Recenzja filmu

Diuna (2021)
Denis Villeneuve
Timothée Chalamet
Rebecca Ferguson

"Diuna" okiem fotografa

"Diuna" to film komercyjny, superprodukcja dla masowego odbiorcy. Ale nie byłby tak wysmakowany i tak znakomicie zrealizowany, gdyby nie lata pracy kina artystycznego w kreowaniu pewnych środków
Obejrzałem wczoraj "Diunę" na telefonie. Trochę za wolna akcja, ale film spoko.
No dobra, teraz na poważnie.

Były filmy, które wbijały w fotel, były filmy, które trzymały w napięciu jak nic, ale chyba nigdy żaden film tak mnie nie oczarował jak "Diuna". Może "Wiosna, lato, jesień, zima, wiosna". Może pierwsza część trylogii "Władca pierścieni". Ale ten ostatni na pewno ma kilka podświadomych plusów za to, że jest po prostu świetną i piękną ekranizacją Tolkiena. Cieszę się, że przeklimatyczne Kino Ignacy w Lidzbarku Warmińskim grało Diunę jeszcze wczoraj.
Muzyka wyznacza nowe standardy podniosłości. Poza tym, niezależnie od tej podniosłości (tu w 100% uzasadnionej obrazem), jest niebanalna i zwyczajnie przepiękna, co rzadko idzie w parze. Porusza i stawia na baczność sama w sobie. Specjalnie zostałem aż do końca napisów, by posłuchać ścieżki dźwiękowej aż do ostatniego tonu. I – przy pustej sali – poznać nazwisko tłumacza napisów. Dobrze, że w ogóle je podano.

Ta muzyka zwróciła moją uwagę jako pierwsza. Niespiesznie rozwijająca się narracja okraszona monumentalnymi, pomysłowo i ze smakiem zrealizowanymi ujęciami, a przede wszystkim piękne kadry i cała estetyka filmu sprawiły, że po 15 minutach już wiedziałem, że znów go obejrzę, koniecznie znów na dużym ekranie.

Nie czytałem książki – może to kwestia tłumaczenia, może specyficznego języka, ale trudno mi przebrnąć przez narrację mimo drugiej już próby. Grałem w gry, ale zapomniałem o całym sentymencie (szczególnie do pierwszej z nich, z 1990 r.), bo film natychmiast zmiótł mnie z "tu i teraz" i wciągnął bez reszty. W paru momentach spodziewałem się tanich chwytów, kiczu, typowych rozwiązań – nic z tego – sposób opowiadania trzymał poziom i klasę od początku do końca. Dla mnie, w moim niezbyt bujnym doświadczeniu widza, "Diuna" otwiera nową epokę dla tego, co nowe i dobre w kinie popularnym.

Wyszedłem z kina. Cieszyłem się już w tym momencie, że poszedłem sam. Atmosfera Arrakis została we mnie nieprzegadana. Nad Łyną unosiła się mgła, zapowiadając piękne poranne ujęcia. Postałem chwilę, nie mogąc się zebrać po intensywnym estetycznym przeżyciu. W samochodzie znalazłem ścieżkę dźwiękową "Diuny" na Spotify i niespiesznie wróciłem do domu.

Na koniec refleksja: "Diuna" to film komercyjny, superprodukcja dla masowego odbiorcy. Ale nie byłby tak wysmakowany i tak znakomicie zrealizowany, gdyby nie lata pracy kina artystycznego w kreowaniu pewnych środków wyrazu. Ktoś, kto ogląda więcej filmów niż ja (o co nie trudno), napisałby pewnie coś więcej, ja, jako fotograf i realizator filmików z klimatem widzę, jak wiele "Diuna" zawdzięcza takim twórcom jak Stanley Kubrick czy Lars von Trier.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
„Stańmy, bracia, wśród poległej braci. Jedno życie i śmierć jedną mamy. Duchy zawsze pójdą razem z nami.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones