Recenzja wyd. DVD filmu

Tekken: A Man Called X (2014)
Wych Kaosayananda
Kane Kosugi

Dobijcie go

Macie za swoje, malkontenci. "Tekken" wam się nie podobał? Że niby "Blood Vengeance" nie było dość Tekkenowate? A może jeszcze myślicie, że "Mortal Kombat 2" lub "Street Fighter: Legenda Chun-Li"
Macie za swoje, malkontenci. "Tekken" wam się nie podobał? Że niby "Blood Vengeance" nie było dość Tekkenowate? A może jeszcze myślicie, że "Mortal Kombat 2" lub "Street Fighter: Legenda Chun-Li" to kiepskie sequele? Błąd! Twórcy "Tekken: Kazuya's Revenge" jednym ciosem udowadniają, że nie ma takiego dna, do którego nie da się zapukać od spodu.

Być może recenzowany tu obraz nie jest najgorszym badziewiem, jakie powstało przy użyciu kamery. W swoich założeniach to dość sztampowa historia o mistrzowskim wojowniku, który cierpi na amnezję i zostaje zmuszony do zabijania wbrew własnej woli. Wiadomo, że wyrzuty sumienia nie dadzą mu spokoju, a ostatecznie odkryje "niesamowitą" prawdę o sobie, notabene zdradzoną już w tytule filmu.

Być może nawet da się to barachło oglądać, bo seans nie trwa długo, a co jakiś czas żenująco poważne i sztuczne dialogi przerywane są walkami. Obiektywnie patrząc, starcia nagrano poprawnie, acz bez polotu. Podobnie sprawa wygląda ze scenografią, która jest smutniejsza i mniej urozmaicona nawet niż moje życie seksualne. Wszystkie techniczne kwestie tego filmu to taka kazachstańska bieda w połączeniu z turecką myślą kinematograficzną. Nawet irańskie pornosy mają lepsze kostiumy i większy budżet.

Być może jednak nie trzeba byłoby wylewać aż tylu pomyji na tę produkcję, gdyby nie podkradziono licencji "Tekkena". Jej wykorzystanie ogranicza się dosłownie do napisu początkowego i loga na koniec. Prócz nich każdy dosłownie element bezczelnie bije po oczach, zaprzeczając, że ten film ma cokolwiek wspólnego z serią bijatyk video. Nawet tych marnych kilkuset dolarów nie chciało im się wydać, by ucharakteryzować Gary'ego Danielsa na Bryana Fury, mimo iż pojawia się on dosłownie na sekundę.

Ten sequel to ewidentnie kara, mająca uświadomić widzom, jak bardzo nie doceniliśmy dobrze zrobionych kostiumów w części pierwszej. Nawet w "Mortal Kombat: Unicestwienie" były plastikowe, ale mimo wszystko umowne stroje istniały. Tu patałachy przed kamerą korzystają z własnych ciuchów i o żadnej stylizacji nie ma mowy. Szkoda tylko dobrego aktora. Cary-Hiroyuki Tagawa mając zaledwie dwie sceny i jadąc na autopilocie miażdży aktorsko resztę drewna, które mu statystuje.

"Tekken: Kazuya's Revenge" jest najbardziej bezczelną próbą wyłudzenia pieniędzy na znanej marce. Niektóre filmy czasami nie wychodzą najlepiej ("Fantastic"), ale można powiedzieć, że ich twórcy przynajmniej próbowali coś fajnego zrobić. Tutaj absolutnie nie ma o tym mowy. Od samego początku wszyscy ludzie za kamerą wiedzieli, że tworzą szajs, nie mający nic wspólnego z "Tekkenem", ale brnęli w tę farsę, na końcu nawet prezentując ją światu. To nawet śmieszne nie jest.
1 10
Moja ocena:
1
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones