Recenzja filmu

Nie czas umierać (2021)
Cary Joji Fukunaga
Daniel Craig
Léa Seydoux

Piękne pożegnanie serii z Danielem Craigiem, czy powód do pożegnania widza z serią?

"Nie czas umierać" to piąta i zarazem ostatnia część przygód agenta 007 z Danielem Craigiem w roli głównej. Pierwsza, przez wielu uznawana za najlepszą, część cyklu – "Casino Royale" – miała
"Nie czas umierać" to piąta i zarazem ostatnia część przygód agenta 007 z Danielem Craigiem w roli głównej. Pierwsza, przez wielu uznawana za najlepszą, część cyklu – "Casino Royale" – miała premierę w 2006 roku. Od tego czasu otrzymaliśmy znacznie słabsze "007 Quantum of Solace", wybitne pod względem reżyserii (choć dla mnie osobiście męczące) "Skyfall" oraz w moim odczuciu przyjemne, choć niczym nie wyróżniające się "Spectre". Cary Joji Fukunaga miał zatem niełatwe zadanie – wyreżyserować kolejną część "Bonda", zawierającą wszystko to, do czego przyzwyczaiły nas poprzednie części, godnie zakończyć historię agenta 007, a także spróbować dorównać jakością pierwszej części cyklu. Czy udała mu się ta sztuka?

Pierwsze 45 minut widowiska daje taką nadzieję. Początek zawiera bowiem wszystko, co w filmach o brytyjskim agencie najlepsze: piękne lokacje, humor, widowiskowe sceny akcji, pościg i oczywiście wątek romantyczny w tle. Sam wstęp atakuje widza na tyle dużym ładunkiem emocjonalnym, że kiedy wreszcie rozpoczyna się charakterystyczna dla serii czołówka, której towarzyszy piękny śpiew Billie Eilish, ma się uczucie, że czekają nas ponad dwie godziny naprawdę udanego seansu.

Generalnie na warstwę audiowizualną filmu ciężko narzekać. Dość powiedzieć, że za ścieżkę dźwiękową produkcji odpowiedzialny jest Hans Zimmer, co samo w sobie jest gwarancją jej wysokiej jakości. Cary Joji Fukunaga jest również odpowiednim człowiekiem na odpowiednim stanowisku. Film zawiera i piękne, szerokie kadry, i symetryczne ujęcia, i zabawę odwróconą kamerą. Szkoda jedynie momentów, kiedy naturalny krajobraz lub pojazd zostaje zastąpiony przez wygenerowany komputerowo obraz.

Sytuacja taka ma miejsce głównie w drugiej połowie filmu i wtedy też znacząco traci on swoją moc. Jak się bowiem okazuje, mimo iż zobaczymy wiele postaci znanych nam z poprzednich części, trzon fabuły, zamiast wynikać ze wcześniejszych produkcji, oparty jest prawie całkowicie na wydarzeniach z początku filmu. I chociaż początkowo wydaje się on odpowiedni, to po pewnym zastanowieniu nie bardzo współgra z postacią agenta 007, jaką zbudowały poprzednie dzieła. Aby nie zdradzić za bardzo fabuły, napiszę tylko, że Bond znany dotychczas jako agent niestroniący od igrania ze śmiercią, jak również z kobietami, staje się nad wyraz wrażliwy i sentymentalny.

Przede wszystkim bolą jednak nowe postacie, wprowadzone w filmie. O ile chwilowa wspólniczka Bonda, grana przez Anę de Armas, dodaje całemu dziełu koloru i humoru, tak grana przez Lashanę Lynch Nomi jedynie otwiera furtkę do nowych produkcji o agencie 007 i zwiększa poziom "poprawności" widowiska, będąc przy tym właściwie zbędną dla fabuły. Postać, w którą wciela się Lisa-Dorah Sonnet, zwiększa zaś tylko dramaturgię wydarzeń i jest jedynie kukiełką w rękach scenarzysty, wykorzystywaną do gry na naszych uczuciach. Z kolej czarny charakter – w tej roli znany z "Bohemian RhapsodyRami Malek – jest kolejną nieciekawą postacią, przed którą Bond musi uratować świat.

Być może właśnie z tego powodu trzeci akt dzieła nie trzymał mnie w napięciu tak, jak powinien. Szczególnie osoby niebędące fanami kina sensacyjnego mogą czuć się w tym momencie znudzone, gdyż seans "Nie czas umierać" zabiera sporo czasu – 2 godziny 43 minuty. Końcowa sekwencja nie jest w świetle poprzednich niczym innym, jak tylko kolejną strzelaniną, w której 007 dzielnie uśmierca kolejnych przeciwników. Pozytywnie zaskoczyć może jednak samo zakończenie, które najbardziej wyróżnia dzieło Fukunagi na tyle poprzednich części i na pewno na długo pozostanie w pamięci fanów nowych "Bondów". 

Czy więc "Nie czas umierać" jest udanym zwieńczeniem pięcioczęściowej serii? Jeśli nie poszukujemy czegoś ponad odmóżdżający, pełny akcji film z ładnymi lokacjami, lubianymi aktorami z poprzednich części i ckliwymi momentami, powinniśmy być usatysfakcjonowani. Jeżeli stawiamy wiarygodność i logikę ponad wybuchowe konfrontacje i trwające nawet kilkanaście minut pościgi, to "Nie czas umierać" nie jest najlepszą opcją na spożytkowanie czasu, jaki nam jeszcze pozostał. Ja należę raczej do drugiej grupy, co nie oznacza jednak, że seans jakoś szczególnie mnie rozczarował. Nie oznacza to też, że oglądając, nie zaśmiałem się głośno parę razy, albo pozostałem całkowicie obojętny wobec zakończenia, które uważam za godne zwieńczenie całego cyklu. Podstawowe zadania filmu zostały więc spełnione. Do poziomu "Casino Royale" było jednak daleko...
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Jutro nie umiera nigdy. Nawet, jeśli dziś trwa wiecznie. Kiedy ostatni raz widzieliśmy Jamesa Bonda,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones