Recenzja filmu

Colonia (2015)
Florian Gallenberger
Emma Watson
Daniel Brühl

Diabeł w ludzkiej skórze

Nie stąpał jeszcze po świecie ktoś, komu udałoby się zadowolić każdego. O prawdziwości tego twierdzenia przekonał się na własnej skórze Salvador Allende – chilijski polityk z ramienia
Nie stąpał jeszcze po świecie ktoś, komu udałoby się zadowolić każdego. O prawdziwości tego twierdzenia przekonał się na własnej skórze Salvador Allende – chilijski polityk z ramienia socjalistycznej partii Unidad Popular, który na początku lat 70 został wybrany prezydentem Republiki Chile. Pomimo tego, że podczas pierwszego roku swych rządów osiągnął wzrost gospodarczy, obniżył inflacje i wyciągnął pomocną dłoń do lekceważonych rdzennych plemion indiańskich, czas pokazał, że jego nazwisko przeszło do historii jako symbol upadku i zbroczonych krwią ulic stołecznego Santiago. 11 września 1973 roku doszło bowiem do zamachu stanu, w wyniku którego władzę w kraju przejęła wojskowa junta na czele z Augusto Pinochetem. Można by pomyśleć – cóż z tego? Zamieszki polityczne jakich historia widziała tysiące. Jednakże sukcesywnie na jaw zaczęły wypływać fakty, obok których trudno było - i jest - przejść obojętnie. Jednym z nich jest Kolonia Godności. La Sociedad Benefactora y Educational Dignidad. To właśnie ją na tapetę wziął mody niemiecki reżyser Florian Gallenberger
Młoda i atrakcyjna stewardessa Lena (Emma Watson) przylatuje do Chile z zamiarem odwiedzin u swojego chłopaka, Daniela (Daniel Bruhl), który przebywa w Ameryce Południowej aktywnie działając na rzecz propagowania poczynań prezydenta Allende. Koncert uczuć i namiętnych westchnień przerywa wybuchająca rewolta przeprowadzona przez wojsko na czele z Pinochetem. Para zostaje rozdzielona. Daniela porywa tajemniczy ambulans. Od tej pory dziewczyna zaczyna walkę mającą na celu odnalezienie kochanka. Oboje lądują w przepełnionej trwogą osadzie - Colonii Dignidad… 
Tym co powoduje, że film Gallenbergera trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty jest szokująca świadomość, że to co widzimy na ekranie faktycznie miało miejsce. W XX wieku - wieku wycieczki na Księżyc, oraz galopującego rozwoju technologiczno - społecznego, istniało zamknięte osiedle, gdzie przez kilkadziesiąt lat niemiecki szaleniec o imieniu Paul Schafer tytułujący się "głosem boga", molestował małych chłopców, trzymał w izolacji kobiety oraz mężczyzn przed złem seksualnego zepsucia a na dodatek przeprowadzał tortury i medyczne eksperymenty na zlecenie wojska... Mimo całego absurdu tego przedsięwzięcia, ta chora sekta funkcjonowała przez lata i miała się świetnie. 
Choć niepozbawiony wad i luk fabularnych obraz niemieckiego reżysera zasługuje na uznanie. Gallenberg nie pomylił się przy wyborze obsady. Daniel Bruhl całkowicie skradł show Emmie Watson. Urodzona w Paryżu aktorka ma bowiem jedną wadę. W większości swych ról zakłada maskę "Hermiony Granger", którą doskonale znamy z ekranizacji przygód o czarodzieju Harrym Potterze. Repertuar jej zagrań jest dość ubogi. Jednakże dość gładko da się ten fakt przełknąć – Watson nadrabia aparycją i wdziękiem, jakiego mogłyby jej pozazdrościć najjaśniejsze gwiazdy Hollywood. 
Oglądając "Colonie" cały czas towarzyszy nam świadomość, że jest to kino potrzebne. Nie od dziś bowiem wiadomo, że X Muza oprócz swej naturalnej - rozrywkowej -  roli, jest czymś więcej. Pozwala spojrzeć prosto w twarz niewygodnym faktom. Rozliczyć czyny, które od chwalebnych dzieliła bardzo daleka droga. Kino Gallenbergera jest też swego rodzaju wyrazem hołdu dla niewinnych ludzi, których godność w tej diabelskiej kolonii została bezpowrotnie odebrana. Warto.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones