Recenzja filmu

Maska Czerwonego Moru (1964)
Roger Corman
Vincent Price
Hazel Court

Mór Czerwony, zgnilizna i ciemność

Lata 50. i 60. to ponowne narodziny horroru - gatunku, któremu wielu ówczesnych krytyków do niedawna prorokowało rychły zgon, spowodowany powolnym wyeksploatowaniem się tradycyjnych dla filmu
Lata 50. i 60. to ponowne narodziny horroru - gatunku, któremu wielu ówczesnych krytyków do niedawna prorokowało rychły zgon, spowodowany powolnym wyeksploatowaniem się tradycyjnych dla filmu grozy tematów zaczerpniętych z literatury gotyckiej. Wszystkie główne straszydła doczekały się już swych narzeczonych, synów i córek, a szalonym naukowcom zabrakło nagle pola do ich demonicznych eksperymentów. Wydawało się, że skostniałej formy horroru nie sposób już skruszyć i stanie się ona niebawem grobowcem całego gatunku, nie doceniono jednak mocy jego popkulturowego oddziaływania. Literacka, często poetycka i wysublimowana groza kina niemego została wyparta przez halloweenowy horror, którego coraz istotniejszym elementem stawały się nieraz kuriozalne nowinki techniczne. Pojawienie się szerokoekranowego formatu, pierwsze próby z trójwymiarem, techniki takie jak Psychorama ("Terror in the Hounted House") czy Hypno-vista ("Horrors of the Black Museum") oraz specyficzne systemy koloru stworzone specjalnie z myślą o tym jednym gatunku, fosforyzujące szkielety unoszące się nad kinową widownią (premiera "Domu na Przeklętym Wzgórzu") – wszystko to sprawiło, iż horror klasy B przestał być synonimem kiczu, a stał się manifestem pop-artu.

Obok wielkich amerykańskich wytwórni zaczęli funkcjonować młodzi i często niezależni twórcy. Jednym z takich młodych artystów był właśnie Roger Corman, który zaczynał jako goniec dla 20-th Century Fox, a skończył jako samodzielny producent wytwórni American International. Film był dla niego wielką przygodą, wszystkie jego gatunki traktował na równi i we wszystkich próbował swych sił. I chociaż wielu wytyka palcami jego niskobudżetowe produkcje, to nie sposób zaprzeczyć, iż był wówczas niezwykle sprawnym w swym fachu rzemieślnikiem, któremu wystarczyło podać formę, aby wtłoczył w nie swe innowacje i pomysły.

W roku 1960 Corman zwrócił swą uwagę w kierunku twórczości Edgara Allana Poe, dając początek cyklowi siedmiu ekranizacji jego najbardziej znanych opowiadań. To właśnie w tych, wszak komercyjnych, filmach najlepiej widać ogromną konsekwencję reżysera i jednorodność pewnej wizji. "Maska czerwonego moru" jest jednym z ostatnich obrazów cyklu, a zarazem tym, który najlepiej podkreśla cechy wszystkich poprzednich produkcji: żywe kolory (głównie zieleń, czerwień i żółć), obfite, neogotyckie wnętrza i ciągły ruch kamery, która rzadko kiedy zamiera w planie ogólnym. Corman uznał, iż klaustrofobia jest motywem niemal obsesyjnie powtarzającym się w poezji i prozie Poego, więc w filmach swych korzystał głównie z ciasnych atelier – nawet kiedy akcja przenosi się na zewnątrz plan odgrodzony jest od świata rzeczywistego zasłoną gęstej mgły.

Corman jest symbolistą, nie moralista, podobnie jak E. A. Poe – pomogło mu  to w znacznej mierze w tworzeniu  filmu nie powielającego na ślepo wszystkich wątków. Jego obrazy tworzą specyficzną mieszankę całej twórczości poety z Baltimore, wszystkich jej głównych elementów. Ponadto pojawiają się tutaj również nawiązania do klimatu opowiadań H. P. Lovecrafta, a nawet do spopularyzowanego w latach 60. przez LaVeya satanizmu i okultyzmu. Powtarzające się sceny, w których występują różnego rodzaju wahadła, tykające zegary, ogromne kruki wydawać się mogą mało wyszukane, jednak w doskonały sposób nawiązują do onirycznej atmosfery literackiego oryginału. Również śmieszne i anachroniczne teatralne wnętrza podkreślają, iż Poe w swej twórczości świat przedstawiony traktował w bardzo umowny, karykaturalny sposób.

Twórca dysponował często bardzo małym budżetem i nauczył się nim dobrze gospodarować. "Maska czerwonego moru" została nakręcona w pięć tygodni  - jest to okres bardzo długi, biorąc pod uwagę, iż poprzednie produkcje trwały mniej niż trzy. Scenografia bez większych zmian wykorzystywana była w kolejnych filmach, podobnie niewielkie zmiany zachodziły w obsadzie. Reżyser stawiał na sprawdzone nazwiska – grali u niego m.in. Peter Lorre, Basil Rathbone, Boris Karloff, a przede wszystkim Vincent Price. Ze względu na krótki okres zdjęciowy mieli oni całkowicie wolną rękę w interpretacji swych ról, stąd też spopularyzował się chociażby charakterystyczny styl gry i modulacji głosu Price’a.

W "Masce czerwonego moru" możemy podziwiać Vincenta Price’a w tradycyjnej roli czarnego charakteru – gra on demonicznego księcia Prospero, który oddając się rozpuście i czarnej magii zamyka się, wraz ze swymi zamożnymi gośćmi w pałacu, aby bawić się w czasie, gdy po okolicznych wioskach krąży widmo śmiertelnej choroby – czerwonej śmierci.

Film ten, jak też inne obrazy serii, kończy się symboliczną tragedią. Pod barwną, kostiumową zasłoną maskarady Roger Corman chowa wizję rozkładu świata, jego wartości, szeroko pojętego dekadentyzmu. To śmierć włada światem, nie mając sobie pana, wznosząc się ponad dobro i zło. I choć twórczość amerykańskiego romantyka została w filmie mocno okrojona, pozbawiona literackiej finezji – to właśnie dekadentyzm, symboliczny taniec śmierci jest pomostem łączącym w sposób wręcz hipnotyzujący literaturę i kino, dzieła dwóch różnych epok.

Roger Corman tak nagle jak zainteresował się twórczością Edgara Allana Poe, tak samo nagle ją porzucił. Pozostawił jednak po sobie najbardziej charakterystyczne adaptacje dzieł tegoż pisarza, zaraz obok niemych dzieł Epsteina oraz Sibleya Watsona i Webbera. "Maska czerwonego moru" jest jednocześnie najwyraźniejszym dziełem całej serii oraz obrazem wyraźnie odcinającym się na tle pozostałych horrorów klasy B tamtego okresu. Myślę, że dla niejednego miłośnika tego gatunku będzie to seans zarówno fascynujący jak i niezapomniany.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones