Recenzja filmu

Gladiator (1992)
Rowdy Herrington
James Marshall
Cuba Gooding Jr.

Tylko dla prawdziwych wojowników

Założę się że 99% osób "Gladiatora" będzie kojarzyło przede wszystkim z głośnym obrazem Ridleya Scotta, i słusznie, bo film rzeczywiście zasługuje na swoje miejsce w naszej pamięci. Zanim jednak
Założę się że 99% osób "Gladiatora" będzie kojarzyło przede wszystkim z głośnym obrazem Ridleya Scotta, i słusznie, bo film rzeczywiście zasługuje na swoje miejsce w naszej pamięci. Zanim jednak przyszło nam podziwiać przygody Maximusa, swoje 5 minut miał inny "Gladiator". Ze starożytnym Rzymem film ma jednak mniej więcej tyle wspólnego, ile nasze rodzime kebaby z Turcją – a skoro jesteśmy już przy jedzeniu, to powiedzmy sobie szczerze, twórcy w głównym daniu zaserwowali nam temat w kinie wałkowany już co najmniej kilkakrotnie.

Mamy oto zagubionego nastolatka, który po przeprowadzce musi odnaleźć się w nowym środowisku. Tam poznaje piękną dziewczynę i przy okazji zadziera z bandą szkolnych cwaniaków. Brzmi znajomo? Palce w scenariuszu "Gladiatora" maczał Robert Mark Kamen, czyli osoba odpowiedzialna za cztery części "Karate Kid". Podobieństwa widać już na pierwszy rzut oka, jednak o ile filmy z panem Miyagi kierowane były do młodszego grona odbiorców, o tyle "Gladiator" jest adresowany raczej do młodzieży licealnej. Film został odarty z cukierkowego i nieco naiwnego klimatu, jaki towarzyszył "Karate Kid". Tommy Riley (James Marshall) już jako młody chłopak musi zmierzyć się z życiowymi problemami, biorąc na siebie odpowiedzialność spłaty długu zaciągniętego przez jego ojca. Przedwczesna dorosłość to jednak nie tylko problem Tommy’ego, rówieśnicy ze szkoły również nie mają lekkiego życia. Lincoln (Cuba Gooding Jr) ma już własną rodzinę, którą musi z czegoś utrzymać. W celu zarobienia pieniędzy obaj angażują się w wir nielegalnych walk bokserskich organizowanych przez bezwzględnego Jimmy’ego Horna (Brian Dennehy).

Za realizację filmu odpowiedzialny był niejaki Rowdy Herrington, facet, który miał już za sobą doświadczenie kultowego mordobicia "Wykidajło" z Patrickiem Swayze w roli głównej. Tu trzeba przyznać, że reżyser zna się na rzeczy, sceny walk w "Gladiatorze" wypadają naprawdę nieźle i są równie dobrze i składnie nakręcone. Swoje role młodzi aktorzy wzięli mocno do siebie i na ekranie widać wysiłek, jaki włożyli w przygotowania sportowe. Jedynym mankamentem jest dość zróżnicowany poziom ich gry aktorskiej. James Marshall ("Twin Peaks") wypada nieco za sztywno, jakby bez wyrazu, choć rola ta nie jest kompletnie zepsuta. Jeśli chodzi o Cubę Goodinga Jra, to widać, że już w "Chłopakach z sąsiedztwa" liznął trochę aktorskiego rzemiosła; w swojej kreacji jest bardzo uniwersalny. Ciekawie zaprezentował się Brian Dennehy, choć dostrzec tu można pewną rutynę (bardzo solidną) w graniu etatowego czarnego charakteru.

Technicznie "Gladiator" prezentuje naprawdę niezły poziom. Pojedynki nie są tak chaotycznie i "efekciarsko" pocięte, jak to bywa w nowszych produkcjach. Krew leje się tu obficie, efekt walki w nielegalnych 6-uncjowych rękawicach jest porażający, widać więc, że realizm twórcy wzięli sobie bardzo do serca. Podobnie jak ścieżkę dźwiękową. Utwory z "Gladiatora" ładnie wpadają w ucho, zwłaszcza "treningowy" "I Will Survive" zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie.

Film dla nastolatków? Z pewnością, ale nawet gdy ma się na karku kilka lat więcej, to nadal ogląda się go bardzo dobrze. Nie jest to może arcydzieło, nie jest też "Gladiator" filmem w jakiś sposób odkrywczym, ale przecież nic nie stoi na przeszkodzie, by się dobrze bawić i dopingować naszych bohaterów. Polecam z czystym sumieniem fanom boksu i nie tylko.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones