Recenzja filmu

Wałkonie (1953)
Federico Fellini
Arlette Sauvage
Claude Farell

Młode byczki

Pod względem zastosowanych technik filmowych "Wałkonie" są najmniej fellinowskim filmem. Brak tu typowych dla reżysera skrótów myślowych, niespodziewanych zbliżeń, manipulacji między planami i
W życiu każdego człowieka przychodzi taki czas, w którym musi on zostawić za sobą młodzieńcze lata i wejść w dorosłość. Chwila ta wiąże się z odpowiedzią na wiele ważnych pytań. Co chcę robić w życiu? Czy powonieniem podążać za swoimi marzeniami? Znaleźć pracę? Ustatkować się? Mieć dzieci? Oto pytania i tematy poruszane przez Federico Felliniego w "Wałkoniach".
 
W drugim w pełni solowym obrazie włoski reżyser opowiada o pięciu dobijających do trzydziestki mężczyznach, którzy trwonią czas na szukaniu rozrywki w prowincjonalnym nadmorskim miasteczku. Dorywcze prace, wieczne pożyczki i litość rodziny pozwalają przetrwać im kolejne dni. Fausto jest przypominającym Elvisa Presleya kobieciarzem, Alberto aroganckim poszukiwaczem uwagi, Riccardo domorosłym śpiewakiem, Leopoldo intelektualistą spędzającym wieczory na pisaniu wierszy, a Moraldo nieśmiałym myślicielem szukającym jeszcze dla siebie miejsca. Naśmiewają się oni z mieściny, w której żyją, ale coraz wyraźniej stają się częścią jej krajobrazu. Zatrzymali się na etapie przejściowym, nadal nie udzielili odpowiedzi na powyższe pytania. Powoli zapominają o swoich marzeniach, w których wszyscy opuszczali prowincję i ruszali w świat. Stali się, jak sugeruje tytuł, "młodymi byczkami".
 
Fabuła porusza się do przodu za sprawą Fausto, który spodziewa się niechcianego dziecka z siostrą Moraldo. Na jego drodze pojawiają się kolejne pytania. Czy powinien porzucić ciężarną kobietę i uciec? A może powinien ją poślubić i zostać przykładnym ojcem? Ale czy jest on gotów na taką zmianę? Czy którykolwiek z "młodych byczków" jest gotów na jakąkolwiek zmianę? Wszechobecna bezczynność mężczyzn kształtuje ich na życiowych nieudaczników o słabych charakterach i chwiejnej psychice. Jednak Fellini nie stara się moralizować, ani rzucać oskarżeń. Jedyne, co robi, to bezlitośnie obnaża ułomności swoich bohaterów. Dokonuje przy tym analizy emocjonalnej i intelektualnej niedojrzałości grupy przyjaciół, dla których niechęć wobec dorosłości stała się maską dla przytłaczającego ich poczucia życiowej klęski.

Jednak tym, co sprawia, że film zapada w pamięć, nie jest to, co opisałem do tej pory, lecz wyjątkowe przedstawienie przez Felliniego egzystencjalnej samotności. Bohaterowie, mimo iż są piątką przyjaciół, z osobna odczuwają wewnętrzną samotność i niezrozumienie. Ich poczucie alienacji i odosobnienia jest przedstawiane przez reżysera na wiele sposobów. Wiele scen w filmie jest tak skonstruowanych, aby poniekąd odwoływać się do poprzednich i poprzez kontrast wywołać poczucie narastającej pustki. Odosobnienie podkreślane jest również poprzez ostre oświetlenie kadrów tworzące jaskrawe obrazy. Całość wyśmienicie uwydatnia muzyka Nino Roty. Tym razem wielokrotny współpracownik Felliniego nie oszczędzał instrumentów. Każdy utwór świetnie oddaje klimat sceny, do której jest przypisany. I nie chodzi tu tylko o sceny skupiające się na alienacji, ale również wszystkie pozostałe. Wystarczy tylko wspomnieć magiczną kompozycję ilustrującą jesienny wypad przyjaciół nad wzburzone morze.
 
Pod względem zastosowanych technik filmowych "Wałkonie" są najmniej fellinowskim filmem. Brak tu typowych dla reżysera skrótów myślowych, niespodziewanych zbliżeń, manipulacji między planami i surrealistycznych postaci będących jednocześnie symbolami. Praca kamery miejscami jest nietypowo statyczna. Jednak mimo to w filmie pojawia się wiele typowych dla Włocha tematów: społeczna alienacja, małżeństwo i niewierność, miasto jako bohater filmu, melancholia opuszczonych nocnych ulic, motyw morza oraz skrzętnie przemycane elementy biograficzne. W długiej karierze reżysera "Wałkonie" stanowią punkt węzłowy między błyskotliwym, ale powierzchownym "Białym szejkiem" a pierwszym w pełni charakterystycznym dziełem, jakim była "La Strada". Wskazują na dalsze kierunki rozwoju reżysera. Weźmy na przykład opus magnum Włocha - "Osiem i pół". Główny bohater filmu Guido, będący alter-ego Felliniego podobnie jak bohaterowie "Wałkoni"  utknął między dzieciństwem a dojrzałością, podobnie jak Fausto jest obsesyjnie niewierny wobec swojej żony i podobnie krąży bez celu po mieście, zastanawiając się, co dalej zrobić ze swoim życiem.
 
Mimo iż w filmie nie wystąpił ulubiony aktor Felliniego Marcello Mastroianni ani jego żona Giulietta Masina aktorstwo stoi na dobrym poziomie. Z Alberto Sordim i Leopoldo Trieste włoski reżyser miał okazję pracować przy "Białym szejku". Ich współpraca musiała okazać się owocna, skoro znalazło się dla nich miejsce w kolejnym projekcie. Ciekawostką jest, że Fellini powierzył jedną z głównych ról swojemu bratu Riccardo. W filmie wciela się on w postać o tym samym imieniu.
 
Myślę, że "Wałkonie" stanowią idealny punkt na rozpoczęcie przygody z Fellinim (a jeśli nie oni, to "La Strada"). Film z 1953 roku nie jest na tyle specyficzny, aby zniechęcić widza, ale jednocześnie zawiera większość typowych tematów poruszanych przez włoskiego reżysera. Jest przy tym mocno zbliżony do amerykańskich dramatów społecznych, które powinien znać przeciętny widz.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones