Recenzja filmu

Skarb Mikołajka (2021)
Julien Rappeneau
Maciej Kosmala
Ilan Debrabant
Audrey Lamy

Kiedyś to było

Nowy "Mikołajek" jest jak kęs upieczonego przez babcię ciasta drożdżowego: przenosi widza do słonecznego, beztroskiego świata dzieciństwa. Kto by się nie skusił?
Kiedyś to było
Choć Mikołajek kończy w tym roku 66 lat, nic nie wskazuje na to, że czeka go emerytura. Książki o jego przygodach są regularnie dodrukowywane, zaś ich ekranizacje niezmiennie przyciągają do kin setki tysięcy widzów. Wymyślony przez René Goscinnego rezolutny ośmiolatek wydaje się całkowicie odporny na upływ czasu, przemiany obyczajowe, trendy i mody. W jego świecie lata pięćdziesiąte nigdy się nie kończą: chłopcy w wyprasowanych mundurkach grają w piłkę, zamiast ślęczeć przed komputerami, dorośli czerpią wiedzę z gazet, a nie z Facebooka, z kolei najcenniejszą walutą nie jest bitcoin, lecz przyjaźń. Podczas gdy zasłużone dla popkultury postacie przechodzą kolejne metamorfozy, aby przypodobać się nowym pokoleniom odbiorców, francuski bohater traktuje swoją niedzisiejszość jako cnotę. Jeśli więc nie należycie do fanów współczesności, poszukiwania "Skarbu Mikołajka" sprawią Wam najpewniej nie lada frajdę.


W filmie Juliena Rappeneau tata tytułowego bohatera otrzymuje po latach upragniony awans. Nowa posada wiąże się jednak z przeprowadzką na drugi koniec Francji. Mikołajek (Ilan Debrabant) jest zdruzgotany. Nie potrafi wyobrazić sobie życia bez paczki najlepszych kumpli: wiecznie nienasyconego smakosza croissantów Alcesta, szkolnego prymusa Ananiasza, bajecznie bogatego Gotfryda, roztargnionego Kleofasa, skorego do bitki Euzebiusza, szybkiego jak strzała Maksencjusza, a także Rufusa znanego najlepiej z tego, że jego ojciec jest policjantem. Pod wpływem kupionej na pchlim targu książki Mikołajek wpada na genialny pomysł. Odnajdzie zaginiony skarb i w ten sposób powstrzyma rodziców przed wyjazdem z miasta. Będzie jednak musiał uważać na podejrzliwego wychowawcę Rosoła, który jak zwykle zamierza zepsuć swoim podopiecznym zabawę. Aż chciałoby się zakrzyknąć za Pink Floyd: hey, teachers, leave them kids alone!


Filmy o przygodach Mikołajka nigdy nie mogły pochwalić się solidnym dramaturgicznym kręgosłupem. Przewodni wątek (lęk przed pojawieniem się rodzeństwa, wyjazd na wakacje) służył ich twórcom głównie po to, by obudować go tuzinem pobocznych żartobliwych historii. W "Skarbie" jest podobnie – zawiązanie akcji zajmuje dobre pół godziny, zaś poszukiwania drogocennej skrzynki co rusz ustępują na ekranie miejsca perypetiom dorosłych. Tata mierzy się z nowymi wyzwaniami zawodowymi, mama musi rozstrzygnąć wynik pewnego meczu tenisowego, z kolei niepotrafiąca zapanować nad wychowankami nauczycielka Mikołajka bije się z myślami, czy wybrała właściwą ścieżkę kariery. W to wszystko została wpleciona opowieść o sile dziecięcej wyobraźni, pochwała rodzinnych więzi, a także delikatna satyra na strasznych mieszczan. Film jest lekki, umiarkowanie zabawny i przesycony nostalgią za przeszłością. Nie wiem, czy wychowani na YouTubie młodzi widzowie w pełni poddadzą się jego staroświeckiemu wdziękowi. Ich rodzice powinni być jednak usatysfakcjonowani. Nowy "Mikołajek" jest jak kęs upieczonego przez babcię ciasta drożdżowego: przenosi publiczność do słonecznego, beztroskiego świata dzieciństwa. Kto by się nie skusił?
1 10
Moja ocena:
6
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones