Recenzja filmu

Constantine (2005)
Francis Lawrence
Keanu Reeves
Rachel Weisz

Znak, że powinniśmy modlić się za Kino

Opowieści z pogranicza okultyzmu od zawsze fascynowały ludzkość. Od kiedy tylko Szatan pojawił się w życiu człowieka, ten niejednokrotnie zbliżał się do granicy pomiędzy światem ludzi i światem
Opowieści z pogranicza okultyzmu od zawsze fascynowały ludzkość. Od kiedy tylko Szatan pojawił się w życiu człowieka, ten niejednokrotnie zbliżał się do granicy pomiędzy światem ludzi i światem duchów. Niekiedy jednak to, co fascynuje, wzbudza w nas skrajnie różne emocji. Wraz z pojawieniem się pierwszych rozłamów w Kościele i zaczątkami herezji, niejednokrotnie dochodziło do prawdziwych rzezi osób, na które padł chociażby cień podejrzeń o konszachty z mocami nieczystymi. Pandemiczne rozmiary zjawisko to przybrało w XIII wieku wraz z powstaniem Świętego Oficjum, a renesans przeżywało w Baroku. Po tym jednak, jak libertynizm zawładnął europejskimi społeczeństwami i coraz mniejszą wagę zaczęto przywiązywać do religii, trzymanie w domu czarnego kota nie oznaczało już pewnego wyroku śmierci. Dziś nawet doszło do tego, że z usług wróżek korzystają nałogowo nawet znamienite osobistości świata polityki, filmu czy estrady. Nie mniej jednak to, co nadprzyrodzone, wciąż działało i nadal działa na naszą podświadomość, rozpalając zmysły. Nic więc dziwnego, że szacowni twórcy zmontowanych klatek taśmy, zwanych gdzieniegdzie filmami bardzo chętnie zabrali się za kręcenie obrazów, których głównym bohaterem były demony, potępieńcy czy też sam Lucyfer. Nie musimy wcale szukać daleko, bowiem i nasi rodzimi reżyserzy mają nie lada wprawę w pokazywaniu tego typu historii (Roman Polański jest tego koronnym, chociaż nie jedynym przykładem). Niestety, filmowcom po kilku bardzo udanych projektach ("Egzorcysta", "Omen") zaczęło zwyczajnie brakować pomysłów na nowe historie. A widzowie domagali się kolejnych wizji zetknięcia się człowieka z mocami piekielnymi. Co tam wilkołaki, co tam wampiry skoro można oglądać Diabła, esencję zła. Nic więc dziwnego, że na przełomie ostatnich lat wyszło kilka projektów o dość nęcących tytułach. Po dość przeciętnych "Dziewiątych wrotach" Polańskiego i całkowicie nieudanym "Egzorcyście - Początku" z naszą Izabellą Scorupco przyszedł czas na film "Constantine", który miał być świeżym powiewem w tym gatunku filmowym. Niestety od tego powiewu możemy się tylko astmy nabawić. Mimo gwiazdorskiej obsady i 100 000 000 $ budżetu z przykrością stwierdzam, że na "nową nadzieję" okultystyczno-spirytystycznych zabaw przyjdzie nam jeszcze troszkę poczekać. Johna Constantine z całą pewnością nie można zaliczyć do grona zwykłych palaczy. Ma on nieprzeciętny dar pozwalający mu widzieć prawdziwe postaci demonów i aniołów przebywających na Ziemi. John nigdy jednak nie pragnął takiego daru, daru, który w młodości doprowadził go na skraj załamania i próby samobójstwa. Aby odkupić swą duszę rusza do walki z demonami, wierząc, że w ten sposób uratuje się przed potępieniem. "Przypadkiem" poznaję funkcjonariuszkę Angela Dodson, która próbuje rozwikłać tajemnicę samobójstwa swojej głęboko wierzącej siostry. Niebawem okaże się, że rak płuc to najmniejszy z kłopotów naszego bohatera, i tak dalej, i tak dalej. Szczerze mówiąc sam jestem zdziwiony, że aż tak dobrze pamiętam fabułę filmu, bowiem już po 15 minutach oglądania przestałem nawet próbować zalepiać scenariusz. Ilością niedomówień, jakich dostarcza ten obraz, można by obdzielić kilka innych filmów. Praktycznie połowa wątków filmu ginie gdzieś między kolejnymi walkami z demonami lub wizytami w piekle. Jest to bardzo denerwujące i męczące zwłaszcza, że "Constantine" to ponad dwie godziny filmu. Kwestie w stylu "tu dzieje się coś niedobrego" czy "władca piekieł, bla, bla, bla" irytują do granic możliwości. Autorzy scenariusza to poważni kandydaci do Złotych Malin. O pomstę do nieba woła również fakt, że twórcy nie pokusili się także o minimalną poprawność teologiczną obrazu. Fakt, że Szatan decyduje o tym, że dusza Isabel ma pójść do nieba wprawił mnie w osłupienie, a to nie jedyny przykład. Ogromnym błędem było także powierzanie głównej roli Keanu Reevesowi. Aktor ten nie jest nad wyraz utalentowany i o ile w "Adwokacie diabła" zagrał na średnim poziomie, to ten film z pewnością nie będzie wspominany jako popis jego możliwości. Jego postać jest drewniana, sztuczna, jednym słowem nijaka. Po skończeniu seansu praktycznie jej nie pamiętamy. Kim jest Neo z "Matrixa" w tym filmie? Zwykłym cieniem. Nie jest on nawet dodatkiem do efektów specjalnych. Niestety nie mogę powiedzieć ani jednego dobrego słowa o tej kreacji. O wiele lepiej na tle kolegi wypada Rachel Weisz. Angela w jej wykonaniu jest bardzo przekonująca. Dosyć silna kobieta, której wiara uległa skrzywieniu. Jej bohaterka próbowała uciec przed samą sobą, co wywołało w niej wewnętrzny konflikt. Nie będę ukrywał, że bardzo lubię tę aktorkę i cieszę się, że mimo fatalnego scenariusza zagrała na dobrym poziomie, pokazując jak wiele zależy od "zwykłych" aktorskich umiejętności. Prawdziwymi perełkami są w "Constantine" dwie postaci. Przede wszystkim Gabriel, grany przez Tildę Swinton. Będąc na ekranie zaledwie kilka chwil pokazała, że w żadnym wypadku nie można zaliczyć ją do aktorek przeciętnych. Gabriel w jej wykonaniu jest fascynujący(a). Aktorka swoją postać przedstawiła w sposób zupełnie świeży, jakby to określić, jakby była w stanie lekkiego odurzenia. To właśnie ona przykuwa na sobie całą uwagę, kiedy pojawia się na ekranie. Mimo, że nie jest aktorką o wielkiej urodzie, ma specyficzny wygląd, z którego potrafi uczynić swój atut. Nie mogę się wprost doczekać, kiedy będzie mi dane zapoznanie się z jej innymi filmami. Pierwsza część "Opowieści z Narnii", gdzie gra Białą Czarownicę, może być dzięki jej wykonaniu prawdziwą perełką. Drugą postacią, którą zdecydowanie możemy zaliczyć na plus, jest Szatan w wykonaniu Petera Stormare. Jest cyniczny, przebiegły, chamski, obleśny. Jednym słowem taki, jaki Szatan powinien być w ekranizacji komiksu. O technicznej stronie filmu nie będę dużo pisał. Jest dobra i tyle. Jak to w dzisiejszych produkcjach z fabryki snów. Jest ich dużo, są dobrej jakości i... są źle wyreżyserowane. Muzyka w filmie jest prawie nieobecna. Nie zapamiętałem ani jednego tematu z filmu, i nawet zastanawiam się czy takowa w ogóle była? Ponieważ jestem fanem tego typu filmów, chciałbym móc polecić Wam ten obraz. Niestety. Kilka plusików nie mogą zrekompensować potwornych wręcz braków w scenariuszu, bardzo złej roli Keanu i fatalnej reżyserii. Tym, którzy nawet po przeczytaniu tej recenzji zdecydują się zobaczyć obraz, radzę sięgnąć po wydanie DVD/VHS, a i to niekoniecznie. Podsumowując, "Constantine" to produkcja nieudana, a wręcz nieudolna i naprawdę szkoda waszego czasu na ten film. Zdecydowanie lepiej go spożytkujecie, zapoznając się z klasyka gatunku jak np. "Omen" (Przynajmniej nie dowiecie się, że według twórców recenzowanego filmu to Szatan ma władzę nad duszami).
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
John Constantine zawodowo zajmuje się tępieniem demonów. Nie jest błędnym rycerzem ani natchnionym... czytaj więcej
Film Francisa Lawrence'a powstał na fali modnych ostatnio ekranizacji komiksów. Podobnie do takich... czytaj więcej
Powiem szczerze, że wahałem się wystawić taką, a nie inną ocenę (czyli 9), ale jednak to zrobiłem.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones