Recenzja filmu

Trzy pory roku (1999)
Tony Bui
Harvey Keitel
Huu Duoc Nguyen

Czwarta pora roku

Dziewczyna pracująca na plantacji kwiatów lotosu, Kien An, spisuje wiersze chorego na trąd pracodawcy. Jej losy splatają się z perypetiami pozostałych bohaterów. Wśród nich jest Amerykanin James
Dziewczyna pracująca na plantacji kwiatów lotosu, Kien An, spisuje wiersze chorego na trąd pracodawcy. Jej losy splatają się z perypetiami pozostałych bohaterów. Wśród nich jest Amerykanin James Hager poszukujący swojej córki, młody uliczny sprzedawca, Woody, zostaje okradziony i poszukuje złodzieja swojego towaru oraz rykszarz Hai, który zakochuje się w prostytutce. Miejscem wydarzeń tej opowieści jest położone w Wietnamie miasteczko o nazwie Ho Chi Minh.

Historia może wydawać się zbyt prosta, by sprawić, żeby film okazał się hitem. W końcu w dzisiejszych czasach poszukujemy filmów z oryginalną, niecodzienną fabułą. Jednak brak tej niepowtarzalnej akcji wychodzi obrazowi na dobre. Jest kilku bohaterów, którym towarzyszą bardzo zwykłe wydarzenia. W ten sposób mamy tu próbę naprawienia popełnionego dawno błędu, poszukiwanie drogiej dla siebie rzeczy, miłość do "nieodpowiedniej" osoby, czy bezinteresowną pomoc potrzebującej osobie. Zmontowana całość przewija się spokojnie, bez niespodziewanych zwrotów akcji. Wszystko można przewidzieć już dużo wcześniej, a mimo to śledzimy wydarzenia do samego końca. Czy przypadkiem nie za to kocha się kino orientalne?

W fabule dostrzegamy przykłady stopniowej amerykanizacji Wietnamu. Widzimy ogromny billboard reklamujący Coca-Colę, widzimy jak piękne i świeże kwiaty lotosu zostają wypychane przez ich plastikowe odpowiedniki, a jedynymi budynkami które powstają, są kilku gwiazdkowe hotele, na które stać tylko bogaczy. Oprócz tego pojawia się przykład kobiety, która nie wyobraża sobie swojej przyszłości inaczej niż u boku jednego z tych bogatych ludzi - pensjonariuszy hotelu.

"Trzy pory roku" zostały zauważone na festiwalu Sundance. Dwukrotnie nagrodzono film (przez jury i publiczność), ale nagrodę otrzymała również Lisa Rinzler. Moim zdaniem wszystkie te nagrody zostały przyznane słusznie, ale najbardziej zasłużone było wyróżnienie za zdjęcia. Sposób w jaki sfilmowano tę opowieść nadaje jej nowego wyrazu i sprawia, że staje się jeszcze bardziej niezwykła.

Trochę uwagi należy poświęcić również aktorom. Tutaj niestety bez rewelacji. Jedyną wiarygodną postacią był bohater wykreowany przez, jak zawsze świetnego, Harveya Keitela. Reszta ekipy wypadła o wiele gorzej i grała trochę sztucznie, nie przekonując nas do swojej roli. To jednak nie razi w oczy aż tak bardzo, gdy oglądamy tak piękną i wzruszającą produkcję.

Film jest naprawdę świetny, jednak przeznaczony dla osób, których ideałami filmowymi nie są takie postacie jak John McClane, James Bond czy bohaterzy wykreowani przez Chucka Norrisa. Jest to bardzo niezwykły (kolejny raz już używam tego słowa), wysublimowany i na swój sposób magiczny obraz. Być może Wam się nie spodoba tak bardzo jak mi, a trzeba wiedzieć, że nie jestem wielkim miłośnikiem produkcji z tamtej części świata.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones