Recenzja filmu

Top Gun: Maverick (2022)
Joseph Kosinski
Tom Cruise
Val Kilmer

Sky Is The Limit wg Toma Cruise'a

 Nie mam wątpliwości, że "Top Gun: Maverick" jest najpiękniejszym kinowym obrazem prezentującym nam możliwości mechaniczne myśliwców, zagrożenia i wysiłek pilotów, ale również widowiskowość
Top Gun – słowa muszą być znane każdemu kinomanowi, ponieważ taki tytuł nosi film będący ikoną lat 80. Po 36 latach dostajemy starannie wybraną kolejną przygodę Mavericka. Pomysł kontynuacji serii przewijał się od dekad, ale wcielający się w tytułową rolę Tom Cruise zawsze powtarzał, że zagra w kolejnej części tylko, jeśli pojawi się naprawdę dobry scenariusz. Ostatecznie Eric Warren Singer, Christopher McQuarrie i Ehren Kruger stworzyli historię, która spełniła oczekiwania i produkcja sequela stała się faktem. Niestety przez pandemię COVID-19 producenci kilkakrotnie przekładali premierę, aby dać widzom niezapomniane przeżycia w kinie. Czy te wszystkie lata czekania były tego warte?


Pete "Maverick" Mitchell posiada rangę kapitana i wciąż służy w marynarce wojennej. Wielokrotnie odznaczany żołnierz w jego wieku powinien być już co najmniej admirałem, a może nawet pełnić funkcję senatora. Dlaczego więc jego kariera nie idze w tę stronę? Bohater odpowiada po prostu, że "jego miejsce jest w marynarce".

Od czasu pierwszej części protagonista zdecydowanie dojrzał, ale nie stracił błysku w oku ani najbardziej czarującego uśmiechu z całego Hollywood. Tom Cruise od wielu lat jest jedną z większych gwiazd filmowych i także tu pokazuje, że nadal zasługuje na tę opinię. Jego brawura, śmiałe dialogi i uśmiechy sprawiają, że sami się uśmiechamy, a w scenach dramatycznych naprawdę współczujemy granej przez niego postaci problemów, z jakimi się mierzy. Dla fanów umiejętności sprinterskich Toma Cruise'a znanych z innych serii jak "Jack Reacher" lub "Mission: Impossible" dopowiem, że i w tym filmie nie mogło zabraknąć sceny, w której moglibyśmy go podziwiać w biegu.


Mitchell zostaje skierowany przez swego starego przyjaciela – Icemana (Val Kilmer) obecnie piastującego stanowisko dowódcy Floty Pacyfiku – do zadania specjalnego. Ma on wybrać najlepszych pilotów, którzy ukończyli akademię Top Gun, i wyszkolić ich do misji, z jaką nawet on się nie mierzył. Jej celem jest podziemne laboratorium badań nad uranem, ukryte przed światem w pilnie strzeżonym górskim rejonie. Czasu na przygotowanie jest niewiele, ponieważ obiekt musi zostać zniszczony, zanim dotrą do niego pierwsze transporty z paliwem.

Brzmi to jak totalna fikcja? Nawiązania do motywu zniszczenia gwiazdy śmierci w "Gwiezdnych wojnach: Części IV - Nowej nadziei"? Niewątpliwie tak, ale główną inspiracją dla stworzenia takiego scenariusza jest prawdziwa historia, a konkretnie operacja Opera, jaką przeprowadziło lotnictwo izraela 7 czerwca 1981 roku. Celem ataku było zniszczenie irackiego reaktora jądrowego, istniało bowiem podejrzenie, że oprócz produkcji energii elektrycznej byłyby tam również prowadzone badania nad wykorzystaniem energii jądrowej do celów wojskowych.


Aby uniknąć wykrycia przez radary, izraelskie samoloty F-16 leciały na małej wysokości, nie przekraczając 150 metrów. Miały przed sobą okrężną trasę – zahaczyły o Morze Czerwone, a następnie kierowały się na północny wschód wzdłuż granicy pomiędzy Jordanią i Arabią Saudyjską. Przed atakiem F-16 włącyły dopalacze i błyskawicznie wspięły się na ponad dwa tysiące metrów. Zaatakowały z zegarmistrzowską precyzją. Co pięć sekund kolejny samolot wchodził w nurkowanie i na wysokości nieco powyżej kilometra uwalniał obie bomby. Według późniejszych analiz co najmniej połowa trafiła w cel. W sumie bombardowanie trwało tylko 40 sekund, ale to wystarczyło, by zmienić iracki reaktor w stertę dymiących gruzów.

Wracając do fabuły filmu, na pierwszy rzut oka wydaje się ona prosta, ale nie należy traktować tego jako wadę. Musimy pamiętać, jakim dziełem była pierwsza część z 1986 roku. Samoloty, piloci, szkolenie – to jest to, o czym myślimy gdy słyszymy "Top Gun". I te właśnie elementy zostały dopracowane w najwyższym stopniu, a postać grana przez Toma Cruise'a jest dla mniej zaznajomionego widza świetnym wingmanem będącym cały czas blisko i wspierającym w bardziej skomplikowanych zagadnieniach lotnictwa myśliwskiego.

Wątek miłosny który został przedstawiony za pomocą krótkich zdań oraz subtelnych – ale świetnie zagranych –uśmiechów i gestów. Tylko tyle i aż tyle zdecydowanie wystarcza, aby zrozumieć myśli i uczucia, jakimi mierzą się Pete i Penny (Jennifer Connelly). A widzowie, którzy przeżyli podobne historie miłosne i przykładają uwagę do ścieżki dźwiękowej, powinni być naprawdę ukontentowani utworu dobranego na zakończenie filmu.

 

Kolejną postacią, której trzeba poświęcić uwagę, jest zdecydowanie porucznik Bradley "Rooster" Bradshaw grany przez Milesa Tellera. Jego ojcem był podporucznik Nick "Goose" Bradshaw, który latał razem z Maverickiem do czasu nieszczęśliwej śmierci podczas awaryjnego katapultowania z myśliwca. Pierwszą rzeczą, jaka rzuca nam się w oczy, to jego ogromne podobieństwo do postaci ojca. Wielkie brawa dla producentów i działu charakteryzacji, bo właśnie przez ten znajomy wygląd od razu czujemy do niego sympatię oraz dodatkowe emocje w jego relacji Maverickiem. Aktorsko spisał się on równie dobrze. Zaczynając od radosnych scen przy pianinie, przez okres szkolenia, w trakcie którego pokazywał swoje ambicje, aż konfliktu z kapitanem Pate'em Mitchellem.

Na wyróżnienie zasługują również charakterystyczne postacie: nieskromny bohater Hangman (Glen Powell), nieprzejmujący się stratą swoich ludzi admirał Beau "Cyclone" Simpson (Jon Hamm), dążący do zmian i nowoczesności kontradmirał Chester "Hammer" Cain (Ed Harris) oraz najbliższa sercu Mavericka Penny Benjamin (Jennifer Connelly). Każda z tych postaci była bardzo wyrazista i od razu możemy wyrobić sobie o nich własne zdanie.


Prezentowana dbałość o detale jest naprawdę godna podziwu. Inni twórcy, myślący o stworzeniu działa kompletnego, dającego pełną imersję przedstawionej historii, powinni naśladować producentów "Top Gun: Maverick". Najlepszym tego przykładem jest sekwencja otwierająca. Mimo że przedstawienie Mavericka jako pilota testowego i oblatywanie prototypowego samolotu jest wątkiem pobocznym, zajmującym tylko kilka minut, producenci ogłosili pełną mobilizację. Przy współpracy z firmą Lockheed Martin dali nam niesamowite widowisko! Trzeba podkreślić jak świetną robotę wykonali ludzie z Lockheed Martin przy projektowaniu prototypowego samolotu Darkstar, za sterami którego kapitan Pete Mitchell rozwiną prędkość 10 machów. To, jak bardzo realny i dopracowany jest to model samolotu, najlepiej obrazuje zainteresowanie chińskiego wywiadu rozważającego potencjał bojowy tak zaprojektowanej maszyny.

Wskakując do kokpitu i unosząc się w powietrze, widzimy ujęcia z wnętrza myśliwców prezentujące prawdziwe przeciążenia rysujące się na twarzy pilotów podczas najbardziej brawurowych manewrów. Zgodnie z obietnicami producentów kamery umieszczone w kokpitach są najlepszą realizacją tego typu ujęć w historii kina. Sprawia to, że siedząc w fotelu w sali z dobrym nagłośnieniem, sami nieświadomie napinamy mięśnie, aby razem z pilotami  walczyć o utrzymanie przytomności podczas przeciążeń rzędu 9G. Natomiast oglądając loty myśliwców z zewnątrz, warto zwrócić uwagę na genialne zaplanowanie miejsc i czasu ujęć, pozwalające nam w scenach w kanionie lub na pustyni zaobserwować na drugim planie pełny cień pędzącego myśliwca. Nawet gdy akcja filmu przenosi się na ziemię, zdjęcia nadal utrzymują wysoki poziom. Przejścia pomiędzy szerokimi kadrami a zbliżeniami są bardzo naturalne i świetnie prezentują nam lokacje lub emocje bohaterów.

Mówiąc krótko: film jest nakręcony cudownie. Ujęcia z kokpitów, niskie przeloty myśliwców, zapierające dech w piersiach dalekie plany oraz liczne ujęcia nawiązujące do pierwszej części z 1986 roku – to wszystko prezentuje się świetnie na dużym ekranie i nie mogę sobie wyobrazić, aby ktoś wyszedł z seansu bez ujęcia, które zapadłoby mu w pamięć. Dla mnie jedną z takich scen jest przyjazd Mavericka na lot testowy i wejście do hangaru, a konkretnie ujęcie pozwalające nam od boku w pełni podziwiać sylwetkę samolotu Darkstar, od jednej krawędzi ekranu do drugiej. Naprawdę robi wrażenie! Z resztą cały proces oblatywania samolotu, od momentu odpalenia pierwszego silnika aż do wybuchowego końca, sprawia, że czujemy się, jakbyśmy brali udział w czymś wyjątkowym. Nie mam wątpliwości, że "Top Gun: Maverick" jest najpiękniejszym kinowym obrazem prezentującym nam możliwości mechaniczne myśliwców, zagrożenia i wysiłek pilotów, ale również widowiskowość powietrznych manewrów, jaką potrafią zaprezentować najlepsi piloci myśliwców.

Muzyka wspaniale podkreśla i utrwala w pamięci prezentowane sceny. Początkowa sekwencja hitowego utworu Danger Zone Kenny'ego Logginsa oraz widoku pełnego morza i startujących z pokładu lotniskowca myśliwców od razu wywołuje uśmiech na twarzy, i wspomnienia z pierwszego "Top Guna". Jestem pewny, że wszystkim widzom filmu przebój I Ain't Worried grupy OneRepublic już do końca życia będzie się kojarzyć się z widokiem Toma Cruise'a grającego na plaży w siatkówkę, a Hold My Hand Lady Gagi wspaniale domyka cały film oraz zaprezentowaną historię życia brawurowego kapitana  Pete'a "Mavericka" Mitchella.


Bohater musi zmierzyć się też z poważnym dylematem. Po śmierci Goose'a obiecał jego żonie, że postara się zastąpić Roosterowi tragicznie zmarłego ojca oraz nie dopuścić, aby on również latał myśliwcami, ryzykując życie. To właśnie konsekwencje tej obietnicy wpływają na ich relacje. Chłopak, nie mając świadomości, dlaczego Mitchell odrzucił jego podanie do akademii, oskarża go o zmarnowanie mu czterech lat życia. Natomiast Maverick jest rozdarty: jeśli wyśle go na misję, może go stracić, a jeśli tego nie zrobi, Rooster go znienawidzi, przez co ostatecznie efekt będzie taki sam. Niestety, często nie rozumiemy ludzi, którzy starają się nas chronić…

"Top Gun: Maverick" to zdecydowanie jeden z najlepszych sequeli w historii kinematografii! Kontradmirał Cain mówił, że "Na wszystkich przyjdzie kiedyś pora", jednak Tom Cruise może dziś śmiało odpowiedzieć, że świat dalej potrzebuje Mavericka. Ta pora być może kiedyś przyjdzie. Ale nie dziś!
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Niezbadane są wyroki Hollywood. Tom Cruise – jedna z nielicznych instytucji, która przetrwała upadek... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones