Recenzja filmu

Sonic 2: Szybki jak błyskawica (2022)
Jeff Fowler
Joanna Węgrzynowska-Cybińska
James Marsden
Jim Carrey

Kolce zostały rzucone

Po zakończeniu seansu "Sonic 2" nie sposób oprzeć się wrażeniu, że jest to produkcja niezaprzeczalnie lepsza od tej, którą na dużym ekranie widzieliśmy nieco ponad dwa lata temu. Nie boję się
Po zakończeniu seansu "Sonic 2" nie sposób oprzeć się wrażeniu, że jest to produkcja niezaprzeczalnie lepsza od tej, którą na dużym ekranie widzieliśmy nieco ponad dwa lata temu. Nie boję się nawet stwierdzić, że właśnie tak powinna była wyglądać pierwsza pełnometrażowa odsłona przygód niebieskiego jeża. 

Kilka lat temu świat kinematografii obiegła sensacyjna wiadomość – legendarny Martin Scorsese nie uważa filmów spod znaku Marvela za "prawdziwe kino", zarzucając im psychologiczną i artystyczną miałkość. Mimo miażdżącej krytyki ze strony innych filmowców i internautów, słynny reżyser nie zamierzał zmieniać zdania, choć po pewnym czasie postanowił dodać, iż "to nie są złe filmy", a także porównał ich oglądanie do wizyty w parku rozrywki. Nie wiadomo więc, przez co musiałaby przechodzić współczesna ludzka cywilizacja, gdyby zdecydował się obejrzeć "Sonic 2: Szybki jak błyskawica" w reżyserii Jeffa Fowlera.


Nie zrozumcie mnie źle – nie nazwałbym kontynuacji "Sonic. Szybki jak błyskawica" czarnym koniem tegorocznych blockbusterów dla całej rodziny, ale jednocześnie nie nazwałbym jej filmem, którego oglądanie można by porównać do bycia przesłuchiwanym przez CIA czy coś gorszego. Po zakończeniu seansu nie sposób oprzeć się wrażeniu, że jest to produkcja niezaprzeczalnie lepsza od tej, którą na dużym ekranie widzieliśmy nieco ponad dwa lata temu. Nie boję się nawet stwierdzić, że właśnie tak powinna była wyglądać pierwsza pełnometrażowa odsłona przygód niebieskiego jeża.

"Sonic 2" sprawia wrażenie filmu, którego twórcy mieli krystalicznie czystą wizję artystyczną już od pierwszego dnia preprodukcji. Mimo dwugodzinnego metrażu tempo opowieści nie ustępuje szybkości jej kolczastego protagonisty, wątki i motywy są przejrzyste jak morze przy hawajskich plażach, a ludzkie postacie drugoplanowe (przede wszystkim te grane przez Adama Pally'ego i Natashę Rothwell, które w poprzedniej odsłonie filmowej serii pełniły rolę płaskich urządzeń fabularnych pchających podróż jeża Sonica i szeryfa Wachowskiego do przodu) zostały bezpośrednio zaangażowane w rozwijającą się akcję.

Sam format rzeczonej akcji jest diametralnie różny od tego, co widzieliśmy we wspomnianym kinowym debiucie Błękitnego Błysku – do tego stopnia, że nie zdziwiłbym się, gdyby w trakcie prac nad scenariuszem członkowie ekipy pisarskiej urządzili sobie wewnętrzny konkurs mający na celu takie zarysowanie poszczególnych fragmentów filmu, aby rezultat końcowy był jak najbardziej zwariowany, a jednocześnie nie wykraczał poza ograniczenia konwencji live-action narzuconej im przez włodarzy Paramount Pictures.

Syberyjska "pivonka" i festiwal nawiązań do "Poszukiwaczy zaginionej Arki" to tylko czubek góry lodowej, jaką jest skrajnie kreskówkowy charakter pandemonium Fowlera. Sprzyja temu najbardziej groteskowa kreacja Jima Carreya od czasu "Maski", fenomenalny występ Idrisa Elby jako śmiertelnie poważnego Knucklesa (który ma drobne problemy ze zrozumieniem ziemskich obyczajów), a także absurdalnie pompatyczny finał, który sprawia wrażenie skrzyżowania małomiasteczkowego odpowiednika "Avengers" z komedią, która dozuje swoje obłąkane poczucie humoru w stylu zbliżonym do wczesnych dzieł Edgara Wrighta i tercetu Zucker-Abrahams-Zucker.

Czy wszystkie zaplanowane żarty są w stanie wywołać salwy śmiechu? To już kwestia sporna, ale nie zdziwcie się, jeśli absurd będzie gonił absurd, a podczas niektórych scen będziecie chcieli złapać się za głowę, próbując zrozumieć, jakimi ziółkami Pat Casey postanowił raczyć swoich pobratymców.



Jeśli chodzi o polską wersję językową filmu, to w porównaniu z poprzednikiem zmieniło się stosunkowo niewiele: Marcin Hycnar (Sonic) nadal udowadnia, że niepokojąco dobrze zastępuje głos Bena Schwartza. Lidia Sadowa (Tails) trzyma się wszystkiego, czego nauczyła się, podkładając głos swojej puszystej postaci w telewizyjnym "Sonic Boom", a Tomasz Borkowski (Doctor Robotnik vel Eggman) w końcu nauczył się, jak nadążać za Carreyowskimi podrygami fanatycznej megalomanii, które kształtują najbardziej zabawne momenty całego spektaklu. Na uwagę zasługuje również Jakub Wieczorek (Knuckles), który wyraźnie stara się naśladować ton i brzmienie swojego odpowiednika zza oceanu, aczkolwiek z dość płytkim skutkiem.

Wspomnę także o pewnej niespodziance, która pojawia się w scenie podczas napisów końcowych. Nie krytykuję jej obecności ani faktu, że jest to ostateczna forma fanserwisu – w końcu dopiero co zapowiedziany trzeci film i serialowy spin-off serii nie nakręcą się same. Natomiast martwi mnie, że nikt z przeciętnych widzów nie będzie świadomy tego, w jakim kierunku Fowler zamierza poprowadzić swoją błękitną łódź podwodną, narażając się na spore rozczarowanie. Mam też nadzieję, że minie wystarczająco dużo czasu, zanim lizanie butów fanom serii weźmie górę nad sarkastycznymi scenariuszami i imponującymi efektami specjalnymi, a Sonic i jego przyjaciele zostaną pozostawieni na pastwę losu.

Tak czy owak, "Sonic 2: Szybki jak błyskawica" jest zaskakująco dobry. Nie w tym sensie, że jest bardzo dobry, ale w tym, że nie miał prawa być tak dobry; zwłaszcza gdy porównamy go z poprzednikiem. Myślę, że pan też będzie zaskoczony, panie Scorsese. Doskonale wiem, że pan to czyta.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Czy powstały przed dwoma laty "Sonic. Szybki jak błyskawica" wybił się ponad hollywoodzką przeciętność?... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones