Recenzja filmu

Batman v Superman: Świt sprawiedliwości (2016)
Zack Snyder
Leszek Zduń
Ben Affleck
Henry Cavill

Zapowiedź lepszego jutra

To prawda, że ta produkcja potrafi znudzić i zirytować. Jest jednak bardzo dobrze wykonanym wprowadzeniem do kinowego świata superbohaterów DC, do którego zapewne jeszcze nieraz będziemy mieli
Czekałem długo, by wreszcie zobaczyć "największe starcie gladiatorów w historii". Batman kontra Superman. Dwie najbardziej znane i lubiane postacie z uniwersum DC Comics wreszcie miały spotkać się na wielkich ekranach, by stoczyć epicki pojedynek, mający być jednocześnie wprowadzeniem do kinowego uniwersum Warner Bros. Wytwórnia obudziła się jednak o ładnych parę lat za późno, chcąc wkroczyć na tereny od 2008 roku zajmowane przez Disneya i jego Marvel Cinematic Universe. Podczas gdy wytwórnia Myszki Miki ma już na koncie ponad dwadzieścia produkcji o losach Iron Mana i spółki, Warner może pochwalić się jedynie trylogią "Mrocznego Rycerza" Christophera Nolana oraz przeciętnym "Człowiekiem ze Stali". Nie pozostawało więc nic innego jak tylko nadgonić olbrzymie straty! Najlepiej w jednym filmie, prawda?

Niestety, na kilka dni przed premierą na film zostały wylane wiadra pomyj, nie tylko przez krytyków zza oceanu, ale i niektórych widzów, którzy mieli już okazję zobaczyć najnowsze dzieło Zacka Snydera. Średnie filmu nie były, łagodnie to ujmując, obiecujące. Na sali kinowej zasiadłem więc z pewnym przestrachem, zastanawiając się, co tak naprawdę zobaczę: olbrzymią klapę czy może wzorowy film o tematyce superbohaterskiej, na jaki produkcja zapowiadała się jeszcze kilka tygodni temu?

Nie zobaczyłem ani jednego, ani drugiego.


Postawmy sprawę jasno: tutaj nie ma fabuły. W scenariuszu panuje chaos, równy poziomowi zniszczeń, które Superman sprowadza na biednych mieszkańców Metropolis (w dodatku po raz drugi, w przeciągu dwóch lat - współczuję). Historię, którą film niby próbuje opowiedzieć, dałoby się spisać na karteczce samoprzylepnej. Nie jest to co prawda nowość w kinie tego rodzaju, ale "Batman v Superman" podchodzi do tej kwestii w wyjątkowo lekceważący sposób. Wszystko zmierza tu tylko do tego, by postawić naprzeciw siebie tytułowych bohaterów w epickim pojedynku.

Niestety, konieczność żonglowania zbyt dużą liczbą wątków wyraźnie dała się we znaki przy procesie montażu, w którym panuje nieład. Studio starało się wprowadzić do filmu tyle motywów, że zaczyna nas od nich mdlić. To tak, jakby połączyć w jeden film "Avengers", "Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz" i "Kapitan Ameryka: Wojna Bohaterów". Przez ten natłok, kamera przeskakuje pomiędzy kolejnymi scenami niejednokrotnie tak szybko, że trudno nadążyć za tym, co twórcy chcą nam opowiedzieć. Szybko tracimy więc zainteresowanie, czekając na finałowe starcie. A przyjdzie nam na nie długo poczekać, bowiem ten przepych sprawia, że spędzimy na sali kinowej ponad dwie i pół godziny...


Mimo to liczy się tu przecież przede wszystkim akcja. Czy ktoś naprawdę oczekiwał, że idąc na "Batman v Superman" otrzyma historię godną Oscara? Może i tak (jakże musiał być naiwny), ale to nie ona miała być fundamentem całego obrazu. Mieliśmy dostać epicki pojedynek. Dostaliśmy. Mieliśmy zostać wprowadzeni do kinowego uniwersum DC. Zostaliśmy (odwołania do takich postaci jak Aquamen, Flash czy Cyborg są bardziej niż oczywiste). Reszta okazała się w oczach producentów i reżysera mniej istotna. CGI wylewa się więc z ekranu z charakterystyczną dla Snydera finezją a slow-motion przedłuża co trzecią scenę, skutecznie odwracając uwagę od wad filmu.

Oczywiście logo DC wyświetlane tuż przed rozpoczęciem filmu do czegoś zobowiązuje. Nie ma więc mowy o jakimkolwiek humorze czy luźniejszej tonacji. Wszystko musi rozgrywać się w odcieniach szarości, przy akompaniamencie patetycznej muzyki autorstwa Hansa Zimmera. Pojedynki muszą toczyć się w strugach siarczystego deszczu i ruinach budynków, samochody teatralnie ochlapywać się błotem, a za głową przemawiającego antagonisty nie może nie uformować się chmura burzowa, mająca podkreślić powagę całej sytuacji. Nie jest to jednak wada - wprost przeciwnie - stanowi tą jedną z zalet produkcji. To miła odmiana po latach oglądania bohaterów Marvela rzucających kolejnymi ripostami z ekranu. Koniec końców, takie właśnie ma być to uniwersum: brudne, poważne i aż do przesady urealnione (choć o poziomie pragmatyzmu z "Mrocznego Rycerza" możecie od razu zapomnieć).


Nie zapominajmy jednak o obsadzie, która już od dawna wzbudzała mnóstwo pytań i kontrowersji. Ben Affleck jako Batman?! Kto by pomyślał, zwłaszcza że aktor ma już na swoim koncie rolę w "Daredevilu", który był okropny! Bruce Wayne/Batman w jego wykonaniu, to człowiek zmęczony życiem i wieloletnią, bezowocną walką z przestępczością. Krępy i burkliwy Affleck jest dzięki temu Mrocznym Rycerzem żywcem wyjętym z komiksów, dokładnie takim, jakim fani go sobie wymarzyli. Natomiast Henry Cavill... cóż. Jeśli nie spodobał się wam w "Człowieku ze Stali", nie spodoba się wam i tutaj. Jego gra aktorska w żaden sposób nie wyewoluowała od tego czasu. Dalej jest maksymalnie sztywny, a zmiana wyrazu twarzy jest dla niego wyraźnie za trudna. Prawdziwy problem stanowi jednak nie on, a...Jesse Eisenberg! I nie dlatego, że się nie stara, przeciwnie. Przeholował i to bardzo! Jego Lex Luthor jest irytujący, wysławia się tak jakby próbował naśladować Jokera w interpretacji Heatha Ledgera, a jego gestykulacja opiera się wyłącznie na nieopanowanym wymachiwaniu rękoma. Naprawdę, właśnie takiego czarnego charakteru potrzebował ten film? Nawet Wonder Women (Gal Gadot) pasuje tu lepiej, mimo, że została wepchnięta do scenariusza wyraźnie na siłę...


"Batman v Superman" nie jest filmem, na jaki zasługiwała dwójka tytułowych herosów. Akcja jest niepotrzebnie przedłużana, a wątki bezustannie mnożą się, by częściowo pozostać nierozwiązane. Jednakże podczas seansu nie daje się to we znaki tak bardzo, jak można by wywnioskować z wielu opinii, które krążą po sieci. To prawda, że ta produkcja potrafi znudzić i zirytować. Jest jednak bardzo dobrze wykonanym wprowadzeniem do kinowego świata superbohaterów DC, do którego zapewne jeszcze nieraz będziemy mieli okazję powrócić, czy to w lepszych, czy gorszych tytułach. Jednak przede wszystkim, pozwala nam wziąć udział w olbrzymiej potyczce, którą - nie ukrywajmy - tak czy inaczej będziemy się cieszyć, bez względu na średniej jakości scenariusz. Na ten moment to wystarczy. Niestety, bez nawiązki.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Przez wiele lat wszyscy fani Batmana i Supermana czekali z niecierpliwością na ich konfrontację na dużym... czytaj więcej
Ciężko we wstępie do tak gorąco wyczekiwanego filmu napisać coś, co nie nosiłoby znamion truizmu. Gdy... czytaj więcej
Dzieło tworzone z pasją. Film, który na nowo pokaże oblicze Supermana. Film, który wyciśnie z widza... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones