Recenzja filmu

365 dni (2020)
Barbara Białowąs
Tomasz Mandes
Anna-Maria Sieklucka
Michele Morrone

Czym my sobie na to zasłużyliśmy?

W ostatnich latach coraz głośniej o polskim kinie jest w Hollywood. Na gali Oscarów nominowane były takie filmy jak "Zimna wojna" czy "Boże Ciało", a historyczna już "Ida" jako pierwszy polski
W ostatnich latach coraz głośniej o polskim kinie jest w Hollywood. Na gali Oscarów nominowane były takie filmy jak "Zimna wojna" czy "Boże Ciało", a historyczna już "Ida" jako pierwszy polski film zdobyła nagrodę w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny. W tym roku świat znów może poznać kolejną produkcję znad Wisły, jednak tym razem nie są to nagrody Akademii, a nieco mniej prestiżowe Złote Maliny. Film Barbary Białowąs i Tomasza Mandesa zdobył aż sześć nominacji do słynnych antynagród i trzeba przyznać, że nie jest bez szans w każdej kategorii. 

Sama fabuła jest strasznie absurdalna i niesamowicie naiwna. Laura (Anna-Maria Sieklucka) wyjeżdża na wakacje wraz z chłopakiem i przyjaciółmi na Sycylię. Zostaje tam uprowadzona przez włoskiego gangstera Massimo (Michele Morrone), który twierdzi, że się w niej zakochał. Włoch postanawia, że będzie ją trzymał przez rok w zamknięciu, dopóki Laura nie odwzajemni jego uczucia.

Blanka Lipińska, czyli autorka książki i zdaje się współtwórczyni filmu, zapomniała o jakiejkolwiek autentyczności w tej historii. Aż roi się tutaj od błędów scenariuszowych, poza tym jest cała masa stereotypów. Główna bohaterka, którą gara debiutantka Anna Maria Sieklucka, jest strasznie jednowymiarowa. W dodatku jest próżna i uprzedmiotowiana z każdą sceną. Brakuje jej charyzmy i niestety po aktorce widać błędy warsztatowe, razi zwłaszcza prymitywny angielski. Charyzmy nie można natomiast odmówić Michelowi Morrone, który robi wrażenie niesamowitego sadysty i bydlaka. Poza tym, że ładnie wygląda, nie ma w zasadzie żadnej pozytywnej cechy. Chyba niemożliwym jest komukolwiek z tej pary sympatyzować. Dodam, że brakuje im jakiejkolwiek chemii i są zwyczajnie niewiarygodni w swojej "miłości". 

Drugi plan również nie pomaga. Magdalena Lamparska jest niesamowicie irytująca, w dodatku kompletnie nic nie wnosi do fabuły. Podobnie Bronisław Wrocławski, który jest najbardziej bezbarwną postacią w całym filmie. Nie widać tu jakiejkolwiek ręki reżysera, sceny są pozbawione jakiegokolwiek wyrazu i pomysłu, czasami sprawiają wrażenie prymitywnie wyreżyserowanych. To, co można zaliczyć na plus to to, że film na pierwszy rzut oka świetnie wygląda. Widać na ekranie przepych i rozmach, robią wrażenie zwłaszcza lokacje i zdjęcia. Także muzyka, która nijak ma się do tego co się dzieje na ekranie, ale z pewnością również nie była tania.

To, co najbardziej martwi po obejrzeniu tego dzieła, to nie te antynagrody, w których zresztą życzę "365 dniom" powodzenia. Jest to zresztą prawdopodobnie jedyny moment w karierze pana Michele Morrone, pani Anny-Marii Siekluckiej czy Barbary Białowąs, kiedy rywalizują oni o jakiekolwiek laury z takimi uznanym filmowcami jak Robert Downey Jr., Anne Hathaway czy Ron Howard. Martwi to, że mają powstać dwie kolejne części tego cyklu, bo niestety publiczność dopisała. Pani Blanko Lipińska, czym my, prości ludzie kochający filmy, sobie na to zasłużyliśmy?
1 10
Moja ocena:
2
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Do obejrzenia tego filmu podchodziłam trzy razy. Za pierwszym poddałam się po pięciu minutach, za drugim... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones