Terrance Shade (Eric McCormack) wraz z dwójką dzieci, wyjeżdża na święta w góry do chaty, o której opowiadała mu przed śmiercią żona Leah (Jody Thompson). Po przybyciu na miejsce mężczyznę zaczynają dręczyć straszliwe zjawy. Terrance nie wie jednak czy to rzeczywistość, czy halucynacje i wytwory jego wyobraźni. Mężczyzna postanawia zabarykadować się w chacie, aby zapewnić bezpieczeństwo sobie i swoim dzieciom.
Fakt, nie widziałam od początku, ale nigdy mnie jeszcze tak żaden gniot nie zirytował. Błagam, o co w tym
chodziło, oprócz oczywistości, że gość miał zwidy po psychotropach i alku? Czemu zamknął tego starego, przed
czym się zamykał i co to była za wrzuta na końcu, ze typ odjeżdża w karetce, po tym jak policjanci...
Całkiem niezły, ale do dobrego horroru mu brakuje. To, co mi się podobało w tym filmie to załamanie czasu i utrata poczucia rzeczywistości. I choć od początku wiadomo, że to ojciec oszalał na skutek łączenia tabletek z alkoholem to i tak przyjemnie się go ogląda. Domniemane duchy, które rzekomo miały też widzieć...