Recenzja filmu

Infinity Pool (2023)
Brandon Cronenberg

All Inclusive

Eskapady bohaterów, którzy zatracają się w coraz bardziej wyrafinowanych aktach przemocy, to przecież nic innego jak rodzaj doprowadzonej do granic absurdu terapii dla zblokowanego
Perwersja i przemoc, blizny na ciele i skazy na duszy, rozpad ciała i erozja umysłu…Wygląda na to, że naprawdę wszystko zostaje w rodzinie. Brandon Cronenberg jest w takim samym stopniu synem swojego ojca, Davida, co Caitlin Cronenberg (dziewczyna kręci właśnie swój debiut o eutanazji w świecie po zagładzie) siostrą swojego brata, Brandona. I choć w normalnych okolicznościach podobna narracja byłaby marnym krytyczno-filmowym wytrychem, to w ich przypadku międzypokoleniowa twórczość zaczyna przypominać monolit, jedną transhumanistyczną odyseję. Jestem ciekaw, jak wyglądają niedzielne obiady u Cronenbergów? I czy mięso można zostawić? 

"Infinity Pool" zaczyna się od koszmaru; wygłoszonej w ciemności, złowróżbnej mantry. I choć mamroczący przez sen bohater szybko wraca na jawę, to spokojna głowa, płynący zza kadru dialog sprawia, że startujemy na odpowiednim kursie: "Nie wiem już, czy to wszystko sen, czy rzeczywistość". Bohaterem filmu jest pisarz w twórczym kryzysie (Alexander Skarsgard), gość fikcyjnego kurortu na nieistniejącej wyspie, będącej kolebką zmyślonej kultury. Gdy spaceruje wraz z żoną (Cleopatra Coleman) po kocich łbach wsród równo przyciętych żywopłotów, kamera kręci koziołki, obraca się wokół własnej osi, panoramuje jak szalona. W ramach prostej i skutecznej metafory, wywraca całą rzeczywistość na lewą stronę. Dzionek jest piękny, słońce świeci, drinki wliczone w cenę, ale coś przecież musi pójść nie tak: obsługa paraduje w maskach, które wyglądają, jakby wymyślili je Bosch z Beksińskim, cały kompleks to patrolowana przez wojskową juntę warowna twierdza, zaś do wyliniałego małżeństwa szybko przysysa się parka snobów (Mia Goth i Jalil Lespert). Nie zdradzę, dokąd to wszystko prowadzi, lecz powiedzmy, że w rejony transhumanistycznej i nihilistycznej refleksji na temat tożsamości oraz moralnych konsekwencji życia na cudzy koszt. 

Już w swoim poprzednim filmie, świetnym "Possessorze", Brandon Cronenberg zafiksował się na podobnych tematach. Jego bohaterka – przeorana życiem najemniczka z niedalekiej przyszłości – przejmowała jaźnie swoich ofiar, by następnie zamieniać ich w narzędzie mordu; w bezwolnych pasażerów podczas kolejnych zabójstw na zlecenie. W "Infinity Pool" tematem jest raczej paradoks statku Tezeusza, tyle że zamiast statku mamy człowieka – worek na mięso i kości, w którym ledwo tli się coś na kształt duszy. Podoba mi się zestrojenie tych refleksji z profesją bohatera. Eskapady bohaterów, którzy zatracają się w coraz bardziej wyrafinowanych aktach przemocy, to przecież nic innego jak rodzaj doprowadzonej do granic absurdu terapii dla zblokowanego pisarza. Cronenberg fantastycznie wygrywa ten paradoks, w czym pomaga mu świetny Alexander Skarsgard – w jednej chwili wrażliwy i melancholijny, w kolejnej – przyczajony jak gotowe do ataku lub ucieczki zwierzę. A ponieważ refleksja na temat moralności jest dla Cronenberga kluczowa – co w kinie jego ojca nigdy nie było oczywiste – barokowa przemoc waży i znaczy tu nieco więcej. W jej nagłych erupcjach próżno szukać jakiegoś świadectwa reżyserskiej frajdy, sceny kolejnych mordów inscenizowane są w beznamiętny, ostentacyjnie nieefektowny sposób.

Tym, co mi się natomiast nie podoba, jest tematyczny bajzel. Akcja filmu rozgrywa się w miejscu, które sugeruje jakiś rodzaj postkolonialnej krytyki. Nie mam jednak bladego pojęcia, dokąd ten wątek prowadzi. Z kolei moment, w którym bohaterowie zostają poddani przesłuchaniu w samym sercu zbrodniczego reżimu (budynek przypomina brutalistyczny labirynt) pachnie Kafką – jest obietnicą narracji o nieokreślonej instytucjonalnej opresji. I na moje oko również zmierza donikąd. Film o kryzysie małżeńskim? Katalog form uprzedmiotowienia ciała? Rzecz o małpkach kapucynkach napędzanych instynktem? Brandon Cronenberg może podzielać fascynacje, lęki i obsesje swojego ojca, ale – przynajmniej na razie – brakuje mu jego intelektualnej dyscypliny i precyzji (choć do tych wszystkich surrealistycznych odlotów i narracji z pogranicza jawy i snu jego brawura pasuje jak ulał). Zdaję sobie sprawę, że to cios poniżej pasa, ale cóż – to nie moja wina, że ich filmografie zaczynają zamieniać się w jeden ogród rozkoszy ziemskich. Rodzinny interes dopiero się rozkręca.
1 10
Moja ocena:
7
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Latorośl Davida Cronenberga nie przestaje pozytywnie zaskakiwać. Po agresywnym debiucie w... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones