Recenzja filmu

Bezmiar (2022)
Emanuele Crialese
Penélope Cruz
Vincenzo Amato

Mama, Tata, Bóg i Szatan

"L'immensità" znaczy po włosku bezmiar. I rzeczywiście, w filmie Crialese czuć ogrom pracy włożonej w to, żeby film pulsował emocjami, a troje młodych aktorów wypadło naturalnie przed kamerą.
W tegorocznym konkursie głównym Wenecji obrodziło filmami osobistymi. "Bardo" okazało się przedsionkiem umysłu Alejandra Gonzáleza Iñárritu. Darren Aronofsky zwodował na Lido dedykowanego najbliższym wspaniałego "Wieloryba". Z kolei Emanuele Crialese ("Złote wrota") zaprezentował widzom dramat rodzinny "L'immensità", o którym w eksplikacji reżyserskiej pisze tak: To film, który zawsze próbowałem zrobić. Zawsze miał być moim następnym, ale za każdym razem ustępował miejsca innej historii. Jakbym nigdy nie czuł się wystarczająco gotowy, dojrzały i pewny siebie. To film o pamięci, która potrzebowała większego dystansu, innej świadomości. W wieku 57 lat włoski twórca znalazł nareszcie odwagę, aby opowiedzieć widzom o czasach, gdy nosił imię Emanuela i był chłopcem uwięzionym w ciele dziewczynki.  



"L'immensità" przenosi widza do Rzymu lat 70. Nie jest to jednak Wieczne Miasto znane z widokówek i hollywoodzkich komedii romantycznych. Akcja filmu rozgrywa się z dala od centrum stolicy, na nowo wybudowanym eleganckim osiedlu położonym nieopodal pól uprawnych, na których lada moment stanie kolejny dom z betonu. To tu mieszka 12-letnia Adriana (Luana Giuliani) wraz z rodzicami i dwójką młodszego rodzeństwa. Gdy spotykamy ją po raz pierwszy, wpatrzona w niebo błagalnym głosem szepcze: ześlij mi znak. Wychowywana w tradycyjnej rodzinie, uczęszczająca na codzień do katolickiej szkoły bohaterka czuje się jak wadliwe urządzenie albo przybysz z obcej planety. Nie potrafi zrozumieć, dlaczego Bóg dał jej umysł i ciało pochodzące z dwóch różnych kompletów. Tak jak Adriana dusi się w swojej skórze, tak jej matka Clara (posągowa, stylizowana na Sophię Loren Penelope Cruz) dławi się w związku z przemocowym, zdradzającym ją nagminnie mężem (Vincenzo Amato). Ona również zdaje się kimś innym na zewnątrz i w środku. Na powierzchni jest perfekcyjną panią domu: olśniewająco piękną, zadbaną strażniczką domowego ogniska. Za tą wypolerowaną fasadą kryje się jednak głęboko nieszczęśliwa, zamknięta w złotej klatce kobieta.  



Sposób, w jaki Crialese splata oba wątki, nie pozwala wrzucić jego dzieła ani do szuflady z napisem "kino queerowe", ani na półkę z dramatami o przemocy domowej. "L'immensità" wydaje mi się przede wszystkim szczerą i poruszającą opowieścią o rodzinie, która w zależności od sytuacji może być szalupą ratunkową lub kamieniem u szyi. Klara byłaby w stanie przychylić dzieciom nieba, ale jednocześnie uparcie odmawia zaakceptowania faktu, iż jej najstarsza córka chciałaby zmienić płeć. Rodzeństwo dba o siebie i spędza razem mnóstwo czasu, co jednak nie przeszkadza bratu w regularnym kablowaniu na Adrianę i zostawianiu pod jej drzwiami cuchnących "prezentów". Teściowa w razie potrzeby otacza wnuki staranną opieką, ale nie potrafi postawić się agresywnemu synowi. Mnożąc kolejne paradoksy, Crialese oskarża konserwatywny system wartości o wspieranie silniejszych i piętnowanie tego, co odbiega od normy. Jednocześnie reżyser pokazuje, że nawet w tak opresyjnej rzeczywistości trzeba szukać przyczółków swobody. A kiedy ich zabraknie, zawsze pozostaje ucieczka w świat fantazji. Dla Clary będą to wizyty w kinie, dla Adriany – marzenia, w których wraz z matką błyszczą jako gwiazdy musicalu.   

"L'immensità" znaczy po włosku bezmiar. I rzeczywiście, w filmie Crialese czuć ogrom pracy włożonej w to, żeby film pulsował emocjami, a troje młodych aktorów wypadło naturalnie przed kamerą. Widać też starania operatora oraz speców od kostiumów i charakteryzacji, aby Penelope Cruz wyglądała jak milion dolarów nawet w scenach przyrządzania kolacji. Jednocześnie mam poczucie, że filmowi brakuje dyscypliny narracyjnej – historia rozłazi się w szwach, a żaden z wątków nie doczekuje się satysfakcjonującego rozwiązania. No, ale być może reżyser uznał, że prawdziwego życia nie da się wepchnąć w sztywny scenariuszowy szablon. Można jedynie pokazać, jak nieustannie się zmienia i wymaga od bohaterów dostosowania się do nowych okoliczności. Czasem słońce, czasem deszcz, a czasem gęsta mgła, w której nic nie widać. Iść trzeba jednak dalej.                  
1 10
Moja ocena:
7
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones