Recenzja filmu

Dziewczyna influencera (2024)
Szymon Gonera
Karina Rezner
Olga Kalicka

#nikogo

Morał tej bajki jest znany: nie ma gmachu wartości w cyfrowym świecie, są tylko komunikacyjna atrofia, rozpad więzi i bezbrzeżna samotność. Jezus Mariusz, który mamy rok? 
#nikogo
Słuchajcie, kochani, jest ważny enałnsment: wynalezienie kamery okazało się błędem. 

W "Dziewczynie influencera" – dziele, za którego streszczenie fabuły wystarcza sam tytuł – jedna gwiazdka Instagrama pyta drugą o kruchy fundament ich przyjaźni. W odpowiedzi słyszy, że połączył je algorytm. To zaskakujący moment autotematycznej szczerości w filmie złożonym wyłącznie z zer i jedynek; upudrowanym na kino zaangażowane tak nieudolnie, że szelest papieru słychać w ostatnim rzędzie; wzbudzającym tyle emocji, ile wygenerowałaby małpa na zimnowojennej maszynie szyfrującej. 


Dziewczyny niby pocą się jak ja i ty, ale tak naprawdę przypominają obszyte ludzką skórą automatony. Różni je wyłączenie to, że jeden jest zafiksowany na celu, a drugi to tabula rasa. Bezwzględna Viola (Olga Kalicka) śni swój sen o wielkich pieniądzach i egzotycznych podróżach, choć rzeczywistość próbuje ją dobudzić – mimo że w mediach społecznościowych osiągnęła wszystko, czuje na plecach oddech rywalek. Niewinna Zosia (Karina Rezner) wygląda jak uśmiechnięta chmurka i wszystkiemu się dziwi. Właśnie wyrwała się z sideł swojego chłopaka (niewiernego, choć o sporych zasięgach), solową karierę zrobiła za sprawą zdjęcia z jajkiem na brzuchu (ZOBACZ PLAKAT). A ponieważ – jak słusznie "wyjaśnia ją" koleżanka – było to jej największe życiowe osiągnięcie, od teraz będę nazywał ją dziewczyną z jajkiem na brzuchu.

Dziewczyna z jajkiem na brzuchu oraz android do zadań socialowych bujają się po maltańskich plażach, zadają szyku na imprezach, próbują zarobić ileś tam, na coś tam. Na swojej drodze spotykają samobieżny lajkomat (Mateusz Banasiuk gra korporacyjnego spin doctora tak, jakby chodziło o Buffalo Billa z "Milczenia owiec"), złego wilka (z cyklu "rzeczy, których nie potrzeba w naszym życiu": Rafał Królikowski jako stręczyciel) oraz swoje zdradliwe koleżanki po fachu. Zlecenia biorą od firm odzieżowych i kosmetycznych, ale też – złowroga muzyka narasta – z DARKNETU (nie chcę negować sensu tego potężnego riserczu, ale myślę, że i na Reddicie znajdzie się fandom używanej bielizny). Słowem – powoli zmierzają w stronę otchłani. Morał tej bajki jest znany: nie ma gmachu wartości w cyfrowym świecie, są tylko komunikacyjna atrofia, rozpad więzi i bezbrzeżna samotność. Jezus Mariusz, który mamy rok? 

   

Zastanawia mnie paradoks, tkwiący w mechanicznym sercu "Dziewczyny influencera". Film Szymona Gonery jest jednocześnie rozbrajająco naiwny i zaskakująco cyniczny. Tę pierwszą jakość widać przede wszystkim w rysunku współczesności. Akcję osadzono w folderowej krainie czarów, a społeczny rezonans profesji bohaterek – będący istotą choćby świetnego "Sweat" Magnusa von Horna – ogranicza się do liczenia serduszek i wyłapywania twarzą pomidorów. Cynizm z kolei wychodzi przede wszystkim w podejrzanym stosunku reżysera do bohaterek. Zarówno Viola, jak i dziewczyna z jajkiem na brzuchu są portretowane wyłącznie jako świergoczące i łase na forsę idiotki, co rodzi pytanie o sens powstania tego filmu. Krzyknąć, że świat schodzi na psy można za darmo. Wyrazić swoją pogardę dla social mediów jako jakiejś metafory współczesnej wrażliwości – również. No bo chyba nie nakręcono go po to, by zdyskontować tabloidową gorączkę i rozmaite afery w środowisku twórców YouTube'owych. Prawda, kochani? 

Szkoda mi Kalickiej i Rezner. Wyciągają z tekstu, ile się da, ale na ustawkę przyszły z wiązanką chabrów. Litania rzeczy, które Gonera mógł napisać dobrze, ciągnie się zresztą w nieskończoność. Mógł dla przykładu przyjrzeć się kierującym nami wojerystycznym atawizmom. Mógł też podarować nam jakiś rodzaj narracyjnego odlotu inspirowanego estetyką social mediów. Albo chociaż – o ile nie proszę o zbyt wiele – opowiedzieć o samotności tak, jakby nie gardził swoimi bohaterkami. Mógł, ale przecież temat nośny, więc jakoś to będzie. Tu się pokaże warszafkę, tam dziewczynę w bikini, na deser może jakiś chwytliwy dialog. "Cześć, jak się dziś Blowek?"/ "A, dziękuję, całkiem Young Leosia, a co u Ciebie? / MMA, MMA, dziękuję, że pytasz". Tyle że w tego rodzaju kinie przekora nie jest narzędziem destrukcji. To właśnie dzięki niej buduje się trójwymiarowy obraz zjawiska (a czy tego chcemy, czy nie, jest to zjawisko o sporym socjologicznym znaczeniu). Dziewczynę z jajkiem na brzuchu mogą obchodzić wyłącznie hashtagi i lajeczki. Reżysera powinno obchodzić coś więcej. 
1 10
Moja ocena:
2
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones