Recenzja filmu

Osadnicy (2023)
Felipe Gálvez
Mark Stanley

Zapomniane ludobójstwo

Westernowy kostium w połączeniu z surowymi zdjęciami codziennego życia, które od czasu do czasu ubarwia pozorny komizm, pozwala "Osadnikom" uniknąć nieznośnego ciężaru moralizatorskiego wykładu.
Zapomniane ludobójstwo
Rozliczać się z bolesną przeszłością własnej ojczyzny można na wiele sposobów. W swoim pełnometrażowym debiucie fabularnym Felipe Gálvez postawił na miks gatunków, co pozwoliło mu zmienić historię konkretnego ludobójstwa w uniwersalną opowieść o pesymistycznej kondycji moralnej człowieka.

Wydarzenia, które Gálvez tu pokazuje, wydarzyły się naprawdę, choć poza specjalizującymi się w temacie Chile i Argentyny historykami nikt nie ma o nich pojęcia. Przełom XIX i XX wieku to czas niezwykle dynamicznego rozwoju wielkich rancz w południowej Patagonii. Te niegościnne pustkowia idealnie nadawały się do zakładania olbrzymich posiadłości, w których hodowano bydło i owce. Dla europejskich imigrantów, których nic dobrego w rodzinnych stronach nie mogło spotkać, była to ziemia obiecana. Wymagała jednak od nich niezwykle twardych charakterów i skłonności do brutalnej walki o swoje. Bo choć południowa Patagonia mogła wydawać się regionem bezludnym, w rzeczywistości zamieszkiwały ją ignorujące białych przybyszy plemiona indiańskie. Konflikt był nieunikniony. Większość filmu poświęcona jest temu, co spotkało lud Ona.

Pojawiający się w filmie José Menéndez czy Alexander MacLennan są postaciami historycznymi. Ale Gálvez dość swobodnie podszedł do ich biografii. Wykorzystał ich, by opowiedzieć o ludzkiej brutalności, która w filmie zdaje się jedną z uniwersalnych cech człowieka. Mieszkańcom dzikiego południa Chile i Argentyny przypada w udziale jeden z dwóch losów: albo grabienie, mordowanie i gwałcenie, albo bycie ograbianym, mordowanym i gwałconym. Dzisiejszy samiec alfa już jutro może zostać pokonany przez większego drapieżnika. Przetrwanie w takim świecie zależy od przypadku albo posiadania czegoś, co da się wymienić lub przehandlować.

To piekło codziennej egzystencji na pograniczu cywilizacji reżyser "Osadników" ubrał w szaty westernu wymieszanego z klasycznym latynoamerykańskim slow cinema. Cały film składa się z krótszych i dłuższych anegdot, w których pozornie niewiele się dzieje. Choć mowa tu o ludobójstwie, reżyser nim nie epatuje. Skali zbrodni możemy się jedynie domyślić z dialogów w końcowym akcie. "Osadnicy" nie zostali jednak nakręceni z kronikarskiej potrzeby utrwalenia tego, co wydarzyło się w Patagonii na początku XX wieku. Ważniejsza jest tu wizja świata pełna gorzkiego cynizmu. Westernowy kostium w połączeniu z surowymi zdjęciami codziennego życia, które od czasu do czasu ubarwia pozorny komizm, pozwala "Osadnikom" uniknąć nieznośnego ciężaru moralizatorskiego wykładu.

Film Gálveza mimo wolnego tempa przyjemnie zaskakuje. Reżyser nie chce bowiem widzów zanudzić, choć nie zawsze mu się to udaje. Czasem gdy skręca w lżejsze rejony narracji, gubi myśl przewodnią. "Osadnicy" nigdy na szczęście nie zbaczają na długo z wytyczonego szlaku, którym docierają do smutnego wniosku: ludzie nie są z natury dobrzy. Optymiści będą musieli się nieźle nagimnastykować, by z kina nie wyjść przygnębionymi.
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones