mogą się nie tylko uciskane kobiety, ale też przedstawiciele innych "problemowych" mniejszości: seksualnych, rasowych czy areligijnych. Gej z niewielkiego miasteczka (zwłaszcza tego polskiego) z łatwością wejdzie w skórę protagonistki granej przez Suhl. Nie bez powodu wyróżniono "Wilkołacze sny" nominacją do Queer Palm, nagrody wręczanej podczas Festiwalu Filmowego w Cannes.


Możliwie wyraziściej i jeszcze lepiej niż jako dzieło zaangażowane społecznie "Wilkołacze sny" sprawdzają się w postaci niezależnego filmu autorskiego. Arnby nakręcił swoją pierwocinę zgodnie z własnymi popędami artystycznymi, nie podążając za konwenansami kina głównego nurtu. Jest więc – nie można zaprzeczyć – jego opowieść horrorem o wilkołactwie, lecz znacznie bardziej jawi się jak dramat psychologiczny, który z wilkołaczego wątku tworzy interesujący, abstrakcyjny ornament fabuły. Od tytułowej przypadłości Marie istotniejsze okazują się chociażby zdjęcia autorstwa Nielsa Thastuma: są ciężkie, metaliczne, wzmagają nieopuszczające miejsca akcji poczucie beznadziei.

"Wilkołacze sny" to kolejny tytuł, który włączyć można w zbiór filmów przegapionych, niezrozumianych i wzgardzonych przez ograniczającego definicję horroru polskiego odbiorcę.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
W "Wilkołaczych snach" Jonas Alexander Arnby łączy kino grozy z przypowieścią o nietolerancji,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones