Śnieg w ruinach

"Igrzyska śmierci: Ballada ptaków i wężach" to film naprawdę gorzki i mroczny. W opowieści o tych, którzy przetrwali wojnę, są wyłącznie ofiary. Lawrence dobitnie pokazuje, że nikt z tej traumy
Śnieg w ruinach
To nie zabawa – ostrzega już w pierwszych scenach filmu Francis Lawrence, reżyser "Igrzysk śmierci: Ballady ptaków i węży". Na ekranie widzimy spowitą śniegiem panoramę zrujnowanego miasta. Przemierza je dwoje dzieci. Zdesperowanych, głodnych, przerażonych. Mają szczęście: w śmieciach znajdują resztki jedzenia. Inni za przetrwanie zapłacą własnym człowieczeństwem, kiedy zmrożone ludzkie ciała staną się dla nich źródłem pokarmu...

"Zmierzch" i oryginalne "Igrzyska śmierci" stworzyły w Hollywood nowy gatunek w kinie – YA (young adult). Na zbudowanych przez nich fundamentach powstało od tego czasu wiele produkcji. Większość z nich jest jednak niewarta wspomnienia. YA szybko stało się bowiem w kinie synonimem tandety i infantylizmu. Dlatego "Ballada ptaków i węży" już na początku składa tak mocną deklarację. Lawrence przywraca YA kinu, przypominając, że nurt ten ma bardzo piękną i bogatą tradycję; że jest tu miejsce także na poruszanie naprawdę poważnych egzystencjalnych problemów (w Ameryce "Czarnoksiężnik z Archipelagu" Ursuli K. Le Guin jest uważany za literaturę YA!).


Na deklaracji się jednak nie kończy. Francis Lawrence rozpisał na trzy akty opowieść o cenie, jaką płacimy za przetrwanie. Naszym głównym nauczycielem gorzkiej lekcji będzie młody Coriolanus Snow (Tom Blyth), dziedzic legendy Kapitolu. Jego ojciec zmarł w czasie wojny, a bez niego pozycja rodu Snowów zmalała. Coriolanus stara się ją odzyskać. Przed rówieśnikami zachowuje pozory dumnego patrycjusza, choć w rzeczywistości nie stać go nawet na jedzenie. Walczy o jak najlepsze oceny, by zdobyć nagrodę i związane z tym fundusze, które mogą być ostatnią deską ratunku dla niego, jego kuzynki i babki. Kiedy zasady gry zostają zmienione, będzie walczył dalej – o przetrwanie Lucy Gray Baird (Rachel Zegler) trybutki z Dystryktu Dwunastego.

Snow nieustannie pokonuje kolejne przeszkody. Nie on jeden zresztą. Porażki i potknięcia innych tylko wzmacniają presję, przypominając o tym, że stawką każdego dnia w Panem jest życie. A Snow chce tylko przetrwać, pomóc rodzinie, mieć dziewczynę, przyjaciela. Jednak raz za razem musi walczyć o przetrwanie. I jak się okazuje, jest mistrzem survivalu. Widzom pozostaje z przejęciem i przerażeniem patrzeć, jaką cenę musi za to zapłacić.

To fanom "Igrzysk śmierci" powinno coś przypominać... Od premiery drugiego "Kosogłosu" mija osiem lat (w tym czasie Francis Lawrance nie popisał się jako reżyser, wystarczy przypomnieć "Czerwoną jaskółkę"), ale oglądając "Balladę ptaków i węży" można odnieść wrażenie, że nigdy tak naprawdę nie opuścił Panem. Jego nowy film jest bowiem niczym innym jak rewersem "Kosogłosu 2". Coriolanus Snow przypomina Katniss Everdeen postawioną między młotem a kowadłem. To, co różni oba filmy, to decyzje bohaterów i ich konsekwencje. Choć... czy aby na pewno? Gorzka ocena losu Snowa przychodzi nam oczywiście dużo łatwiej, ponieważ w nowym filmie jest on młodzieńcem, ale wiemy, kim ostatecznie został. Losu Katniss w wieku Snowa z oryginalnego cyklu nie poznaliśmy. Twórcy sprytnie zostawili widzów z nadzieją. Prequel nie zamierza chronić kruchego optymizmu widzów i pozwala sobie na dużo większą dozę cynizmu.


A "Igrzyska śmierci: Ballada ptaków i wężach" to film naprawdę gorzki i mroczny. W opowieści o tych, którzy przetrwali wojnę, są wyłącznie ofiary. Lawrence dobitnie pokazuje, że nikt z tej traumy nie wychodzi cało. Nawet jeśli stara się postępować właściwie. Każda sekwencja, każdy konflikt, rozmowa stanowią koleją kostkę mozaiki w panoramie zdewastowanego człowieczeństwa. Ofiarami są tu Lucy Gray Baird i inni "wybrańcy" Igrzysk Śmierci. Ofiarą jest Sejanus Plinth, którego życie zatruwa poczucie winy. Ofiarą jest też doktor Volumnia Gaul, którą szaleństwo pochłonęło do tego stopnia, że w innym świecie mogłaby popijać herbatę z pułkownikiem Kurtzem, wdychając napalm o poranku. Ofiarą jest również Casca Highbottom, którego wątek należy do najciekawszych pobocznych historii opowiedzianych w filmie.

Ta wizja świata doskonale rezonuje z takimi klasykami, jak "Pluton" czy "Łowca jeleni". Oczywiście stonowana i przefiltrowana do poziomu młodzieżowej, mainstreamowej produkcji rozrywkowej. Jednak kino YA, wraz z większością ostatnich produkcji komiksowych, przyzwyczaiło nas do dużo niższego poziomu zarówno pod względem prowadzenia narracji, jak i traktowania widza. "Igrzyska śmierci: Ballada ptaków" są wyjątkiem, który być może wyznaczy nowy trend w kinie.


Prawdopodobnie jesteśmy również świadkami narodzin nowej gwiazdy. Nie, nie chodzi o Rachel Zegler, która okazuje się najsłabszym ogniwem filmu. Kiedy śpiewa lub jest skupiona na akcji, wypada ok. Kiedy jednak sceny wymagają od niej prawdziwego aktorstwa (jak w akcie trzecim), jest tylko bladym cieniem Toma Blytha. Anglik gra w kinie od dziecka (jako kilkulatek przemykał przez ekran chociażby w "Robinie Hoodzie" Ridleya Scotta), ale dopiero tu pokazał swój talent. I to brawurowo! Wzorowo przeprowadził swojego bohatera przez kolejne etapy życiowej transformacji i ani na krok nie odstaje od aktorskich weteranów, takich jak Peter Dinklage czy Viola Davis. Na jego barkach spoczął ciężar odpowiedzialności za film i udało mu się go unieść. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że podobny talent będzie miał do wyboru agenta. Bo po "Balladzie ptaków i węży" z pewnością posypią się oferty i Blyth będzie potrzebował kogoś, kto wskaże mu te projekty, które umożliwią mu zbudowanie prawdziwej pozycji w Hollywood. Dla niego aktorskie "igrzyska śmierci" właśnie się rozpoczynają.
1 10
Moja ocena:
7
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones