Recenzja filmu

Minari (2020)
Lee Isaac Chung
Steven Yeun
Ye-ri Han

Ogród rajski jest naprawdę duży

Współczesna metafora pierwszych wydarzeń opisanych w Biblii w cudowny sposób została zaprezentowana na ekranie przez Lee Isaaca Chunga. Było to moje pierwsze spotkanie z jego twórczością i mam
Współczesna metafora pierwszych wydarzeń opisanych w Biblii w cudowny sposób została zaprezentowana na ekranie przez Lee Isaaca Chunga. Było to moje pierwsze spotkanie z jego twórczością i mam ogromną nadzieję, że nie ostatnie.

Tak jak w rajskim ogrodzie mnogość i różnorodność była na porządku dziennym, tak samo na koreańskiej farmie bogactwo postaci jest czymś naturalnym, choć nie można przestać się tym zadziwiać. I tak jak w ogrodzie, czy w lesie każdy członek tego roślinno-zwierzęcego świata jest potrzebny, tak samo w nominowanym do pięciu Oscarów obrazie odnosi się wrażenie, że nie ma tam scen ani postaci zbędnych, czy nic nieznaczących.

Historia opowiedziana w amerykańskiej produkcji cieszy tą kompozycją. Na odludne miejsce, gdzieś w stanie Arkansas przybywa rodzina z dwójką dzieci, aby zacząć wszystko od nowa. Chcą dać sobie szansę, żeby wyrwać się od żmudnej pracy i zostać farmerami produkującymi żywność dla Koreańczyków, którzy mieszkają na obczyźnie. Z biegiem czasu dowiadujemy się jednak, że coraz mniej idylli pozostaje w tym marzeniu. Przychodzą bowiem różnego rodzaju trudności, począwszy od tego, że marzenie jest jedynie snem ojca rodziny granego przez Stevena Yeuna. Zapał głównego bohatera zachwyca i sprawia, że podczas projekcji mocno kibicujemy jego działaniom. Kreacja została stworzona na tyle przekonywująco, że nie można się dziwić nominacji do Oscara za pierwszoplanową rolę, a przegrana z Anthonym Hopkinsem nie boli aż tak bardzo.

W różnego rodzaju ogrodach, nawet tych rajskich, a także na koreańskich farmach pojawiają się chwasty, zarośla. Wydają się one nam bardzo często zbędne, a nawet przeszkadzające. Taką postacią w "Minari" jest babcia, która przybywa na plantację, bo nie ma innej rodziny. Przywozi ona z Korei wiele dziwnych rzeczy, które nie tylko nam, ale i jej wnukom również wydają się tajemnicze. Yuh-Jung Youn, tegoroczna zdobywczyni Oscara za najlepszą drugoplanową rolę żeńską, odgrywa irytującą staruszkę, która zamiast pomóc w opiece nad dziećmi, sama wymaga troski. Bardzo szybko jednak kupuje nasze serca swoją prostolinijnością. Jedną z rzeczy, które przywozi z Dalekiego Wschodu jest tytułowe minari – roślina, która nie potrzebuje opieki, gdyż jest samowystarczalna. Z biegiem czasu okazuje się, że ten chwast jest jedną z najbardziej istotnych roślin na farmie i dodaje niezwykłego kolorytu.

Choć finał całej historii jest przepełniony wielkim dramatyzmem równym temu z pierwszych stron Księgi Rodzaju, to jednak nie pozostaje w nas tak bolesna strata. Może jest to spowodowane tym, że rajska farma wcale nie była taka sielankowa z powodu różnego rodzaju problemów. Różnica wydaje mi się jednak inna. Po wygnaniu z raju Adam i Ewa pozostali z niczym. Po "Minari" zostajemy przepełnieni nadzieją w to, że jutro wcale nie musi być takie złe oraz w to, że jedność jest na wyciągnięcie ręki. Nie zostaliśmy z niczym, bo wciąż mamy drogie nam osoby obok siebie.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
50 akrów, trochę główkowania i ciężka praca – tyle zdaniem Jacoba Yi (Steven Yeun) wystarczy, by z... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones