„Call of Juarez: Gunslinger” - nasze wrażenia z pokazu

Filmweb / autor: /
https://www.filmweb.pl/news/%E2%80%9ECall+of+Juarez%3A+Gunslinger%E2%80%9D+-+nasze+wra%C5%BCenia+z+pokazu-88828
Call of Juarez: Gunslinger” zaprezentowano pierwszy raz na Ubisoft Digital Days. Szykuje się mocny lifting podupadłej ostatnio serii Techlandu.


Gunslinger” to ze wszech miar czas powrotów. Ale nie tylko w zakresie tematyki. Choć znów pojawiamy się w czasach Jesse Jamesa i braci Daltonów, to przy okazji zmianie ulega także i mechanika gry. Prezentowana misja, pierwsza zresztą, polegała na pomocy znanemu przestępcy, Billy'emu the Kidowi w ucieczce z oblężonej przez stróżów prawa farmy. Brzmi jak gęsty, historyczny western? I tak, i nie. Droga do farmy wypełniona jest rzezią w nader komiksowym wydaniu, zaś same postacie stylistycznie zbliżają się bardziej do „Borderlands” niż pierwszej części „Call of Juarez”. Mimo że mamy do czynienia z prawdziwymi rewolwerowcami, wizerunki Billy'ego i jego nemesis, Pata Garretta, bardziej przypominają gwiazdy rocka niż ludzi z Dzikiego Zachodu.

Ta koncepcja, co ciekawe, jest spójna z resztą elementów gry. Mieści się tu choćby i narracja. Historię poznajemy bowiem w sposób niecodzienny dla shooterów. Nasz bohater siedzi w saloonie i opowiada stare dzieje, wśród których znajdzie się niejedna dykteryjka o koniokradach i bezlitosnych stróżach prawa. Taki sposób prowadzenia fabuły jest znacznie ciekawszy, gdyż poza komentarzami naszego bohatera raz po raz słyszymy także pytania i dyskusje jego słuchaczy. Oby w finalnej wersji gry było to rozwinięte tak dobrze, jak w pokazowej misji.
 

Call of Juarez: Gunslinger” to także szybkie, bezkompromisowe arcade. Liczba wrogów, których kładziemy podczas tej misji, da zajęcie lokalnemu cieśli aż do emerytury. W ostrej rozwałce wydatnie pomoże nam kilka rzeczy. Pierwszą jest oczywiście znane od dawna Concentration Mode, czyli klasyczny bullet time w stylu starych „Call of Juarez”. Ale do tego dochodzi także nowość, czyli Sense of Death. To tak naprawdę ułatwienie – gdy już mamy oberwać ostatnią kulką w karierze, pojawia się opcja uchylenia od pędzącego pocisku za pomocą lewego analoga. Naturalnie taki zabieg wykonamy tylko wtedy, gdy w prawym górnym rogu obecny będzie wizerunek kości do gry. Na koniec rzecz dość ciekawa, czyli fraza, która ciśnie się na usta po pierwszej strzelaninie. „Gunslinger” jawi się nieco jak „Bulletstorm” na Dzikim Zachodzie. Nie jest to ten poziom szalonej rozwałki (póki co?), ale wartości punktowe nad głowami przeciwników, odpowiednie bonusy za zabicie za pomocą eksplozji czy headshota mówią same za siebie. Brakuje tylko lassa, by móc zacząć kowbojskie tango.

Nasz rewolwerowiec podlega także prawidłom rozwoju bohatera. Na modłę tzw. "gier z elementami cRPG" dostajemy całkiem pokaźny zbiór umiejętności. Te podzielone są na kilka kategorii i skupiają się głównie na rozwinięciu cech związanych z szybkim strzelaniem i sprawnością w posługiwaniu się np. strzelbami. Przezabawnym dodatkiem jest odblokowanie za pomocą umiejętności tzw. autolock, czyli automatycznego celowania. 

Na podstawie raptem jednej widzianej przeze mnie misji przyznam, że powrót na Dziki Zachód na pewno zrobi dobrze „Call of Juarez”. „The Cartel”, ostatnia odsłona osadzona w czasach współczesnych nie należała do tytanów jakości. W przypadku nadchodzącego „Gunslingera” solą w oku tradycjonalistów będzie tu cyfrowa dystrybucja i uproszczenie rozgrywki, ale bądźmy szczerzy – i tak chodzi o strzelanie, a nie skradankę. Nie ma tu znanych z poprzednich odsłon braci McCall, ale za to pojawią się konkretne legendy Dzikiego Zachodu. Kto wie, może właśnie „Gunslinger” przywróci serii „Call of Juarez” należne honory.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones