Recenzja filmu

San Andreas (2015)
Brad Peyton
Dwayne Johnson
Carla Gugino

W ostatniej chwili

Filmów katastroficznych w trakcie kilku ostatnich lat pojawiło się w kinach zbyt dużo, aby przeciętnemu widzowi wystarczyły doskonałe efekty specjalne (które po prostu są już normą). Czy "San
Kino katastroficzne musi być naiwne. Taką tezę można postawić po ostatnich dwóch dekadach filmów serwowanych nam przez Rolanda Emmericha, Michaela Bay'a oraz innych specjalistów od ekranowej rozwałki. Często też przy tego typu filmach okazuje się, że nawet największy budżet nie potrafi całkowicie przykryć niedostatków scenariusza i gry aktorskiej. Filmów katastroficznych w trakcie kilku ostatnich lat pojawiło się w kinach zbyt dużo, aby przeciętnemu widzowi wystarczyły doskonałe efekty specjalne (które po prostu są już normą). Czy "San Andreas" daje nam więcej niż typowy film katastroficzny?

Ray jest pilotem pracującym w straży pożarnej Los Angeles. Doświadczony ratownik staje przed najtrudniejszym zadaniem w życiu, kiedy cała Kalifornia zostaje nawiedzona przez niespotykanie duże trzęsienia ziemi. Zamiast bowiem uciekać (jak większość mieszkańców), musi skierować się wprost między roztrzęsione drapacze chmur, aby ratować żonę i córkę. Jak to w tego typu historiach bywa, bardzo często od efektownej śmierci dzielą go sekundy lub milimetry (a najczęściej kombinacja tych dwóch składowych), jednak dzielnie stawia czoła przeciwnościom losu i dzielnie prze przed siebie zarówno w helikopterze, jak i w awionetce, na łódce, ze spadochronem, itp.

Jak widać główna oś fabularna jest niewymagająca i prosta jak konstrukcja cepa. Czyli dokładnie taka jak być powinna. Twórcy filmu postanowili jednak pogłębić trochę portrety psychologiczne bohaterów oraz poprzeplatać fabułę wątkami pobocznymi. Niestety nie wywiązali się z tych zadań zbyt dobrze. Osobista tragedia Raya i jego rodziny kładzie się cieniem na dialogach i pozornych motywacjach bohaterów. Ponadto Dwayne Johnson z każdą kolejną sceną dotyczącą tego wątku udowadnia, że może być jeszcze bardziej kiczowato niż w poprzedniej. Ponadto zbędne wydaje się wprowadzenie równoległej historii sejsmologa Lawrence'a. Rola naukowca sprowadza się do powtarzania sformułowań typu "Jest niedobrze, będzie jeszcze gorzej" i w zasadzie nie ma żadnego bezpośredniego ani pośredniego wpływu na rozwój akcji. Ot, każdy potężniejszy wstrząs jest poprzedzony nerwową zapowiedzią bohatera granego przez Paula Giamattiego.

Jeżeli chodzi o efekty specjalne, to "San Andreas" oczywiście się broni. Efektowne sceny opracowane są w najmniejszych szczegółach, a szczególną uwagę przykuwają zwłaszcza dwie z nich. Relatywnie długie pojedyncze ujęcie ucieczki jednej z bohaterek z restauracji na dach budynku, pokazuje techniczny kunszt speców od efektów specjalnych. Również scena próby przełamania potężnej fali tsunami przez dziesiątki łodzi i motorów jest bardzo widowiskowa i idealnie skadrowana. Dla tych tylko dwóch scen warto zobaczyć "San Andreas" w 3D.

Dzieło Brada Peytona nie jest pozycją która mocno wpisze się w historię gatunku. Za dużo dzisiaj powstaje wysokobudżetowych filmów katastroficznych, aby efekty specjalne mogły w pełni wystarczać przeciętnemu widzowi. Największym problemem "San Andreas" jest to, że ten film po prostu mógł być lepszy.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recepta na zrobienie porządnej produkcji przynależącej do gatunku kina katastroficznego wydaje się... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones