Oto film nieprzeciętny: smutny i zarazem wesoły, ironiczny, pełen symboli mających zobrazować proste, pozbawione większych emocji życie. Pełen uczuć. Film o braku wolności i o zależnościach, w
Oto film nieprzeciętny: smutny i zarazem wesoły, ironiczny, pełen symboli mających zobrazować proste, pozbawione większych emocji życie. Pełen uczuć. Film o braku wolności i o zależnościach, w jakie uwikłany jest każdy z nas. Obraz miejscami ostry i dobitny, miejscami sielankowy. Arcydzieło, którego tematem jest codzienne życie. Życie i śmierć. Już pierwsze minuty zdradzają widzowi zakończenie: główny bohater, narrator opowieści przekazujący nam historię swojego życia - umrze. Taki zabieg każe nam do końca śledzić wydarzenia, które zmierzają do nieuchronnego końca. 42-letni Lester (Kevin Spacey), ojciec i mąż, jest zmęczony swoją bezbarwną i nudną egzystencją. Jego żona Carolyn (Annette Bening) to typ bizneswoman, dla której liczy się tylko kariera i pieniądze, i która swojego męża traktuje jak niezbyt przydatny dodatek do domu, którym można się czasami pochwalić na bankiecie. Córka Jane (Thora Birch) to typowa nastolatka z typowymi problemami swojego wieku, zagubiona, niedoceniona i otwarcie gardząca swoim ojcem. Wszystko zmienia się, gdy Lester poznaje najbliższą przyjaciółkę Jane - Angelę (Mena Suvari) - i zakochuje się w niej. To dziwne uczucie stanie się dla niego nowym wyzwaniem i przywróci chęć do życia. Jaki jest cel ludzkiego życia? Czy istnieje przeznaczenie, które zaprowadzi nas do wcześniej obranego celu bez naszej ingerencji? Czy można dostrzec piękno w świecie, który nas otacza, który jest (z pozoru) nudny i bezuczuciowy? "American Beauty" stawia te pytania i każe widzowi znaleźć odpowiedź. Film pokazuje, jak zepsute, monotonne i bezuczuciowe może być życie na pozór idealnej rodziny. Ukazuje też, że akurat tej rodzinie w ogóle to nie przeszkadza i sili się ona na utrzymanie tej zakłamanej, zewnętrznej powłoki. Do czasu... Ogrom symbolicznego przesłania oraz dobitne stwierdzenia kryją w sobie prawdę o życiu i pozwalają na wyciągnięcie wielu wniosków. Oto każdy z nas jest niewolnikiem: Carolyn była niewolnikiem swojej pracy i pieniędzy, które w rzeczywistości ją ograniczały i zamknęły jej oczy na rodzinę. Jane była niewolnikiem swojego wieku, ogromu uczuć, chęci bycia kimś i ciała, które bez względu na wszystko chciała zmienić. Angela była zniewolona przez własną przeciętność i brak miłości, jak również przez niedocenienie i wewnętrzną pustkę. Jednak największym niewolnikiem świata i więźniem własnego wnętrza był Lester: traktowany jak śmieć, całkowicie poddany zdaniu żony, niewidzący celu we własnym życiu, brzydzący się wiecznym udawaniem przed innymi, że jest szczęśliwy. Miłość i chęć zaistnienia pomagają mu zmienić własny los i cieszyć się chwilą - chwilą w pojęciu dosłownym. "American Beauty" przedstawia losy zaledwie kilku bohaterów, z których każdy symbolizuje jedną z postaw człowieka dzisiejszych czasów. Znajdziemy tu człowieka sukcesu w pogoni za karierą, młodą dziewczynę borykającą się ze zwykłymi problemami, chłopaka, który pragnie dojrzeć piękno w świecie za wszelką cenę, mimo otaczającego go zła i niesprawiedliwości, dorosłego mężczyznę, który frustrację za nieudane życie i brak miłości wyładowuje na rodzinie i w końcu doszczętnie ją niszczy. Oraz Lestera, człowieka, któremu udało się wyrwać z tego bagna, człowieka, który chociaż przez krótki moment swojego życia poczuł się szczęśliwy. To kreacje, z jakimi wielu z nas może się utożsamiać i które są nam doskonale znane. Płatki róż, przewijające się przez cały film, symbolizujące miłość i piękno, ale też przemijanie, stały się ikoną tego dzieła. Sam Mendes dokładnie wszystko dopracował - w filmie nie ma zbędnych scen, każda niesie ze sobą przesłanie, jest ważna, ukazuje jakiś fakt, jest elementem układanki, zawiera odpowiedzi na pytania. Reżyser gra z widzem w otwarte karty, na początku zdradza zakończenie, ale mimo to po obejrzeniu film dalej pozostaje tajemnicą. Na uwagę zasługuje też gra Spacey'ego, który słusznie został uhonorowany za nią Oscarem. Przekonujący, naturalny, idealnie dobrany do roli. Gra tak, jakby rozumiał swoją postać, jakby to on ją kreował i nie potrzebował do tego żadnych wskazówek. Przyciąga widza i zachęca do poznania jego pasjonującej historii. To on sprawia, że Lester staje się dla nas kimś bliskim, godnym zaufania, w pewien sposób znanym. I dlatego tym bardziej interesujemy się jego historią. Moim zdaniem "American Beauty" zasługuje na miano arcydzieła - wyśmienita gra aktorska, sposób przedstawienia wydarzeń, symboliczne przesłanie pod woalką prostej i, zdawałoby się, banalnej historyjki, muzyka i dosłowne wbicie w fotel po seansie. Film dla ludzi wrażliwych, którzy potrafią dostrzec piękno w martwym gołębiu albo unoszonej przez wiatr foliowej torebce. Ale też dla wszystkich ceniących ambitne kino. Polecam.