Gwiazda "Granicy" opowiada o filmie

Informacja nadesłana
https://www.filmweb.pl/news/Gwiazda+%22Granicy%22+opowiada+o+filmie-131952
Eva Melander od lat jest doceniana w Szwecji, ale dzięki brawurowej kreacji w "Granicy" Alego Abassiego awansowała do grona gwiazd światowego formatu. W rozmowie z Piotrem Czerkawskim nominowana do Europejskiej Nagrody Filmowej aktorka opowiada między innymi o nietypowych przygotowaniach do roli, współczesnych baśniach i fascynacji filmem "Big Lebowski". "Granica" w kinach już od piątku, 22 lutego.


Piotr Czerkawski: Czy rola Tiny w "Granicy" stanowi największe wyzwanie w twojej dotychczasowej karierze?

Eva Melander: Zdecydowanie tak. Nie odczuwałam jednak z tego powodu strachu, lecz wyłącznie ekscytację – "Granica" dała mi pewność, że będę mogła spróbować czegoś nowego i poszerzyć horyzonty. W szkole aktorskiej nie mieliśmy przecież zajęć, na których uczylibyśmy się, jak dobrze zagrać trolla.

Dotychczasowe doświadczenia nie przydały ci się więc w tej roli ani trochę?

Czerpałam z nich całkiem sporo, ale raczej na zasadzie abstrakcyjnych, luźnych skojarzeń niż wprost. Choć sama się tego nie spodziewałam, w pracy nad "Granicą" bardzo pomogły mi umiejętności, które nabyłam podczas pracy w teatrze. To właśnie tam nauczyłam się traktować własne ciało jako ważne narzędzie artystycznej ekspresji.

Rola w "Granicy" rzeczywiście dała ci pod tym względem spore pole do popisu.

Przygotowując się do zagrania Tiny, cztery razy w tygodniu chodziłam na siłownię i w regularnych, półtoragodzinnych odstępach jadałam obfite posiłki. Rzecz jasna, samo to nie wystarczyło i musiałam jeszcze grać w specjalnej masce i makijażu, którego nakładanie trwało codziennie cztery godziny.

W jaki sposób te skomplikowane przygotowania wpłynęły na twoje myślenie o postaci?

Na pewno naznaczyły one moją technikę gry. Żebym – pomimo noszenia maski – była w ogóle słyszalna, musiałam mówić na przykład dużo głośniej niż zwykle. Maska znacząco ograniczała również moją mimikę, co stanowiło jednocześnie utrudnienie i cenną wskazówkę artystyczną, bo w ten sposób łatwiej było mi wczuć się w rolę postaci introwertycznej, mającej problem z wyrażaniem własnych emocji.

Co jeszcze uświadomiłaś sobie, gdy próbowałaś wczuć się w położenie swojej bohaterki?

Starałam się grać Tinę tak, jakby była w sześćdziesięciu procentach człowiekiem, a w czterdziestu – zwierzęciem, co sprawiałoby, że znajduje się gdzieś pomiędzy tymi dwoma światami i nie potrafi zidentyfikować się z żadnym z nich. Czułam też, że taka świadomość musi wprawiać ją w dyskomfort, który ujawnia się na poziomie życia codziennego. Trudno przecież żyć ze świadomością, że dom, w którym mieszkasz czy ulice, którymi chodzisz, zostały dostosowane do potrzeb nie twoich, lecz istot, które znacząco się od ciebie różnią.


Obraz życia Tiny wydaje się niezwykle przygnębiający. Zdarzały się chwile, w których czułaś się nim przytłoczona?

Nawet jeśli, tłumaczyłam sobie, że w aktorstwie nie chodzi o pielęgnowanie poczucia komfortu. Gdybym go poszukiwała, na pewno dążyłabym do grania postaci, z którymi mam więcej wspólnego niż z Tiną. Za każdym razem, gdy ogarniają mnie takie pokusy, przypominam sobie jednak słowa jednego z moich profesorów ze szkoły teatralnej: Postaci, którą grasz, pod żadnym pozorem nie powinna blokować twoja pieprzona osobowość! Nie chcę przez to wszystko powiedzieć, że nie mam z moją bohaterką absolutnie nic wspólnego. Jestem pewna, że wcielając się w Tinę, czerpałam również z własnych cech i doświadczeń, ale wszystko to odbywało się gdzieś głęboko w moim wnętrzu, daleko poza poziomem świadomości.

Myślisz, że – pomimo całej oryginalności twojej bohaterki – historia opowiadana w "Granicy" ma w sobie coś uniwersalnego?

Głęboko w to wierzę. Służące za podstawę scenariusza opowiadanie Johna Ajvide Lindqvista, którego nazywam czasem szwedzkim Stephenem Kingiem, zaintrygowało mnie dlatego, że wydało mi się współczesną baśnią. Choć w "Granicy" występują postacie z mitów i legend, jest ona jednocześnie opowieścią na wskroś realistyczną psychologicznie i zaskakująco mocno osadzoną we współczesnym świecie.

Pod jakimi względami "Granica" wydaje ci się szczególnie pasować do naszych czasów?

Dziś wszyscy nieustannie staramy się zdefiniować naszą tożsamość i Tina nie jest pod tym względem wyjątkiem. Moja bohaterka przez długi czas odczuwa rozdźwięk pomiędzy tym, kim jest, a tym, kim chciałaby być. Dopiero z biegiem czasu dojrzewa do tego, by przestać karmić się iluzjami i zaakceptować samą siebie.

Co, twoim zdaniem, sprawia, że Tinie udaje się osiągnąć ten cel?

Miłość, która spada na Tinę w najmniej oczekiwanym momencie. Choć moja bohaterka ma już swoje lata, z całą pewnością doświadcza tego uczucia po raz pierwszy w życiu. Jakkolwiek to nie zabrzmi, pod pewnymi względami "Granica" jest więc naprawdę romantycznym filmem.

Wasz film odniósł ogromny sukces na całym świecie. Czy zapadły ci w pamięć jakieś szczególnie zaskakujące reakcje widzów?

Wciąż jestem w szoku, gdy widzę, że nieznajomi ludzie z różnych krajów zadają sobie trud, żeby odnaleźć mnie w mediach społecznościowych i podziękować za film, z którego przekazem zdołali się mocno zidentyfikować. Jeśli chodzi o reakcje obserwowane na żywo, nigdy nie zapomnę pewnego pokazu "Granicy" w Los Angeles. Jako że całą ekipą pojawiliśmy się na scenie dopiero po seansie, nikt mnie nie rozpoznał, a jeden facet zaczął wręcz wydzierać się na całą salę: Nie! To niemożliwe. To przecież nie możesz być ty! A właśnie, że mogę i na tym polega cała magia kina!

GettyImages-957286760.jpg Getty Images © Pascal Le Segretain

Kiedy właściwie odkryłaś ją dla siebie po raz pierwszy?

Pierwszy impuls o tym, że chciałabym zostać aktorką, poczułam, gdy miałam 11 lat i usłyszałam od koleżanki, że pojechała do Sztokholmu, żeby wziąć udział w castingu do jednej z ról w adaptacji książki Astrid Lindgren. Nie pochodziłam z artystycznej rodziny i nie wiedziałam za dużo o sztuce, ale pomyślałam sobie Hej, też chciałabym pojechać do Sztokholmu i zagrać w filmie! Szybko o tym zapomniałam, ale uśpione pragnienia odezwały się znowu kilka lat później, gdy byłam w liceum i wzięłam udział w szkolnym przedstawieniu. Choć na scenie czułam się jak w domu i pomyślałam, że spróbuję uczynić z grania sposób na życie, nie do końca wierzyłam, że to się powiedzie. Gdy skończyłam szkołę, starałam się więc łączyć zajęcia w szkole aktorskiej ze studiowaniem psychologii, ale nie dawałam rady i postanowiłam w końcu postawić wszystko na jedną kartę.

Od razu udało ci się odnieść sukces?

Nic z tych rzeczy. Na początku nie było mi łatwo się przebić. Zdarzało się, że wieczorem grałam małą rólkę w teatrze szekspirowskim, a potem szybko przebierałam się i biegłam grać z koleżankami komediowy spektakl w jakiejś restauracji, bo musiałam się z czegoś utrzymać. Przed każdym z tych występów stresowałam się, że pomylę tekst i zacznę nagle mówić do tych spragnionych rozrywki ludzi skomplikowanymi cytatami z Szekspira.

Teraz jesteś już w zupełnie innym miejscu kariery. Wierzysz, że sukces "Granicy" otworzy ci drzwi do Hollywood?

To byłoby spełnienie marzeń. Choć w Szwecji mam dobrą pozycję, sporo gram w kinie, telewizji i teatrze, już od paru lat intensywnie myślałam o spróbowaniu sił na Zachodzie. "Granica" na pewno przybliżyła mnie do tego celu, ale w naszym kapryśnym zawodzie nigdy nie możesz być niczego pewny na sto procent.

Czy istnieją jacyś twórcy, z którymi szczególnie chciałabyś współpracować w przyszłości?

Hm, może z Pawłem Pawlikowskim? Niestety, nie widziałam jeszcze "Zimnej wojny", ale poznałam Pawła na rozdaniu Europejskich Nagród Filmowych w Sewilli i od razu uznałam go za czarującego mężczyznę. Na mojej liście na pewno znaleźliby się też bracia Coen. Żałuję, że swoich własnych filmów nie kręci Frances McDormand, która jest moją prawdziwą idolką. Kto wie, może kiedyś stanie w końcu za kamerą i do głównej roli wybierze właśnie mnie?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones