Nowy dzień, nowa porcja recenzja z festiwalu w Wenecji. Tym razem Łukasz Muszyński obejrzał dreszczowiec Romana Polańskiego "Oficer i szpieg", a Małgorzata Steciak nakręcony w Arabii Saudyjskiej "The Perfect Candidate". "Ludzie honoru" (recenzja filmu
"Oficer i szpieg", reż.
Roman Polański)
Autor: Łukasz Muszyński Autobiograficzne wątki w twórczości
Romana Polańskiego to prawdopodobnie materiał na niejedną pracę doktorską.
"Oficer i szpieg" - autentyczna historia francuskiego żołnierza żydowskiego pochodzenia niesłusznie oskarżonego o zdradę stanu - dołoży do tego koszyka kolejny kamyk. W wywiadzie zamieszczonym w pressbooku filmu reżyser, na którym od pół wieku ciąży zarzut o gwałt na Samancie Geimer, przyznał wprost, że w opowieści o Alfredzie Dreyfusie widzi tę samą determinację w negowaniu faktów i potępianiu go za czyny, jakich się nie dopuścił. Pozostaje mieć nadzieję, że odbywająca się po raz enty dyskusja na temat problematycznej przeszłości artysty nie zagłuszy rozmowy o jego dziele. Nawet, jeśli trudno je zaliczyć do szczytowych osiągnięć twórcy
"Chinatown".
Głównym bohaterem filmu jest major Georges Picquart (
Jean Dujardin). Niedługo po tym, jak sąd skazuje Dreyfusa (
Louis Garrel) na dożywocie za szpiegostwo, oficer otrzymuje awans na pułkownika oraz posadę szefa wywiadu. W trakcie zaprowadzania w instytucji nowych porządków Picquart natrafia na dowody świadczące o tym, że najsłynniejszy więzień Francji może być niewinny. Kiedy jednak wojskowy przedstawia je przełożonym, trafia na zdecydowany opór. Z niewiadomych powodów nikomu w armii nie zależy na tym, by rozpocząć na nowo proces Dreyfusa. Nawet, jeśli prawdziwy zdrajca wciąż jest na wolności i właśnie ubiega się o posadę zapewniającą mu dostęp do ściśle tajnych informacji.
Choć przedstawione na ekranie zdarzenia miały miejsce na przełomie XIX i XX wieku,
"Oficer i szpieg" to film zadziwiająco aktualny. Polański do spółki ze współscenarzystą oraz autorem literackiego pierwowzoru Robertem Harrisem dowodzi, że świat nie zmienił się aż tak bardzo przez ostatnich sto lat. Już w czasach naszych prapradziadków potrafiono publikować fake newsy, niszczyć publicznie dobre imię niewinnych osób, a także dla politycznego zysku rozpalać ogień nienawiści przeciwko mniejszościom. Na przykładzie procesu Dreyfusa twórcy uzmysławiają również, jak łatwo jest przekonać społeczeństwo do poddania się logice absurdu. Zmusić do uwierzenia w absurdalne analizy ekspertów i nieistniejące dowody przestępstwa. Przekonać, że bezwartościowe zeznania w rzeczywistości obciążają oskarżonego. Gdyby ta historia nie wydarzyła się naprawdę, prawdopodobnie pomyślelibyście, iż zrodziła się w umyśle Franza Kafki.
Całą recenzję przeczytacie TUTAJ
"W świetle reform" (recenzja filmu
"Perfect Candidate", reż. Haifaa Al-Mansour)Autorka: Małgorzata Steciak Kilka miesięcy temu księżna Rima Bint Bandar została jako pierwsza kobieta w historii Arabii Saudyjskiej mianowana ambasadorką kraju w USA.
Haifaa Al-Mansour, autorka prezentowanego w konkursie weneckiego festiwalu
"Perfect Candidate" i przy okazji pierwsza saudyjska reżyserka, w swoim najnowszym filmie opowiada historię młodej lekarki walczącej o miejsce w radzie gminy. To opowieść o sile kobiecej determinacji i żmudnej pracy u podstaw, jaka wiąże się z wprowadzaniem w życie rewolucyjnych zmian.
Kiedy poznajemy Maryam, bohaterka wydaje się wcieleniem niedawnych reform przeprowadzonych w Arabii Saudyjskiej - do pracy jedzie własnym samochodem, jest cenioną lekarką w lokalnej klinice, zarabia własne pieniądze. Kiedy jednak chce wybrać się na konferencję w Dubaju, na lotnisku okazuje się, że jej pozwolenie na podróżowanie wygasło. Sprawę wyjaśnić może jedynie ojciec, jej prawny opiekun, który właśnie wyjechał w trasę ze swoim zespołem. Okienko z nowymi możliwościami uchyla się, ale tylko odrobinę. Kolega po fachu, którego Maryam chwilę wcześniej zagaduje w kolejce do odprawy, jest wyraźnie zakłopotany sytuacją - w końcu kobieta rozmawia z nim twarzą w twarz, jak równa z równym. Jeden z pacjentów, starszy pan przywieziony z wypadku, na widok kobiety-lekarki dostaje ataku histerii (w końcu za namową wnuka pozwala się zbadać, ale wyłącznie pod warunkiem, że zostanie wcześniej znieczulony). Maryam próbuje wyjaśnić sprawę przeterminowanej przepustki u znajomego urzędnika, który w wyniku nieporozumienia zapisuje ją jako kandydatkę w wyborach do lokalnej rady gminy. Sfrustrowana dyskryminacją, z którą mierzy się na co dzień, kobieta postanawia wystartować.
Podpisany przez
Al-Mansour, autorkę m.in.
"Mary Shelley" i
"Dziewczynki w trampkach" "Perfect Candidate" jest filmem szlachetnym w swoich intencjach. Niestety strategia artystyczna saudyjskiej reżyserki zbyt często rozbija się o scenariuszowe uproszczenia i inscenizacyjne ograniczenia.
Al-Mansour stara się uchwycić rozedrganą współczesność swojego kraju, zawieszonego między tradycją a nowoczesnością, opresją a desperacką potrzebą wolności, ale zbyt często rezygnuje z niuansów na rzecz założonej odgórnie tezy. Historia Maryam ociera się momentami o fabularyzowaną instrukcję na temat praw obywatelskich, w której reżyserka krok po kroku tłumaczy widzom (a raczej widzkom), jak zaangażować się w działania lokalnych struktur władzy.
Całą recenzję przeczytacie TUTAJ.