Recenzja filmu

Stół dla Czworga (2003)
Su-yeon Lee
Yeo-jin Kim
Joo-shil Lee

Film odległych wniosków?

Zmęczony dekorator wnętrz Jung-Won zasypia w metrze, w drodze powrotnej do domu. Kiedy budzi się na ostatniej stacji, zauważa dwie osierocone dziewczynki. Następnego dnia okazuje się, że dzieci
Zmęczony dekorator wnętrz Jung-Won zasypia w metrze, w drodze powrotnej do domu. Kiedy budzi się na ostatniej stacji, zauważa dwie osierocone dziewczynki. Następnego dnia okazuje się, że dzieci zostały zamordowane. Burzy to bezpowrotnie spokojne życie Jung-Won , gdyż w jego domu zaczynają pojawiać się duchy dwóch małych ofiar. Sytuacja staje się jeszcze bardziej niesamowita, gdy u psychologa spotyka  chorą dziewczynę - Yeon, której losy zostaną w przedziwny sposób splątane z losami dekoratora. Na film ten nie trafiłem  z powodu reżysera, kamerzysty, producenta, czy nikogo z obsady.  Żądny wrażeń, pomyślałem, że to jeden z azjatyckich filmów grozy, które tak lubię czasem oglądnąć. Jednak nie dostałem horroru, a coś bardziej wartościowego. Jest to deszczowo-szary film o samotności, desperacji, o próbie odszyfrowania swojej przeszłości, a następnie niemożności jej zaakceptowania. Obraz o powolnej narracji, z chwilą na zastanowienie pomiędzy poszczególnymi kwestiami. Senna akcja, z pewną nutka napięcia nie prowadzi nas do nagłego zrywu. Dość spokojna jest gra aktorów, sposób prowadzenia kamery. Brakuje zamierających w przerażeniu twarzy. Jest natomiast sporo scen na pozór symbolicznych, jednak nie znajdujących rozwinięcia z biegiem akcji. Widz ma wrażenie, że uchwycił pewien okres z życia zwykłych ludzi, choć ich doświadczenia wydają się niecodzienne. A jednak jest coś w tym filmie, co nie daje po seansie spokoju – i niekoniecznie jest to zakończenie. Być może jest to jedyny prawdziwy film o duchach, bo pojawiają się na początku, a następnie znikają, rozpływają się w świecie głównego bohatera, który jednak dalej ich szuka. Nie zwraca uwagi na to, że w istocie dramat, którego jest częścią, jest o wiele straszniejszy. I smutny – niczym widok szarych wieżowców za oknem osnutych deszczem. Najwięcej do myślenia daje niecodziennie kończąca się przypowieść. Opowiada ona o wiosce, którą zamieszkiwali głęboko wierzący ludzie. W krainie tej nastała susza, wszystko zaczęło umierać. Społeczność zebrała się w kościele, żeby modlić się o deszcz. Wydawać by się mogło po tym wstępie, że zakończenie jest proste: deszcz nie spadł – przecież tak się dzieje w prawdziwym życiu. Jedna historia ma nieco inny koniec. Deszcz spadł; zaczął padać już podczas modlitwy. Jedna w całym kościele, pośród wszystkich tych wierzących ludzi tylko jedna mała dziewczynka miała parasol. Drugą ważną sceną jest monolog Yeon o tym, iż ludzie mogą uwierzyć  tylko w rzeczy bezpośrednio ich dotyczące, kiedy je zaakceptują.  Można sobie postawić pytanie, ile silnej woli i wiary trzeba, by przed modlitwą zaakceptować jej skutki, kiedy jeszcze nas nie dotyczą – kiedy są jak ten deszcz, który może spaść, a nie musi? Ile desperacji  trzeba, by powiedzieć sobie i swojemu światu, że się umarło, zanim rzuci się z dachu na pokryte deszczem ulice? Czy potrafimy zaakceptować i uwierzyć komuś na słowo w coś niedoświadczalnego, na przyjście czego będziemy musieli czekać długo… i być może nigdy się nie doczekamy? Trzeba być przygotowanym na to, w co się chce wierzyć. Dzięki tej jednej myśli, która zagościła w mojej głowie po seansie, stawiam to dzieło wyżej niż niejeden azjatycki horror, które tak lubię.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones