Recenzja filmu

Koniec z Hollywood (2002)
Woody Allen
Woody Allen
Téa Leoni

Wiódł ślepy kulawego

Przyszedł oto dzień, w którym pierwszy raz w pełnym stopniu zachłysnąłem się nowym filmem Woody'ego Allena. Fakt, należy to podkreślić, gdyż w znacznej mierze jego poprzednie filmy były dla mnie
Przyszedł oto dzień, w którym pierwszy raz w pełnym stopniu zachłysnąłem się nowym filmem Woody'ego Allena. Fakt, należy to podkreślić, gdyż w znacznej mierze jego poprzednie filmy były dla mnie albo do końca niezrozumiałe, albo dziwne, było też tak, że wychodziłem z kina mocno zdegustowany. Często mówiłem sobie, co ten Allen znowu wymyślił? Totalna porażka, jednak "Koniec z Hollywood" zmienił moje zapatrywania na jego dorobek. Reżyser, autor scenariusza, odtwórca głównej roli, to w przypadku Allena już standard. Przyznać trzeba, że nie jest to łatwa sztuka, jeśli jednak powtórzy się ją 19 razy można dojść do mistrzostwa. I co warto podkreślić, jest to mistrzostwo. "Ciemność, widzę ciemność!", te słowa wiele lat wcześniej usłyszeliśmy w polskiej, klasycznej komedii, "Seksmisja". Val Waxman (Woody Allen) utalentowany reżyser, posiadający w dorobku również złote statuetki Oscara, teraz poniżony robieniem absurdalnych reklamówek za wszelką cenę szuka możliwości powrotu do wielkiego tworzenia, do wyreżyserowania filmu. Los daje mu prezent, jednak ten sam los nie jest do końca łaskawy. Nie dość, że film ma sfinansować mąż jego byłej żony Ellie (Téa Leoni, jedna z bardziej znanych ról w sensacyjnej produkcji Michaela Baya "Bad Boys" w szalonym trójkącie z Willem Smithem i Martinem Lawrencem), to jeszcze w pewnym momencie padają z jego ust złowieszcze słowa "Ciemność, widzę ciemność!". Co z tego wyniknie? Dokąd zaprowadzi widza reżyser, który sam do końca nie wie, co robi? Czy uda mu się zrobić film, który odniesie sukces? Po raz kolejny pojawia się to, co lubię. Kręcenie filmu w filmie, ma to zawsze swój szczególny charakter, mam też wrażenie, że praca "dwóch" ekip na planie musi czasem wprowadzać dużo zamieszania, ale też musi być to ciekawe i interesujące. Jednocześnie jakże wielką musi posiadać reżyser umiejętność ogarnięcia tego wszystkiego i w sposób pełny utrzymania kontroli nad tym diabelskim młynem. Starym zwyczajem pełną wersję scenariusza dostały tylko dwie osoby - Leoni i Treat Williams (filmowy mąż Ellie i jednocześnie szef studia finansującego film Waxmana). Pozostałym aktorom Allen dał tylko partie niezbędne do odegrania ich ról. To jest charakterystyczne dla filmów Allena, scenariusz jest kompletny, wszystko określa i dopowiada. Aktor nie musi wyobrażać sobie swojej postaci. Wystarczy, że przeczyta rolę, wie o niej wszystko, bo jest mocno zarysowana, barwna, dopowiedziana. Wszystko zostało już powiedziane, teraz usiądźmy wygodnie w fotelu i poszukajmy dobrej chwili relaksu i radości w tej pogodnej, można również powiedzieć, romantycznej komedii.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Woody Allen jest jednym z moich ulubionych reżyserów. Przyznam, że nie znam się zbytnio w tej materii i... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones