Wywiad

Rozmawiamy z twórcami "Wiedźmina: Zmory Wilka"

autor: /
https://www.filmweb.pl/article/Rozmawiamy+z+tw%C3%B3rcami+%22Wied%C5%BAmina%3A+Zmory+Wilka%22-143578
Rozmawiamy z twórcami "Wiedźmina: Zmory Wilka"
Świat Geralta z doczepioną doń etykietką Netflixa rozrasta się dynamicznie, a ścieżki odchodzące od serialu z Henrym Cavillem biegną w cokolwiek niespodziewanych kierunkach. Bo kto przewidziałby prequel i spin-off zarazem, zrealizowany w estetyce anime?

Choć danie główne, czyli drugi sezon serialu Netflix zaserwuje dopiero w grudniu, nie sposób potraktować mającego dzisiaj swoją premierę "Wiedźmina: Zmory Wilka" wyłącznie jako przystawki. O tym dlaczego, opowiadają nam Lauren Schmidt Hissrich – showrunnerka serialu i producentka filmu, Kwang Il Han – reżyser, oraz Beau DeMayo – scenarzysta.

***


Wybaczcie, że zacznę od dość konwencjonalnego i wyświechtanego pytania, ale jestem ciekawy, jak w ogóle narodził się ten projekt, który długo trzymaliście w tajemnicy.



Lauren Schmidt Hissrich: Zaczęliśmy pracę nad filmem już w 2018 roku, kiedy ślęczeliśmy nad pierwszym sezonem serialu, czyli faktycznie dość dawno temu. I od samego początku mieliśmy świadomość tego, że nie damy rady opowiedzieć za pośrednictwem serialu wszystkiego, co chodziło nam po głowie. Historia Vesemira była jedną z tych, które po prostu musiałam przenieść na ekran, szczególnie że wyjaśnia ona między innymi, jak doszło do upadku Kaer Morhen i pozwala spojrzeć ze świeżej perspektywy na wydarzenia z drugiego sezonu, gdzie zobaczymy ledwie odbicie dawnej świetności twierdzy. Istotnym było też dla nas pokazać człowieka będącego dla Geralta figurą ojcowską. Dziś jest to mężczyzna zgorzkniały, u nas to jeszcze zadziorny młodzieniec. Można powiedzieć, że serial odpowiada na pytanie, jakim ojcem byłby Geralt, a film – jakim ojcem mógł być Vesemir dla niego. Pomaga to zrozumieć obie postacie.

Dzięki książkom, grom i oczywiście serialowi z "Wiedźminem" niezmiennie związane są wysokie oczekiwania, dlatego każdemu projektowi spod tego szyldu towarzyszy pełna fanowskiej ekscytacji nerwowość czy i tym razem się uda. Czy Wy również ją odczuwacie?



Beau DeMayo: Tak, podczas pisania scenariusza do filmu nie sposób było nie myśleć o konkretnej publice, która będzie potem nasze dzieło oglądać. Zresztą sam miałem w stosunku do siebie spore wymagania, bo, będąc graczem, poznałem ten świat na studiach poprzez gry, których byłem fanem. Ale to jednak książki były dla mnie, już jako scenarzysty, punktem wyjścia i kiedy zasiadałem do pracy, zastanawiałem się podczas lektury Sapkowskiego, kim Vesemir mógłby być jako młodzieniec. I choć gry mówią całkiem sporo o upadku Kaer Morhen, to powieści już nie, jest to jedynie wzmiankowane, dlatego miałem sporo swobody. Czułem, że póki trzymam się kursu wyznaczonego przez oryginał, to dam radę.


Mówisz o swobodzie, ale jako że równolegle pracujecie nad różnymi wiedźmińskimi projektami, czy trudno było wszystko do siebie dopasować, skoordynować prace?



BDM: Pisałem scenariusz filmu, jednocześnie pracując przy odcinkach serialu, dlatego wszystko wyszło dość organicznie. Nie musieliśmy się ograniczać i patrzeć sobie wzajemnie na ręce.

LSH: Daję scenarzystom sporo swobody, bo zatrudniamy najlepszych ludzi, właśnie po to, by mieć do nich zaufanie. Przy filmie to ja się sporo uczyłam. Nie mam zbytniego pojęcia o animacji i oddałam kontrolę specjalistom. Nadzorowałam jedynie sposób tkania tej opowieści.

Kwang Il Han: Ja jednak czułem lekką presję, bo niespodziewanie zaoferowano mi duży projekt powiązany z szalenie popularnym popkulturowym fenomenem. Lecz moim sposobem na radzenie sobie z podobnymi sytuacjami jest metodyczna, codzienna, rutynowa praca, z dnia na dzień.

LSH: Koordynacja działań nie była trudna, bo pracowaliśmy razem, równolegle i grupowo, nikt z ekipy scenariuszowej nie miał niczego do nadrobienia. Lecz umyślnie pozwalaliśmy sobie na pewne, że tak powiem, nieścisłości. Przykładowo samo Kaer Morhen wygląda inaczej w wersji animowanej niż w serialu, bo dopasowaliśmy niektóre rzeczy do medium, żeby sprawdziły się lepiej w danej formie.

Anime to estetyka dająca sporo swobody, ale idzie z nią również zestaw mocno skonkretyzowanych skojarzeń. Jak ten sposób opowiadania przysłużył się historii?



BDM: Przede wszystkim musieliśmy zadbać o dynamikę także w scenach statycznych, co jest według mnie pewnym wyróżnikiem anime. Ale z drugiej strony mieliśmy ogromną dowolność w sekwencjach akcji i mogliśmy sobie pozwolić na naprawdę dużo. Musieliśmy się wręcz ograniczać, żeby nas zbytnio nie poniosło i aby nasze pojedynki nie przypominały tych z "Dragon Ball", ale były spójne ze światem "Wiedźmina". Dzięki swobodzie i pewnej niefrasobliwości, z jaką anime operuje przemocą – a dodam, nasz film nie jest dla dzieci – mogliśmy pokazać, że to jest naprawdę brutalny i nieprzyjemny świat i bycie łowcą potworów to absolutnie nic fajnego.

LSH: Od początku chcieliśmy opowiedzieć tę historię jako animację, bo dawało nam to ogromne możliwości i pole do popisu. Budżet serialu nigdy nie pozwoliłby nam pokazać spektakularnej bitwy o Kaer Morhen, która wymagałaby ogromnej liczby statystów, efektów specjalnych i tak dalej. Na estetykę anime zdecydowaliśmy się dlatego, że dzisiaj "Wiedźmin" to globalny fenomen, który rozpoczął się od książek, a potem rozlał na gry i serial, przy czym każde z tych dzieł jest od siebie różne. Chcieliśmy przesunąć granicę jeszcze dalej. Dlatego padło na anime.



KIH: Szczerze mówiąc, byłem zaskoczony, kiedy dowiedziałem się, że będziemy robić pełnometrażowe anime ze świata "Wiedźmina", ale, czytając scenariusz, uspokoiłem się, bo okazało się, że to świeża rzecz, która sprawnie wykorzystuje animowaną estetykę. Oczywiście nie mam pojęcia, jak na taki ruch zareagują fani, lecz jako zawodowiec uważam, że jeśli robię coś z pełnym przekonaniem, że będzie to dobre, publika to wyczuje.

Podczas seansu "Zmory Wilka" krążyły mi po głowie różnorakie słowa-klucze, którymi mógłbym opisać poruszaną tam problematykę, ale jestem ciekawy, jak Wy opisalibyście krótko, o czym traktuje ten film. O odpowiedzialności, poczuciu winy, etyce, moralności?



BDM: Pytaniem, które ciąży nad losami Geralta i innych postaci z tego uniwersum zawsze brzmiało według mnie tak: czy cel uświęca środki? Czy można zrobić coś złego, aby naprawić czyjąś krzywdę? U Sapkowskiego nawet jak wygrywasz, to ponosisz klęskę.

KIH: Wydaje mi się, że o odpowiedzialności. Vesemir z początku nie robi wrażenia kogoś, komu moglibyśmy powierzyć swoje życie, ale po obejrzeniu filmu być może zmienimy zdanie, bo z czasem dorasta on do odpowiedzialności. Tak, to jest to słowo-klucz, którego bym użył.

LSH: A ja powiedziałabym, że tematem jest rodzina. Kto się nią dla ciebie staje, kiedy odetniesz się od tych, z którymi łączy cię faktyczne pokrewieństwo? Chciałam też pokazać, że na przestrzeni setek lat wiedźmini byli społecznością polaryzującą ludzi, dla niektórych są bohaterami, dla innych złoczyńcami. Polityka Kontynentu nie różni się, niestety, od tej, której jesteśmy świadkami w naszym świecie. Sapkowski nigdy nas nie oszukuje, że wszystko kończy się dobrze, zdaje się raczej mówić, że historia lubi się powtarzać.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones