Recenzja filmu

Ghost Story (2017)
David Lowery
Casey Affleck
Rooney Mara

Czas, który nie leczy ran

Lowery bardzo subtelnie operuje artystycznymi środkami wyrazu, pozbawiając swój film gatunkowych ozdobników. Całość zamknięta została w prostokącie 4:3 z zaokrąglonymi rogami, co nie tylko
"A Ghost Story" studia A24 ("Czarownica", "To przychodzi po zmroku", "Pokój") to według mnie jedna z największych niespodzianek bieżącego roku. Ci bardziej wtajemniczeni widzowie, wiedzą doskonale, że studio to od lat zaskakuje ikonograficzną reinterpretacją chwytów charakterystycznych dla kina grozy. Nie inaczej jest tutaj.
Głównymi bohaterami filmu Davida Lowery'ego jest para o imionach skróconych do inicjałów - C (Casey Affleck) i M (Rooney Mara). Pewnego dnia C ginie w wypadku samochodowym nieopodal własnego domu, ale wkrótce powraca do wspólnego mieszkania jako duch, przybierając postać... białego prześcieradła z wyciętymi na oczy otworami. Brzmi banalnie i nudno? Nic bardziej mylnego. "A Ghost Story", mimo jednoznacznego tytułu, mimowolnie sugerującego jego gatunkową przynależność, nie jest produkcją oczywistą, której łatwo można przypiąć jakąkolwiek etykietę. To w dużej mierze (a może przede wszystkim) egzystencjalna opowieść o czasie, który - jak się okazuje - nie zawsze leczy rany.


Kameralne, metaforyczne kino Lowery'ego zrodzone zostało z potrzeby serca. Reżyser napisał scenariusz w ciągu zaledwie jednej nocy, kiedy zmagał się z depresją. Nic więc dziwnego, że film aż kipi od egzystencjalnego bólu, wymownej pustki i wszechogarniającej zewsząd melancholii. W tym kontekście przypomina on inną, zeszłoroczną produkcję Kennetha Lonergana - "Manchester by the Sea", w której pod warstwą czarnego jak smoła humoru, skrywało się przecież mnóstwo goryczy i bólu. W tym przypadku humoru jest zdecydowanie mniej, ale narracja bywa równie powściągliwa, jak w przywołanym wyżej filmie. Spleciona z wielu wycinków, osadzonych w różnych, nieokreślonych okresach czasowych, fabuła, wymaga od widza nie lada uwagi i wielu pokładów cierpliwości. Dialogów jest w niej jak na lekarstwo, bo Lowery, podobnie jak Lonergan, nie potrzebuje słów, by ukazać na ekranie wewnętrzne rozterki bohaterów, z tą jednak różnicą, że nierzadko posiłkuje się on dosłowną metafizyką i transcendencją. Paranormalny bohater przez większość czasu tkwi "w zawieszeniu", poza czasem i przestrzenią. Reżyserowi udało się znakomicie oddać wrażenie upływu czasu i uczucie permanentnej beznadziei "życia po życiu". Widać to doskonale w scenie, kiedy M, wkrótce po śmierci C, wyprowadza się do nowego partnera, zostawiając za sobą dom, którego przestrzeń wypełniona zostaje szybko nowymi lokatorami. C obserwuje wszystkie wydarzenia rozgrywające się w tym miejscu, na przełomie godzin, dni, miesięcy, a nawet dekad. Dość szybko okazuje się, że przywiązany jest on tak naprawdę do miejsca, a nie osób tam mieszkających. Dzięki temu, "A Ghost Story" łatwo daje się odczytać jako opowieść o niespokojnej duszy, która nie jest jeszcze gotowa by odejść, nie pożegnawszy się z domem i przeszłym życiem. To zdaje się być zresztą zgodne z teorią, która mówi, że duchy nigdy nie opuszczają swoich miejsc.


Lowery bardzo subtelnie operuje artystycznymi środkami wyrazu, pozbawiając swój film gatunkowych ozdobników. Całość zamknięta została w prostokącie 4:3 z zaokrąglonymi rogami, co nie tylko ukameralnia ukazaną na ekranie historię, ale również poetyzuje jej nastrój. Podobną funkcję pełni zresztą muzyka, która z jednej strony ilustruje wydarzenia, a z drugiej - intensyfikuje ich emocjonalny odbiór (który to z kolei związany jest ściśle z naszą wrażliwością).

Podsumowując, najnowsza produkcja studia A24 urzeka autentycznością, wiarygodnym aktorstwem, życiowymi dialogami i prostotą na wielu płaszczyznach. I nawet jeśli ta ostatnia przejawia się w pewnych kwestiach bardzo dosadnie - to wierzcie mi lub nie - całościowo doskonale się broni. Zaznaczam jednak, że po "A Ghost Story" warto sięgnąć w oderwaniu od filmowych konwencji czy filmoznawczej teoretyki, rezygnując ze wszelkich porównań, gdyż stawianie tak oryginalnego tytułu obok innych "opowieści o duchach", byłoby po prostu wielce niesprawiedliwie.


P.S. Jeśli lubicie aktorstwo Rooney Mary, to mam dla was dobrą wiadomość oo - aktorka dostaje na ekranie swoje 5 minut (dosłownie), w kilku-minutowym ujęciu jedzenia szarlotki. Jeśli to Was nie przekona, to ja już nie wiem co.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Niełatwo napisać recenzję takiego filmu jak opowieść Davida Lowery’ego. Chciałoby się zarysować fabułę,... czytaj więcej
Studio A24 tworzy kino autorskie, bliższe art-house’owi niż blockbusterom. Ich filmy określiłabym jakże... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones