Recenzja filmu

How to Have Sex (2023)
Molly Manning Walker
Mia McKenna-Bruce
Lara Peake

Sex miseducation

Walker prowadzi swoją bohaterkę od słodkiego zanurzenia się w balangowym haju przez ciąg - nazwijmy to - "interpersonalnych komplikacji" po stan gorzkiej refleksji nad tym, co przeżyła i - jak
Sex miseducation
źródło: Materiały prasowe
Czyżbyśmy mieli rok najbardziej "niewygodnych" scen łóżkowych? W "Niebezpiecznym kochanku" Susanny Fogel bohaterka, będąc w intymnej sytuacji z chłopakiem, wychodziła z ciała i dyskutowała sama ze sobą, czy aby nie pora już przerwać tę żenadę, a widz czuł się niezręcznie, jakby był w pokoju razem z nimi. W "How to Have Sex" Molly Manning Walker nie ma tak inscenizacyjnie wydumanego konceptu, ale treść jest z grubsza podobna. Również tu stosunek seksualny jest czymś na kształt psychomachii. Zamiast dyskutować z partnerem, bohaterka dyskutuje w głowie z siedzącymi jej na ramionach aniołkami i diabełkami kulturowych kontekstów oraz społecznych imperatywów. A tymczasem sytuacja ewoluuje, niekoniecznie po jej myśli. Łatwo powiedzieć komuś "powiedz nie". Trudniej samemu powiedzieć "nie". Tytuł zapowiada poradnik, ale film Molly Manning Walker to raczej anty-poradnik: jak seksu nie uprawiać.

Bohaterkami są trzy szesnastoletnie przyjaciółki. Tara (Mia McKenna-Bruce), Em (Enva Lewis) i Skye (Lara Peake) wybrały się do Grecji na wakacjo-imprezę. Dziewczyny czekają na wyniki szkolnych egzaminów, które mogą zaważyć na ich przyszłości. Mają więc zamiar stłumić stres mieszanką tańca, alkoholu i seksu. Tara, która jako jedyna nie miała jeszcze seksualnych doświadczeń, czuje presję, by dorównać koleżankom i przeżyć niezapomniany Pierwszy Raz. Siłą rzeczy "egzamin dojrzałości" wyrasta tu więc na metaforę. Tarę czeka bowiem test z relacji: między chłopakami i dziewczynami, ale też między samymi dziewczynami. Test charakteru, empatii i wyobrażeń.



"How to Have Sex" to bowiem film opowiedziany w trybie "oczekiwania kontra rzeczywistość". Walker najpierw filmuje świat bohaterek przez imprezowe różowe okulary, dając się porwać rytmowi zabawy. Kamera jest żywa, obraz pulsuje, dominuje stylistyczny i emocjonalny haj, realizm neonowo-instagramowy. Po libacji musi jednak przyjść kac, po ekscesie - moralniak. Długie, niepokojące ujęcie kurortu rankiem po imprezie pełni tu rolę narracyjnej grubej krechy, filmowego znaku interpunkcyjnego. Kamera trzyma kadr długo, jakby za długo, rejestrując krajobraz po bitwie: uliczkę zaśmieconą butelkami, papierkami i zapewne wydzielinami. Widz zaś skanuje obraz, jakby oglądał "Coś za mną chodzi", wyczekując z trwogą, czy na horyzoncie pojawi się ocalała z "formacyjnego doświadczenia" bohaterka. Walker opowiada tu o seksualnej inicjacji w tonacji prawie-że-horroru. W jej obiektywie wakacyjny odpowiednik amerykańskiego "spring break" jest raczej "łamaniem sprężynki" niż "przerwą wiosenną". Podobnie z "clubbingiem", któremu bliżej do "pałowania" ("club" to po angielsku również "maczuga").

Ale "horror" to słowo na wyrost. Bo "How to Have Sex" pokazuje przede wszystkim, że potencjał na traumę tkwi niekoniecznie w najjaskrawszym imprezowym ekscesie (choć ten oczywiście dostarcza sprzyjających warunków). Przemoc to nie tylko otwarta agresja, wykrzykniki i wielkie litery. Przemoc potrafi objawić się w niuansach. W intymnych momentach sam na sam, w chwilach, gdy negocjowane są granice, a wstyd, presja i niedoświadczenie (nie mówiąc o alkoholu) utrudniają klarowne myślenie. Walker prowadzi swoją bohaterkę od słodkiego zanurzenia się w balangowym haju przez ciąg - nazwijmy to - "interpersonalnych komplikacji" po stan gorzkiej refleksji nad tym, co przeżyła i - jak sobie uświadamia - niekoniecznie przeżyć chciała. Filmowana bardzo uważnie (i z bardzo bliska) Mia McKenna-Bruce świetnie portretuje tu spektrum emocji, przez jakie przechodzi Tara. "How to Have Sex" to poniekąd film o jej twarzy, film o robieniu dobrej miny do złej gry. Opowieść o dziewczynie, która z coraz większym wysiłkiem próbuje ukryć swój dyskomfort.



Jak się okazuje, nowa wrażliwość i instagramowe filtry nie uodparniają młodego pokolenia na szkodliwe inicjacyjne mity pierwszych razów i ostrych podrywów. Rytuały umizgów - prężący mięśnie i obczajający "towar" chłopcy, wypychające biusty i śmiejące się zalotnie dziewczyny - wyglądają tu raz zabawnie, a raz wręcz strasznie, chociaż są też - po prostu - zwyczajne. Ale wbrew temu, że "How to Have Sex" płynie w rytmie: a) budowanie oczekiwań, b) cios po łapkach i c) wnioski - Walker nie idzie w moralizowanie. To nie jest film typu "dziewczyny, siedźcie w domu i zakuwajcie zamiast imprezować". Wspomniany "moralniak" nie jest tu więc protekcjonalnym "a nie mówiłam?" reżyserki. Wręcz przeciwnie: Walker z wyczuciem i empatią pokazuje po prostu pułapkę społecznych kodów romansu. How to watch a good film? Właśnie tak. 
1 10
Moja ocena:
8
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones