Recenzja filmu

Tajemniczy opiekun (1955)
Jean Negulesco
Fred Astaire
Leslie Caron

Ach, ten Paryż!

Fred Astaire wiarygodnie wypada jako podstarzały kawaler. Jest w swojej roli swobodny i naturalny. Mimo trudnej sytuacji życiowej (zmarła jego ukochana żona) aktor dał sobie radę ze swoją rolą i
Odkąd Gene Kelly, największy frankofil w Hollywood, wystąpił w "Amerykaninie w Paryżu", w Fabryce Snów zapanowała moda na filmy, których akcja dzieje się w kraju nad Loarą. Nie zawsze były one kręcone w państwie Ludwików, zawsze jednak miały pewien specyficzny urok. "Tajemniczy opiekun" to pierwszy z trzech "francuskich" musicali Freda Astaire'a, nakręconych kolejno po sobie, choć każdy w innej wytwórni ("Tajemniczy opiekun" w 20th Century Fox, "Zabawna buzia" w Paramount, a "Jedwabne pończoszki" w MGM).

Jervis Pendelton III (Fred Astaire)  wiedzie beztroskie życie bogacza. Jest starym kawalerem. Pewnego dnia, podczas wycieczki po Francji, łapie gumę i zatrzymuje się w połowie drogi. Okazuje się, że niedaleko jest sierociniec, więc Jervis udaje się tam, aby zadzwonić po pomoc drogową. W domu dziecka zauważa śliczną, młodą dziewczynę, Julie (Leslie Caron, rodowita Francuzka). Żal mu jej, więc postanawia zostać jej protektorem. Wysyła ją do college'u razem ze swoją siostrzenicą. Tam dziewczyny zaprzyjaźniają się. Julie nie wie, kto jest jej dobroczyńcą. Pisze do niego listy, w których nazywa go "długonogim tatą". Jervis jednak jej nie odpisuje, ba, nawet nie czyta wiadomości, ale gdy w końcu jeden z listów wpada mu w ręce, Pendelton zaczyna się interesować podopieczną...

Film był kolejną adaptacją powieści Jean Webster pod tym samym tytułem. Wcześniej powstały już wersje m. in. z Mary Pickford czy Janet Gaynor, ale osobiście uważam, że ta jest spośród nich najlepsza. Historyjka może nie jest zbyt lotna, ale scenariusz Phoebei Henry'ego Ephronów jest uroczy i pogodny, idealnie pasuje do musicalu. Dobra jest też reżyseria Jeana Negulesco, twórcy takich hitów jak np. "Jak poślubić milionera", "Humoreska" czy 'Titanic".

Starszy mężczyzna zakochuje się w dużo młodszej kobiecie. Filmów poruszających ten temat było już bardzo dużo, ale żaden nie poruszał tego problemu w tak uroczy i delikatny sposób.

Autorem piosenek jest Johnny Mercer, muzykę baletową napisał zaś Alex North. Film rozpoczyna utwór "History of the Beat", śpiewany i tańczony przez Astaire'a. Później możemy "wejść do głowy" Caron w numerze "Daydream sequence", w której wyobraża ona sobie Astaire'a jako teksańskiego milionera, światowego uwodziciela i swojego anioła stróża. Następnie mamy "Sluefoot", odtańczony przez głównych bohaterów wraz z ogromnym zespołem tancerzy. Potem piękna, nominowana do Oscara ballada, "Something's Gotta Give" (Astaire, tańczą Astaire i Caron) oraz 12-minutowa sekwencja "The Nightmare Ballett", swego rodzaju solowy popis Caron. No i romantyczny duet "Dream" na sam koniec.

Fred Astaire wiarygodnie wypada jako podstarzały kawaler. Jest w swojej roli swobodny i naturalny. Mimo trudnej sytuacji życiowej (zmarła jego ukochana żona) aktor dał sobie radę ze swoją rolą i wypadł pogodnie i wesoło. Leslie Caron nie można odmówić ogromnego uroku, jednak jej Julie jest momentami trochę sztuczna i irytująca. Szczególnie przeszkadzał mi jej silnie francuski akcent, przez co na początku ciężko było mi zrozumieć, co mówi. Do tego mamy jeszcze bardzo dobrze zagrany drugi plan, czyli Thelmę Ritter i Terry'ego Moore'a jako współpracowników Jervisa.

Film średnio poradził sobie w box-offisie – przy budżecie w wysokości $2,6 mln przyniósł $100 tysięcy strat. Zdobył trzy nominacje do Oscara: dla najlepszej muzyki, piosenki i scenografii, jednak żadnej nagrody nie wygrał.

Dla fanów gatunku – pozycja obowiązkowa.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones