Pośród afrykańskich plenerów rozgrywa się doskonale znana publiczności historia inicjacyjna wymieszana z komedią charakterów, melodramatem, a wreszcie filmem przyrodniczym. Wszystkie składniki
Choć "Zambezia" przyfrunęła na polskie ekrany z dalekiego RPA, nietrudno pomylić ją z hollywoodzkimi animacjami. Pośród afrykańskich plenerów rozgrywa się doskonale znana publiczności opowieść inicjacyjna wymieszana z komedią charakterów, melodramatem, a wreszcie filmem przyrodniczym. Wszystkie składniki połączono ze sobą w odpowiednich proporcjach. Debiutujący w pełnym metrażu scenarzyści i reżyser zdali egzamin na autorów kina familijnego.
Główny bohater Kai to młodziutki sokół wychowywany samotnie przez ojca na spalonym słońcem odludziu. Gdy w okolicy pojawiają się przybysze z zewnątrz, przeczuwamy, że życie żądnego przygód młokosa zmieni się wkrótce bezpowrotnie. Niepomny przestróg opiekuna Kai wyrusza w podróż do Zambezii – mitycznej krainy, w której w zdrowiu i dostatku żyją ptaki z całego kontynentu. Tutaj sokół dowie się więcej na temat przeszłości swoich rodziców, a także zaciągnie się do elitarnego szwadronu Dziobasów strzegących bezpieczeństwa skrzydlatych obywateli.
Pomysł na ornitologiczny "Top Gun" nie jest nowy. Wystarczy wspomnieć chociażby "Legendy Sowiego Królestwa" z 2010 roku. Twórcy "Zambezii" nie ścigają się jednak z dziełem Zacka Snydera: tonują przemoc, nie pompują balonu patosu i wyciskają z historii jak najwięcej humoru (w czym znacząco pomaga im udany polski dubbing). Niewielki jak na amerykańskie standardy budżet produkcji nie przeszkodził filmowcom w stworzeniu przyjemnej dla oka animacji. Na ekranie dominują pastelowe kolory, ptaszki są ładnie narysowane, a scenom podniebnych akrobacji nie brakuje polotu i energii.
"Zambezia", prócz oczywistych walorów rozrywkowych, niesie ze sobą także niegłupie przesłanie. Na przykładzie relacji między mieszkańcami tytułowej ziemi a wyklętym stadem marabutów autorzy pokazują, że "inny" niekoniecznie znaczy "gorszy" albo "niebezpieczny". Uprzedzenia rodzą podziały, a te nakręcają tylko spiralę wzajemnej wrogości. Czasami warto spojrzeć poza czubek własnego nosa (dzioba), aby zrozumieć, iż wszyscy chcemy tego samego – szczęścia. Niestety, zazwyczaj do uświadomienia sobie tej prostej prawdy potrzeba dopiero zagrożenia ze strony psychopatycznej jaszczurki. Oby nie było za późno.
Redaktor naczelny Filmwebu. Członek Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI oraz Koła Piśmiennictwa w Stowarzyszeniu Filmowców Polskich. O kinie opowiada regularnie na antenach... przejdź do profilu