Recenzja wyd. DVD filmu

Zabójczy rustykalizm

"The Shrine" to nie tylko Kanadyjczycy kalający język polski, ale również całkiem solidny film grozy.
Prawdopodobnie większość widzów "The Shrine" stanowią Polacy rozbawieni krążącym w sieci trailerem z Kanadyjczykiem stawiającym czoła polszczyźnie. Ma to z kolei przełożenie na odbiór całego filmu, bo nie sposób oddzielić niezłej fabuły od fatalnego oddania realiów nadwiślańskiej wsi. Pierwsze, co uderza, to optymistyczne założenie znajomości języka angielskiego wśród wiejskiej młodzieży. Emilia i Dariusz posługują się nim bezbłędnie, czego nie można powiedzieć o ich rodzimej mowie. Absolutnym mistrzem lingwistyki jest natomiast Henryk (Trevor Matthews), przy którego dialekcie kaszubska gwara brzmi jak Janusz Gajos recytujący poezję. Wbrew powszechnej opinii, w obsadzie znalazły się także osoby doskonale znające język polski. Znakomicie wypada demoniczny kapłan odegrany przez Vieslava Krystyana, czyli pochodzącego z Polski Wiesława Dziubę.

Można by przymknąć oko na filologiczne niedociągnięcia, w końcu polski nie należy do łatwych języków. Bardziej kontrowersyjne wśród widzów okazało się robienie z Polski zaścianka z religijnymi fanatykami i ksenofobami, ale czy rzeczywiście te cechy są tak rzadko spotykane poza miastem? Dla mnie największym zaskoczeniem były kusze, karwasze i koszule jakby zdarte ze Słowackiego. Byłem ze dwa lata temu w Trąbkach Wielkich i nie przypominały głębokiego średniowiecza. Z czym natomiast dzieciakom z zapadłej dziury o nazwie Alvania (cały życie sądziłem, że w polskim alfabecie nie występuje litera "v") może kojarzyć się Ameryka? Oczywiście jedynie z fast foodami, bo przecież dla Polaka to wciąż rarytas pochodzący od wyższej cywilizacji... Nie czuję się jednak obrażony przez twórców "The Shrine". Poszukiwali egzotycznych plenerów i chwała im za to, że Polska w końcu trafiła na mapę świata horrorów. Jeżeli komuś zdaje się, że Kanadyjczyk pluje nam w twarz, to zalecam obejrzenia "Kac Wawy" albo "Kosmicznej nominacji" - nikt nie robi z nas głupców tak dobrze, jak my sami.

Prawdopodobnie dla widzów z innych zakątków globu wszelkie uwarunkowania kulturowe nie mają aż tak istotnego znaczenia (podobnie jak dla wielu Polaków niewiele znaczą przekłamania z "Ostatniego samuraja" czy "Hostel"). Wyłączając uwrażliwienie na ich punkcie, można dostrzec walory "The Shrine". Najistotniejszym jest atmosfera przypominająca rozgrywkę w "Resident Evil 4" - tajemnicze postacie, dziwny kult, rytuały, las, drewniane chaty, wschodnia Europa. Wrażenie psują nieco tandetne maski i gwałtowne obroty zakapturzonymi głowami, idiotyczne zachowanie bohaterów filmu w obliczu zagrożenia życia i parę poważnych dziur w samej historii. Jednak dosyć zaskakujący zwrot akcji i nie najgorsze zżynanie z "Egzorcysty" w końcówce sprawiają, że wrażenie ogólne nie jest negatywne.

Nie miejcie złudzeń, "The Shrine" jest średniakiem pośród niezależnych horrorów i nie uświadczycie w nim niczego oryginalnego ponad Polskę, jakiej z pewnością nie znacie. Zżymanie się na tę wizję i stawianie kanadyjskiego horroru niemal w jednym rzędzie z "Pokłosiem" jest małostkowością, na którą w horrorach nigdy nie było miejsca. Myślę, że Polska według Knautza jest interesującą ciekawostką i chociażby dla tego abstrakcyjnego obrazu wsi - zdecydowanie ciekawszego niż w "Ranczo" - warto po ten film sięgnąć.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Do "The Shrine" podchodziłem bez żadnych oczekiwań. Jedyne, co wiedziałem przed seansem, to fakt, że... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones