Recenzja filmu

Dunkierka (2017)
Christopher Nolan
Fionn Whitehead
Tom Glynn-Carney

Z wielkiej chmury ledwie mżawka

Jedno trzeba Panu Nolanowi przyznać - "Dunkierka" to wizualny majstersztyk, który przedkłada starą szkołę kręcenia filmów nad dobrodziejstwa nowoczesnych efektów komputerowych (...). Brawurowy
Gdy za filmowy projekt bierze się sam Christopher Nolan, niemalże z miejsca można założyć, iż będzie to dzieło nietuzinkowe. Co prawda twórca ma zdecydowaną słabość do patetycznych opowieści rozciągniętych na blisko 3 godziny seansu, tym niemniej przy ogólnym poziomie artystycznym jego dzieł można mu tę przywarę wybaczyć. Po prawdzie ostatnie obrazy wizjonera kina spotkały się z mieszanym przyjęciem, aczkolwiek od wielkich zawsze wymaga się więcej. Dlatego właśnie pokładałem w filmie "Dunkierka" spore nadzieje, po cichu licząc na tytuł zostawiający w tyle "Przełęcz ocalonych" i będący na równi z kultowym "Szeregowcem Ryanem". Cóż, być może to wina mojego hurraoptymistycznego nastawienia, ale obraz Nolana nie do końca mnie do siebie przekonał. Zapewne oczekiwałem kina zrealizowanego z większą pompą i blichtrem, otrzymałem zaś kameralną i ascetyczną inscenizację prawdziwych wydarzeń.




Film obrazuje historię wojsk alianckich, które zostały otoczone przez armię III Rzeszy. Tommy (Fionn Whitehead) to młody żołnierz pragnący jedynie powrócić na łono ojczyzny. Niestety, dostanie się na pokład okrętów przypływających do portu w Dunkierce graniczy z cudem. Wojacy tłumnie oczekujący przy molo na ratunek są z kolei łatwym celem dla sił powietrznych wroga. Na szczęście w przestworzach szybuje Farrier (Tom Hardy), który wraz z wierną brygadą strzeże swoich towarzyszy niedoli. W całym wojennym zgiełku niejaki pan Dawson (Mark Rylance) wraz z synem Peterem (Tom Glynn-Carney) i pomocnikiem Georgem (Barry Keoghan) ruszają prywatną łodzią na pomoc żołnierzom. Losy wszystkich bohaterów splotą się w najmniej spodziewanym momencie...




Jedno trzeba Panu Nolanowi przyznać - "Dunkierka" to wizualny majstersztyk, który przedkłada starą szkołę kręcenia filmów nad dobrodziejstwa nowoczesnych efektów komputerowych. Surowy styl ukazania zdarzeń mających miejsce w nieszczęsnym mieście przywodzi na myśl topowe produkcje dokumentalne. Z jednej strony podczas kolejnych lądowych przepraw żołnierzom towarzyszy kamera leniwie sunąca tuż za żołdakami. Z drugiej zaś w nagłych sytuacjach zagrożenia, tenże sam obiektyw zyskuje wigoru, pokazując dramatyczne wydarzenia z przeróżnych, najbardziej fantazyjnych kątów. Widać, iż reżyser ze smakiem dobierał kadry tak, by były one zarówno czytelne jak i atrakcyjne wizualnie. Klimatyczne ujęcia z kokpitu pilota, sekwencja porywającej walki o życie w odmętach morza czy niepokojąca cisza przerwana niespodziewanym nalotem budują niespotykany realizm teatru wojny.




Niestety, ów realizm okupiony został straszliwą ceną. Pal licho stosunkowy brak rozmachu charakterystycznego dla największych wojennych produkcji. Spartański sposób zobrazowania wojennej pożogi to świadomy i odważny wybór reżysera, który jak najbardziej doceniam. Trudno mi jednak piać z zachwytu nad szczątkowym scenariuszem pozbawionym wyraźnej dramaturgii jednostki. Doskonale rozumiem, iż Pan Nolan unikał tanich fabularnych zabiegów chwytających widza za serce. W "Dunkierce" nie ma miejsca na patetyczną muzykę, naiwnie wzniosłe monologi i heroiczne czyny, których nie powstydziłby się żaden superbohater. Recenzowany tytuł skupia się na zwykłych wojakach, których poświęcenie zostało bezdusznie wliczone do ogólnej statystyki. Tym niemniej w filmie mocno odczuwałem brak wyraźnego zarysowania sylwetek protagonistów. Oczywiście wielu osobom takie poznawanie postaci przez szczątkowe dialogi przypadnie do gustu, aczkolwiek ja chyba wolę pełnokrwistych narwańców z "Szeregowca Ryana" czy "Przełęczy ocalonych", którzy wyróżniali się z tłumu podobnych im żołnierzy wysłanych na śmierć.




Wspomniałem już o maestrii reżysera w chłodnej i pozbawionej fajerwerków oprawie wizualnej obrazu. Brawurowy styl Nolana dopełnia równie oszczędna i śmiała warstwa muzyczna dzieła. Hans Zimmer, wieloletni współpracownik znanego reżysera, pomimo ogromnego stażu wciąż zaskakuje kinomana swoimi kompozycjami. "Dunkierka" w miejsce podniosłych utworów oferuje takie nietypowe zagrywki jak cykliczny, jednostajny dźwięk wskazówek zegara rozbrzmiewający przy kluczowych wydarzeniach czy równie szarpiący nerwy sygnał à la syrena pokładowa. Tym samym posępna muzyka w niczym nie przypomina epickich dzieł wielkiego ekranu... i bardzo dobrze. To właśnie dzięki swej oryginalności brzmienia towarzyszące zmaganiom głównych bohaterów gwarantują seans, który przynajmniej pod kątem audiowizualnym głęboko zapada w pamięć.




Jak widać po łamiącej konwenanse formie przeboju, Pan Nolan nie stroni od eksperymentów. Dużym ryzykiem było także powierzenie ról protagonistów nieznanej gwardii, ale młodzi aktorzy dobrze wywiązali się z trudnego zadania. Oczami wyobraźni widzę, jak bardzo producenci obrazu musieli zgrzytać zębami, gdy reżyser twardo obstawiał przy swoich wyborach obsadowych. Samo nazwisko Hardy'ego to trochę za mało, by przyciągnąć rzesze niedzielnych widzów do kin. Co prawda kompozycja "Dunkierki" z automatu sprawia, iż bohaterowie są głównie tłem tragicznych wydarzeń, mimo to początkujący artyści pokazali się z najlepszej strony.




Ogólnie mam z dziełem Nolana nie lada problem. Po obiecującym początku seansu zwyczajnie nie potrafiłem się wczuć w ciężką sytuację żołnierzy pozostawionych na pastwę losu. Z poziomu pojedynczych postaci fabuła wydała mi się mocno rozwodniona, z rzadka zapewniając odpowiedni ładunek emocjonalny. W pozytywnym odbiorze recenzowanego tytułu nie pomogła mi ani wielowątkowa historia ani realistyczne ukazanie wojennej pożogi. Wyjątkowo krótki jak na reżysera obraz dłużył mi się niemiłosiernie, co w przypadku tak czasowo skondensowanych filmów wojennych występuje u mnie niezwykle rzadko. Gdy w tle przygrywało miarowe tykanie zegara, ja z kolei równie miarowo odmierzałem minuty pozostałe do końca produkcji. Na szczęście bliźniaczo podobne reakcje widzów siedzących obok w sali kinowej uświadczyły mnie w przekonaniu, że jeszcze do reszty nie zwariowałem.




Przyznanie filmowi kategorii wiekowej PG-13 to z kolei osobna sprawa. Szczerze pisząc nie wydaje mi się, by dodanie ekranowej brutalności do "Dunkierki" diametralnie zmieniło wymowę obrazu. Oczywiście powszechnie cenione jest dojrzałe podejście do tematu wojny poprzez dobitne zobrazowanie piekła rozgrywającego się na froncie. Mimo wszystko w tym konkretnym przypadku epatowanie przemocą paradoksalnie zapewne gryzłoby się ze stonowaną stylistyką produkcji. O ile rozczłonkowane ciała i walające się na bitewnym gruncie kończyny pasowały do "Przełęczy ocalonych", tak w opisywanym tytule tego typu dosłowność mogłaby zniweczyć klimat misternie budowany przez chłodną kolorystykę i brak przepychu.




Naprawdę chciałem pokochać "Dunkierkę" od pierwszego wejrzenia, tudzież obejrzenia. Mam do Pana Nolana ogromny szacunek, tym niemniej nie mogę wychwalać pod niebiosa filmu wyłącznie za znakomitą reżyserię i świetną ścieżkę dźwiękową. Szanuję gusta bratnich, kinematograficznych dusz, lecz ja w żadnym wypadku nie postawiłbym recenzowanego tytułu nad niedawną "Przełęcz ocalonych", o innych tuzach gatunku nie wspominając. Ogólnie podoba mi się minimalistyczna i do bólu realistyczna stylistyka, ale musi ona zostać poparta rozbudowanym scenariuszem. W "Dunkierce" pretekstowy skrypt stanowi zaś przede wszystkim miałką wymówkę do przedstawienia traumatycznego epizodu z kart II wojny światowej. Stawiając taką a nie inną notę końcową prawdopodobnie zapewniłem mojemu tekstowi średnią ocenę przydatności na poziomie 0%, ale chociaż nadal pozostaję w zgodzie z własnym sumieniem. Skoro swego czasu ceniony Roger Ebert jako jeden z niewielu krytyków na świecie pozytywnie ocenił "Speed 2", to chyba i taki szarak jak ja ma prawo być szczery wobec potencjalnych widzów "Dunkierki". Najwidoczniej preferuję Pana Nolana w pompatycznej do granic możliwości i epickiej konwencji z nakreślonymi grubą kreską motywacjami postaci. Ot, taki ze mnie prosty człowiek.

Ogółem: 6/10

W telegraficznym skrócie: przerost formy nad treścią, a treści tu niewiele; do bólu precyzyjne zobrazowanie ewakuacji spod Dunkierki szokuje szorstkim stylem nietypowym dla blockbusterów; film ogląda się niczym wysokobudżetowy dokument z fragmentaryczną fabułą; wybitna praca kamery i jeszcze lepsza muzyka; niestety, wydarzenia rozgrywające się na pierwszym planie nie są tak przejmujące, jak być powinny; w związku z powyższym krótki seans może się dłużyć; wolę, gdy Nolan próbuje swych sił w wielkich widowiskach.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Christopher Nolan jest twórcą wybitnym, ale i w pewnym sensie bardzo specyficznym. Nie sposób wytknąć... czytaj więcej
Nolan ma jaja, bez wątpienia. Jako jeden z nielicznych hollywoodzkich reżyserów może pozwolić sobie na... czytaj więcej
"Memento" jest filmem, który na przełomie wieków wprowadził powiew świeżości do amerykańskich thrillerów.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones