Recenzja filmu

Śmierć na Nilu (2022)
Kenneth Branagh
Kenneth Branagh
Gal Gadot

Parostatkiem w piękny rejs

Pod wieloma względami "Śmierć na Nilu" jest projektem ciekawym i nowatorskim, zrywającym z klasycznym odbiorem powieści słynnej pisarki. Jednocześnie seans zaczyna w pewnym momencie wymykać się
Film "Śmierć na Nilu" nie miał jakoś szczęścia. Pandemia zmusiła kina do kolejnych przesunięć jego premiery, a jeśli nie robił tego COVID to wpychały się bardziej wyczekiwane i kasowe przedsięwzięcia. W pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy w końcu pomysł zostanie zarzucony i "Śmierć..." ostatecznie nie zostanie wyrzucona z pamięci i skończy na Netflixie. W końcu film doczekał się premiery po ponad roku czekania. Ale czy było warto? 

Herkules Poirot (Kenneth Branagh, "Harry Potter i Komnata Tajemnic") przyjeżdża do Egiptu, aby spędzić tu urlop. Na miejscu spotyka grupę ciekawych ludzi, w tym swojego przyjaciela Bouca (Tom Bateman). Uwagę wszystkich skupia jednak na sobie piękna, inteligentna i bajecznie bogata Linnet Rindgeway (Gal Gadot, "Wonder Woman"), która właśnie poślubiła ubogiego Simona Doyle'a (Armie Hammer, "Jeździec znikąd"). Wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie fakt, że mężczyzna porzucił dla niej narzeczoną, a jej przyjaciółkę Jacqueline de Bellefort (Emma Mackey, "Eiffel"), która zaczyna prześladować młode małżeństwo. Wkrótce całe towarzystwo wyrusza w podróż po Nilu. Wspaniały rejs szybko zmieni się w tragedię, a statek stanie się pułapką bez wyjścia. Poirot po raz kolejny będzie musiał wysilić cały swój spryt, aby znaleźć mordercę.


To już drugi film Branagha, który wraca do klasyki Agathy Christie. Jego "Morderstwo w Orient Expressie" zostało przez krytykę przyjęte nieco chłodno i gwiazdorska obsada nie zdołała mu pomóc. Niezrażony tym reżyser zdecydował się na nakręcenie dalszych przygód słynnego małego Belga. Warto zwrócić uwagę, że Branagh nie idzie utartymi schematami, ale opowiada tę, jakby nie patrzeć, znaną historię po swojemu, dzięki czemu widz nie może czuć się pewnym tego, co ma się wydarzyć. I chwała mu za to, gdyż zaskoczeń w "Śmierci na Nilu" jest na prawdę sporo. 

Kolejnym plusem i to ogromnym stają się zachwycające widoki Egiptu, których nie powstydziłoby się National Geografic. Już dawno nie miałam okazji zobaczyć tego kraju w tak obrazowy i malowniczy sposób, który wręcz zachęca do wyjazdu i zobaczenia starożytnych budowli, widzianych jakby po raz pierwszy, chociaż widziało się je tyle razy w filmach dokumentalnych. 

Niestety tutaj plusy się kończą. Mimo że aktorsko nie wygląda to źle, to jednak widz nie umie jakoś polubić migających na ekranie postaci. Gadot jest tu bodaj najsympatyczniejsza z całego towarzystwa. Aktorka wykorzystała całkowicie możliwości swojej bohaterki, ale tylko jej udaje się skupić na sobie dość uwagi, aby ją trwale zapamiętać. Hammer jest odpychający, Mackey – nijaka i mdła, zaś Bateman wydaje się być tu na siłę i nie odnajduje się w swojej roli. Pozostali aktorzy wydają się bardziej wiedzieć po co tu są i starają się jakoś zaistnieć.


Jeśli chodzi o samego Branagha, który ponownie wciela się w Herkulesa Poirota, to udaje mu się po raz kolejny nieco uczłowieczyć słynnego detektywa. W jego wykonaniu Belg ma świadomość swoich wad i słabości, ale też poczucie dumy z własnego geniuszu. Podobnie jak w "Morderstwie w Orient Expressie" stawia go przed nie tylko rozwiązaniem zagadki czyjejś śmierci, ale i przed zrozumieniem samego siebie i tego, że świat nie jest tylko czarno-biały. Aktor raz po raz zmusza swojego bohatera do kolejnych przemyśleń nad ludzką naturą i jednego z najważniejszych uczuć – miłości, która tutaj zostaje ukazana jako uczucie nie jasne i dobre, ale przeciwnie – mrocznie i budzące w ludziach ich najgorsze instynkty.  

Czy warto więc było czekać na ten film? Pod wieloma względami "Śmierć na Nilu" jest projektem ciekawym i nowatorskim, zrywającym z klasycznym odbiorem powieści słynnej pisarki. Jednocześnie seans zaczyna w pewnym momencie wymykać się zdrowemu rozsądkowi i rozsypywać. Widz patrzy na to wszystko z rosnącym niesmakiem i oczekuje już zakończenia tej bezsensownej szamotaniny i wzajemnych oskarżeń, które ocierają się o granice dobrego smaku, a nawet przyzwoitości. 


Żeby nie było – film nie jest zły, bo znajdzie się tu kilka ciekawych smaczków, na które warto zwrócić uwagę. Już za same widoki Egiptu dodałam dodatkową gwiazdkę, ale to nie one stanowią o wartości całego przedsięwzięcia. Jeśli ktoś uważnie obejrzał "Śmierć na Nilu", to zapewne wyłapał delikatną aluzję (chociaż mogę się mylić), że nie jest to ostatnie spotkanie z Poirotem. Zobaczymy, czy sprawdzi się powiedzenie "do trzech razy sztuka".
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Po przejażdżce Orient Expressem Kenneth Branagh zabrał nas na kolejną wyprawę – tym razem po... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones