Recenzja filmu

Miłość i koszykówka (2000)
Gina Prince-Bythewood
Sanaa Lathan
Omar Epps

Powrót do przeszłości

Taka historia to świetny powód, aby mieć wymówkę na kilka rzutów "za trzy" na boisku pełnym dzieciaków sięgających ci do pasa.
Przełom lat 80. i 90. to początek złotej ery koszykówki. Gracze dotychczas rozpoznawalni wyłącznie w Stanach Zjednoczonych zyskują rzesze fanów na całym świecie. Nie inaczej jest z głównymi bohaterami filmu. Monica i Quincy (Sanaa Lathan i Omar Epps) są parą dzieciaków marzących o grze w NBA. Po kolei śledzimy ich losy zgrabnie ujęte w cztery etapy nawiązujące do czterech kwart meczu koszykówki. Tak jak w koszykówce, tak i w życiu, każdy etap wygląda inaczej i nie sposób przewidzieć jakie będzie jego zakończenie mimo obiecującego początku. 

Rozwijające się uczucie pomiędzy Monicą a Quincym już przy pierwszym spotkaniu musi zmierzyć się z poważnym problemem, jakim jest zazdrość. Bo jak tu kochać kogoś, kto lepiej gra od ciebie w koszykówkę a w dodatku jest dziewczyną? Mimo to w miarę rozwoju akcji kibicujemy im zarówno jako parze, jak też trzymamy kciuki za ich indywidualne kariery sportowe. Dojrzewanie nie oszczędza naszych bohaterów, dlatego gdy przychodzi czas na trudne decyzje, łatwo popełnić błąd, który zaważy na całym życiu. Szczególnie, gdy decyzje podejmuje para zdeterminowanych sportowców, którzy od dziecka wszystko podporządkowują grze w koszykówkę.

Chociaż "Miłość i koszykówka" to historia z pozoru oklepana, z zaciekawieniem śledzi się losy głównych postaci. Przyjemnie jest wrócić wspomnieniami do okresu swojej młodości i odnaleźć w pasji dwojga ludzi uczucia, które kiedyś nam towarzyszyły. Taka historia to świetny powód, aby mieć wymówkę na kilka rzutów "za trzy" na boisku pełnym dzieciaków sięgających ci do pasa. 
Pomijając jednak tę lekkość filmu i to jak szybko pozwala on wczuć się w skórę nastolatka, brakuje w nim głębi, która pozwoliłaby na bardziej intensywne przeżywanie ekranowej historii. Zarówno jeżeli chodzi o miłość, jak i koszykówkę, obie te dziedziny zostały tylko naszkicowane. I chociaż historia ma potencjał, aby wzruszać do łez, to takie chwile podczas oglądania nie nastąpią. 

Niewątpliwie twórcom zależało na tym, aby film trafił do jak najszerszego grona odbiorców. Dlatego oglądamy połączenie filmu psychologicznego, melodramatu i oczywiście kina z wątkiem sportowym. Ale zamiast cieszyć się idealną równowagą pomiędzy tymi gatunkami, otrzymujemy w zamian średni film, który w żadnej z tych kategorii nie wybija się ponad przeciętność. Przyjemnie jest go obejrzeć w niedzielne popołudnie, ale nie spodziewajmy się, że w jakikolwiek sposób wpłynie on na nasze życie.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones