W dzisiejszej relacji z Lido prezentujemy Wam kolejne recenzje filmów walczących o główną nagrodę imprezy – Złotego Lwa. Łukasz Muszyński wybrał się na nowe dzieło twórcy "Jestem miłością", którego gwiazdami są Tilda Swinton, Ralph Fiennes i Dakota Johnson. Adama Kruka rozsierdziło natomiast "Endless River" w reżyserii Olivera Hermanusa.
***
Nad basenem (rec. filmu
"A Bigger Splash")
Miłość – rozumiana zarówno jako komunia dusz, jak i gorączka ciał – wciąż jest podstawowym paliwem kina
Luki Guadagnino. Napędza ekranowe zdarzenia, generuje konflikty, a przy tym jest fotogeniczna, co w przypadku niezwykle sensualnych filmów Włocha ma olbrzymie znaczenie. O ile jednak kiedyś reżyser apelował, by słuchać serca i zerwać krępujący moralny gorset, dziś wydaje się znacznie bardziej racjonalny. Miłość – przypomina twórca
"A Bigger Splash" – daje siłę, ale bywa też destrukcyjnym żywiołem.
Przekona się o tym bogini rock and rolla, Marianne Lane (w tej roli muza
Guadagnino,
Tilda Swinton). Jeszcze niedawno w krzykliwym kostiumie i charakteryzacji a la Ziggy Stardust rozgrzewała do czerwoności stadiony. Teraz na malowniczej sycylijskiej wyspie Pantelleria próbuje przywrócić do użytku chorą krtań, w czym wspiera ją troskliwy partner Paul (
Matthias Schoenaerts). Para spędza dni na łapaniu opalenizny, wycieczkach po okolicy i łóżkowych akrobacjach. Idylla kończy się z chwilą, gdy w bramie willi staje dawny kochanek Marianne, producent muzyczny Harry (
Ralph Fiennes), wraz ze swoją dopiero co poznaną córką Penelope (
Dakota Johnson). Każde z gości będzie próbowało na swój sposób zdemolować życie osobiste gospodyni.
Choć nakreślona powyżej sytuacja sprawdziłaby się świetnie jako punkt wyjścia w dreszczowcu,
Guadagnino oparł się pokusie zrobienia kina gatunku. I to pomimo tego że miał pod ręką wszystkie niezbędne składniki: tajemnicę z przeszłości, bohaterów uwikłanych w psychologiczną rozgrywkę, seks, a nawet zbrodnię. Autor ostentacyjnie ignoruje jednak wszystkie nadarzające się okazje, by zagęścić atmosferę i wzbudzić minimalny choćby dreszczyk napięcia.
Całą recenzję Łukasz Muszyńskiego można przeczytać TUTAJ. Uciekaj z kraju (rec. filmu
"Endless River")
Oliver Hermanus znany jest w Polsce z filmu
"Piękno" – brutalnego obrazu życia przykładnego ojca południowoafrykańskiej rodziny, który po godzinach bierze udział w seansach męskiego seksu grupowego. W najnowszym, trzecim napisanym i wyreżyserowanym przez siebie filmie, urodzony w Cape Town twórca znów pokazuje wycinek z życia w RPA. Niełatwego, bo kraj targany jest przestępczością (także tą zorganizowaną), niezaleczonymi napięciami rasowymi, biedą i nierównościami społecznymi. Tym razem jednak pesymizmu, który serwuje
Hermanus, nie wynagradza widzowi jakość filmu. Przez cały seans musi się on męczyć niczym bohaterowie
"The Endless River".
W pierwszej scenie obserwujemy powrót z więzienia Percy'ego (
Clayton Evertson), na którego wiernie czeka żona Tiny (
Crystal-Donna Roberts), tak jak wiernie czekała przez cztery lata odsiadki. Jednak w domu jest także teściowa Mona (
Denise Newman), która odsłania prawdziwe oblicze stosunków w kraju, czyli przemocowe. Rozstawia młodych po kątach, nic więc dziwnego, że Percy nie chce siedzieć w tak "przyjemnej atmosferze". Wychodząc jednak, styka się z tym, co do więzienia go sprowadziło – koleżkami spod ciemnej gwiazdy, alkoholem, hazardem. Wciąż towarzyszy mu pokusa powrotu na drogę przestępczą. W międzyczasie miejsce ma krwawy napad na rodzinę mieszkającego w okolicy Francuza Gillesa (
Nicolas Duvauchelle). Czy Percy mógł mieć z tym coś wspólnego?
Tytuł filmu
"The Endless River" wbrew pozorom nie pochodzi od nazwy płyty
Pink Floyd. Miasteczko, w którym toczy się akcja filmu, nazywa się Riversonderend, co oznacza w Afrikans bezkresną rzekę. Ta niewielka osada jest równoprawnym bohaterem filmu – ponura, izolująca, nie gwarantuje żadnej przestrzeni wspólnej, prócz spelun i przydrożnych knajpek. Tutaj każdy jest tu tak naprawdę sam. Dla Gillesa i Tiny, których losy w tragiczny sposób się połączą, szansą na minimum szczęścia jest wyprawa w nieznane.
Całą recenzję Adama Kruka można przeczytać TUTAJ.