Recenzja filmu

Babylon A.D. (2008)
Mathieu Kassovitz
Vin Diesel
Michelle Yeoh

Taka sobie apokalipsa

"Babylon A.D." sprawdza się tylko wtedy, kiedy potraktuje się go w podobny sposób, jak swoje role potraktowali Gerard Depardieu i Charlotte Rampling. Obydwoje znakomicie się bawili, grając
Kariera Mathieu Kassovitza przebiega odwrotnie do kariery Clinta Eastwooda. Autor "Nienawiści"zaczynał jako jeden z najbardziej obiecujących reżyserów kina autorskiego, dziś jest pierwszorzędnym twórcą kina drugorzędnego. W zamierzeniu adaptacja książki Maurica Danteca miała być dziełem pokroju "Łowcy Androidów". Niestety, wizja "Babylonu A.D." ma się tak do dzieła Scotta jak urok osobisty Vin Diesela do Harrisona Forda. Co więc pozostaje; całkiem przyjemne i zabawne, bo wysokobudżetowe, i miło kiczowate kino klasy B. Zapewne to nie jest to, o co chodziło twórcy, ale tak to czasem bywa z celuloidową taśmą. Mimo całego swojego napuszenia i anturażu fabuła jest tu raczej banalna. Zmęczony życiem, wytatuowany i zabójczo skuteczny najemnik (Vin Diesel, bo któż by inny) dostaje misję, aby eskortować pewną dziewczynę (Mélanie Thierry) do Stanów Zjednoczonych. Urodziwej przesyłce towarzyszy mniszka będąca zarazem jej ochroniarzem. Dziewczyna kryje w sobie jednak pewną tajemnicę, dla której ludzie są gotowi zarówno ginąć, jak i zabijać. Każdy ma sny i marzenia. Jeżeli jest się reżyserem, to przy odrobinie szczęścia można je spełniać. Luc Besson zapragnął zrealizować "Piąty element", Kassovitz – "Babylon". Sęk w tym, że u Bessona spełnienie marzeń było nieskrępowane niczym fantazja i zabawa, a autor "Mulatki" chciał nam jeszcze przekazać coś ważnego o świecie. Przesłanie jest równie zabawne co dedykacja tego mimo wszystko brutalnego filmu córkom. Nie do końca wiem, co reżyser rozumie przez współczesny Babylon, ale z pewnością cała symbolika i kulturowe aluzje nie dodają obrazowi powagi i mistycyzmu. W kontekście akcji i gry odtwórcy głównej roli dodają dziełku uroku. Gdzieś tam pobrzmiewają u Kassovitza echa Williama Gibsona i Neuromancera. Zresztą to powinowactwo nie jest przypadkowe, jeżeli pamiętamy "Johnnego Mnemonica". Oba obrazy lokują się na podobnej półce. "Babylon A.D." sprawdza się tylko wtedy, kiedy potraktuje się go w podobny sposób, jak swoje role potraktowali Gerard Depardieu i Charlotte Rampling. Obydwoje znakomicie się bawili, grając przerysowane demoniczne czarne charaktery. W końcu są na to zbyt starzy, aby brać to całe zamieszanie na poważnie. I jeżeli postąpi się podobnie, "Babylon" może okazać się zabawnym, naładowanym akcją odmóżdżaczem w futurystycznej oprawie. Wszyscy fani Vin Diesela i kina klasy B powinni być w jakimś stopniu usatysfakcjonowani.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Filmów poruszających tematykę zagłady ludzkości bądź apokalipsy było już tysiące. Zapewne widzieliście... czytaj więcej
Recenzja zawiera spojlery. Jeśli o chodzi o Mathieu Kassovitza, ja wciąż żyję "Nienawiścią". Film o... czytaj więcej
Zdarzyło mi się już w życiu zobaczyć niejeden film, którego myślą przewodnią była mroczna wizja świata... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones