Recenzja filmu

Destricted (2006)
Marco Brambilla
Larry Clark

O pornografii słów kilka...

Siedmioro twórców, siedem krótkich filmów, słowo klucz: pornografia. Zapowiada się ciekawie? A i owszem, pole do popisu jest. Tym większa szkoda, że większość spośród zwerbowanych artystów wbrew
Siedmioro twórców, siedem krótkich filmów, słowo klucz: pornografia. Zapowiada się ciekawie? A i owszem, pole do popisu jest. Tym większa szkoda, że większość spośród zwerbowanych artystów wbrew pozorom do powiedzenia na zadany temat miała niewiele. Czyżby jednak pornografia na tyle dobrze się rozgościła pod strzechami, że niewiele nowego w tej kwestii pozostało do dodania?

Można uderzyć w absurdalny ton, jak w etiudzie Mariny Abramovic. Posiada ona spory potencjał komiczny, a jednak efekt końcowy zachwytu bynajmniej nie budzi. Coś jednak nazbyt to przaśne, a słowiański duch, którym rzecz jest przesiąknięta, nijak nie daje się pogodzić z poczuciem dobrego smaku i estetyki. Może więc celujący w kontrowersje Larry Clark (pamiętne "Dzieciaki") i jego eksperyment socjologiczny przed kamerą? Z początku budzi on zainteresowanie, poszczególni rozmówcy opowiadają o swoich doświadczeniach z pornografią, coraz bardziej odsłaniając się przed widzem (także w sensie dosłownym). Potem jednak zamienia się to w teatr "jednego aktora", zresztą niespecjalnie elokwentnego, a przez to mało zajmującego. Dodatkowo ten zwieńczony analną inicjacją dokument przeciągnięty został ponad miarę względem pozostałych segmentów. W oldschoolowej wariacji Richarda Prince'a na temat lekarskiej wizyty u dorodnej pacjentki najciekawszy jest podkład muzyczny, bo cała resztę, włącznie z bujnym owłosieniem, można zobaczyć w pierwszym lepszym pornosie z lat 70-tych.

Jednym z założeń "Destricted" jako projektu było, o ile dobrze pojmuję, o pornografii mówić "artystycznie". Znakiem czasów współczesnym widać jest, że poprzez "artyzm" często rozumie się niekoniecznie sztukę, a przyciężki pseudoartystyczny bełkot. W tym kierunku poszedł w swojej wiejącej nudą abstrakcyjnej miniaturze twórca cyklu "Cremaster" Matthew Barney. Jeszcze gorzej sprawa się ma w idiotycznej odzie do onanizmu autorstwa Sam Taylor Wood, którą opatrzono zachęcającym tytułem "Death Valley".

W zasadzie tylko w dwóch przypadkach zaproszeni twórcy wywiązali się z zadania bez większego zarzutu. Mam na myśli Marco Brambillę i jego kolaż "Sync" - atrakcyjny i pobudzający wyobraźnię. Druga persona to Gaspar Noé, który w swej "stroboskopowej" nowelce "We Fuck Alone" pod atakującą widza formą zdołał jeszcze przemycić jakąś myśl, a tym samym wywołać u mnie jako odbiorcy refleksję. Być może znaczącym jest fakt, że tych dwóch spośród wszystkich biorących udział w projekcie to akurat klasyczne przykłady reżyserów filmowych. W rozumieniu dosłownym, z prawdziwego zdarzenia. Czyli nie żadni artyści-performerzy, nie dokumentaliści, bazgracze graffiti czy czegokolwiek tam jeszcze. A tym samym ludzie, którzy sztukę filmową, jej reguły i specyfikę rozumieją.

Patrząc na całokształt, muszę stwierdzić, że "Destricted" okazało się sporym rozczarowaniem. Ambitne fiasko, ujmując zwięźle, zważywszy, że uczestnicy mieli do dyspozycji kamerę i nieokreślony (co najbardziej wykorzystał Clark) czas projekcji. Myślisz: pornografia, a przed oczami tysiąc sposobów na wyrażenie zdania w tej kwestii? Widać jednak niekoniecznie, bo w większości autorzy zamieszczonych tu krótkich metraży okazali się bardzo niekreatywni. Wymienione powyżej wyjątki zmniejszają nieco poczucie zawodu, ale i tak całości uratować nie są w stanie.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones