Recenzja filmu

Beasts of No Nation (2015)
Cary Joji Fukunaga
Idris Elba
Abraham Attah

Banalna groza wojny

Najnowszy film Cary'ego Fukunagi "Beasts of No Nation" niestety ugina się pod ciężarem wpływów dokonań innych reżyserów i nie broni się nawet jako solidny dramat jednostki rzuconej w sytuację bez
Wojna to temat, którego wielu twórców filmowych używa jako efektownego dostarczyciela skrajnych emocji i moralnych deliberacji. Oparcie fabuły o militarny konflikt to szansa na ukazanie zderzenia wartości i postaw bohaterów z okolicznościami brutalnie je weryfikującymi. Ponieważ X muza od lat wydaje z siebie twórczość skupioną na problematyce wojennej, współczesne kinowe próby powiedzenia czegoś nowego o konfliktach zbrojnych, dość często kończą się fiaskiem. Najnowszy film Cary'ego Fukunagi "Beasts of No Nation" niestety ugina się pod ciężarem wpływów dokonań innych reżyserów i nie broni się nawet jako solidny dramat jednostki rzuconej w sytuację bez wyjścia. Jest to opowieść uparcie dublująca motywy nieobce nikomu, kto jest choć trochę zaznajomiony z podobnymi gatunkowo dziełami. Schematyczność to również atrybut, którym nacechowana jest konstrukcja postaci. Ich rys psychologiczny ogranicza się do włożenia poszczególnych bohaterów w sztampowe role stereotypów. Sama fabuła jest poprowadzona równie nieporadnie jak pozostałe elementy filmowego rzemiosła. "Beasts of No Nation" jawi się jako konstrukcyjnie chaotyczna opowieść, nieudolnie spięta klamrą boleśnie oczywistej narracji z offu.
Dzieło Netflixa to historia kilkuletniego chłopca, który próbując przetrwać w trakcie afrykańskiej wojny, trafia na okrutnego i charyzmatycznego przywódcę rebeliantów (Idris Elba). Główny bohater zostaje siłą zwerbowany do armii, gdzie poznaje okrutną rzeczywistość odmieniającą psychikę młodego żołnierza. Główną wartością "Beasts of No Nation" jest surowość, z jaką przedstawiane są sceny przemocy. To właśnie z tych najbrutalniejszych momentów wypływają najbardziej przekonywujące emocje. Gniew, rozpacz, desperacja - te trzy słowa działają na widza najlepiej akompaniowane przez rozlew krwi. Skrajnie drastyczne okoliczności są również wzmacniane przez reakcje. Gdy kamera ukazuje przerażone oczy dzieci spoglądających na wykonywane egzekucje, Fukunadze udaje się przenieść skrajne uczucia z ekranu do świata rzeczywistego. Niestety kalifornijski twórca nie potrafi tych kapitalnych momentów utrzymać dłużej niż przez chwilę. Zamiast konsekwentnego kopania naszej wrażliwości, niweluje własne starania poprzez kurczowe trzymanie się utartych schematów. Sytuacja wyjściowa oparta o utratę niewinności młodego człowieka spowodowanej okrutnymi realiami wojennymi, to pomysł, który został w historii kina przewałkowany na tysiąc sposobów. Na dodatek Fukunaga nie robi nic, co mogłoby ten schemat przełamać. Zamiast tego odhacza kolejne elementy podręcznikowego filmu o grozie wojny, nie zapominając o obowiązkowym "chrzeście" rekruta i scenie gwałtu zbiorowego. Nawet postać przywódcy (Idris Elba), mająca w założeniu być najbardziej intrygującą moralnie osobowością, ogranicza swoją obecność do wygłaszania zdań kopiujących pułkownika Kurtza i sierżanta Barnesa.  

Aktorstwo to prawdopodobnie największa siła "Beasts of No Nation", która w jakiś sposób reanimuje drętwotę scenariuszową związaną z przedstawieniem postaci. Młodziutki Abraham Attah, grający głównego bohatera, to najjaśniejsza gwiazda tego nie do końca udanego projektu. Należy przyklasnąć jego charyzmie, która momentami przyćmiewa nawet partnerującego młodemu aktorowi Idrisa Elbę. Wspomniany Brytyjczyk również robi co może, by tchnąć życie w odgrywaną przez niego pokraczną hybrydę antagonistów z "Czasu Apokalipsy" i "Plutonu". Niestety tytaniczne wysiłki tego duetu nie zdołały zakamuflować charakterologicznej banalności ich bohaterów. Przemiana głównego protagonisty z niewinnego dziecka w naznaczonego wojennym piętnem żołnierza odbywa się zbyt raptownie, by uznać ją za przekonywującą. Fukunaga nie daje swojemu bohaterowi czasu na płynne przejście pomiędzy tymi dwoma życiowymi etapami. Zamiast tego obserwujemy nagłą, nienaturalną metamorfozę. Wiodący antagonista tej historii został potraktowany równie niedbale. Bezimienny "Komendant" to postać ograniczona jedynie do swojej militarnej funkcji. Odzwierciedla ona wszystkie stereotypowe cechy tego typu bohaterów: władczość, surowość, brak litości. Ciężko powiedzieć o Idrisie Elbie w tym filmie coś więcej, ponad te trzy przymiotniki. Na domiar złego, wątek "Komendanta" urywa się pół godziny przed finałem, sugerując nieistotność całej reszty filmu, niemal w stu procentach skupionej na jego relacji z głównym bohaterem.  

Fukunaga choć miewa ciekawe pomysły na poszczególne sceny, nie potrafi stworzyć solidnie skonstruowanej historii, zamkniętej w dwuipółgodzinnym czasie projekcji. Nieudolność autora "Beasts of No Nation" objawia się w repetycji utartych motywów wypełniających kolejne, podobne do siebie sceny. Historii brakuje płynnych przejść pomiędzy sekwencjami, a trzyaktowa struktura jest połączona ze sobą nijaką narracją z offu. Twórca, używając tego zabiegu stylistycznego, popełnia najcięższy grzech - opisuje odbiorcy to, co widać na ekranie. Na domiar złego, dochodzą do tego jeszcze monologi wkładane w usta Idrisa Elby, których jedyną funkcją jest toporna próba wyjaśnienia ideologii i przekonań zawartych w tematyce filmu. Co więcej, reżyser postanawia w finale zaprzeczyć swojej własnej koncepcji, urywając wątek wyżej wspomnianej postaci bez jakiejkolwiek konkluzji.  

"Beasts of No Nation" to próba stworzenia współczesnego kina wojennego, oddziałującego na emocje i wrażliwość widza. Niestety, mimo że na dzieło Fukunagi składa się kilka chwytających za gardło scen, świetnie zagranych przez dwójkę głównych aktorów, produkt końcowy nie broni się jako zamknięta całość. Ta bowiem jest skażona zbyt niewolniczym hołdowaniem tradycjom wyznaczonym przez klasyków gatunku. Po obejrzeniu tego filmu Fukunaga (mimo że jest w tym wypadku zarówno reżyserem, jak i autorem scenariusza) jawi się bardziej jako przeciętny rzemieślnik skrupulatnie odwzorywujący dobrze znane pomysły niż jako kreator nowych filmowych konceptów. 
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
O "Beasts of no Nation" zrobiło się głośno jeszcze przed premierą na 72. Międzynarodowym Festiwalu... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones