Relacja

TOFIFEST 2013: Kino dla wyjątkowo cierpliwych

autor: /
https://www.filmweb.pl/article/TOFIFEST+2013%3A+Kino+dla+wyj%C4%85tkowo+cierpliwych-99902
Tofifest w Toruniu nazywany jest przez swoich organizatorów festiwalem niepokornym. Jeśli ktoś z Was przekonany był, że to jedynie chwytliwe hasło promujące, ten powinien był w środę wybrać się na dwie projekcie w konkursie głównym. Zarówno kubański "Basen", jak i austriackie "Godziny otwarcia" pokazują, jak bardzo niepokorna jest to impreza. Oba filmy z trudem odnalazłyby się w repertuarze typowego kina.


"Basen"

Mechanizmy grupowe
(recenzja filmu "Basen")

Letni dzień na Kubie. Pogoda w kratkę: raz słońce, raz ulewa. Na otwartym basenie jak co dzień spotyka się grupa wyjątkowych nastolatków. Pod okiem byłego pływaka spędzają dzień w wodzie, integrując się ze sobą, nie zawsze bezkonfliktowo.

"Basen" nie jest typową produkcją filmową. Na próżno szukać w nim fabuły w klasycznym tego słowa rozumieniu. Film nie ma wprowadzenia, rozwinięcia i zakończenia. Ramy czasowe wyznaczają godziny otwarcia basenu. Wydarzenia definiowane są przez bohaterów, których dotyczą. Są to jednak zdarzenia z rodzaju "tu i teraz". Nie dowiemy się praktycznie niczego o życiu postaci. Może tylko tyle, że Oscar z jakiegoś powodu zawsze milczy, Diana nie ma jednej nogi, a ich instruktor Esteban kiedyś był pływakiem sportowym. Na grupę składają się jeszcze Rodrigo, mający problemy z chodzeniem oraz Dani, chłopiec z zespołem Downa.

 

Debiutujący w roli reżysera Carlos Quintela nie jest zainteresowany opowiadaniem pełnych biografii bohaterów. O wiele bardziej ciekawi go to, co się dzieje obecnie. Bez znajomości kontekstu historycznego przypatruje się (i zachęca do tego widzów) interakcjom, obserwuje mechanizmy grupowe, tarcia, konflikty i sojusze. W "Basenie" nie dzieje się tak naprawdę nic spektakularnego, nie zobaczymy żadnych dramatycznych wydarzeń zmieniających losy bohaterów. To kino celebrujące codzienność, odkrywające skarby w milczeniu i niedopowiedzeniu. "Basen" to ni mniej, ni więcej niż obraz życia, jakie prowadzimy. Nie mamy w nim dostępu do myśli innych ludzi, nie znamy ich sekretów, chyba że sami się z nami nimi podzielą. Jedyne, co nam pozostaje, to zachowanie, którego jesteśmy świadkami i na które możemy reagować.

Dla tych, którzy potrafią patrzeć, "Basen" będzie doświadczeniem bogatym i inspirującym. Film Carlosa Quinteli wymaga jednak od widza skupienia i uwagi oraz odrzucenia typowego dla kina rozrywkowego oczekiwania linearnej fabuły obfitującej w zwroty akcji.

Resztę recenzji Marcina Pietrzyka przeczytacie TUTAJ.


O przemijaniu życia i trwaniu martwej natury (recenzja filmu "Godziny otwarcia")

"Godziny otwarcia" to film, który nie nadaje się do multipleksów. Dzieło Jema Cohena jest zbyt efemeryczne, by mogło się odnaleźć w sztywnych ramach kinowej dystrybucji. To rzecz istniejąca na pograniczu wielu gatunków sztuki wideo: jest w nim odrobina filmu dokumentalnego, są impresje wideo i wreszcie elementy performance'u. Ten film nie jest przeznaczony do oglądania, a do kontemplowania. Cohen próbuje prowadzić z widzami dialog. Ale żeby rozmowa się udała, widz musi mówić tym samym co reżyser językiem. Obawiam się jednak, że zna go jedynie garstka osób.



W teorii "Godziny otwarcia" mają fabułę. Jej bohaterką jest Kanadyjka Anne, która przybywa do Wiednia, kiedy otrzymuje telefon z informacją, że jej kuzynka leży w szpitalu pogrążona w śpiączce. Za młodu kobiety były sobie bliskie, ale od lat nie miały ze sobą kontaktu. Teraz Anne trafia do obcej metropolii i próbuje się odnaleźć w stresującej sytuacji. Pomocną dłoń wyciąga do niej pracownik muzeum sztuki. Pokaże jej Wiedeń, pomoże w kontaktach z lekarzami, zajmie ją rozmową, której tematem będzie wszystko od sztuki przez wrażenia, jakie zostawiają po sobie różne miejsca w Wiedniu, po życie, przemijanie i śmierć.

W rzeczywistości "Godziny otwarcia" są filmem pozbawionym sztywnej konstrukcji. Jest to raczej zbiór drobnostek, detali, chwil. Każdej z nich reżyser poświęca sto procent swojej uwagi i nadaje im rangę niezwykłości. Przez to całość sprawia wrażenie istoty magicznej, której nie sposób uchwycić, którą można zauważyć kontem oka, ale która wywołuje silną reakcję emocjonalną. Jem Cohen stara się chwycić w dłonie to, co przemija i w ten sposób zrozumieć wieczność. Rozmowy bohaterów, obcowanie z cudami sztuki wysokiej i pięknem ukrytym w codzienności ulicy – to wszystko ma na celu przybliżenie widza do tajemnicy, jaką jest życie i śmierć. Cohen skupia się na tym, co ponadczasowe, by oswoić nas z ideą przemijalności. Bowiem nawet to, co niezmienne, cały czas ulega zmianie, nawet jeśli nie w swej istocie, to z całą pewnością ze względu na odbiór obserwujących dane dzieło z perspektywy zmieniającego się czasu.

Resztę recenzji Marcina Pietrzyka przeczytacie TUTAJ.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones